Ciągle bez melodii

Piotr Kowalczyk

Out Of Tune "Lights So Bright", EMI Music Polska

Out Of Tune "Lights So Bright"
Out Of Tune "Lights So Bright" 

Miło obserwować muzyczny rozwój jednego z najbardziej kontrowersyjnych młodych zespołów ostatnich kilku lat.

W czasie swojej kilkuletniej kariery warszawsko-józefowski Out Of Tune przeżył sporo dziwnych zawirowań. Gdy 4 lata temu po raz pierwszy widziałem ich na żywo, chłopcy ledwo posługiwali się instrumentami, a ich podejście do "nowego post-punka" spod znaku Bloc Party i Franz Ferdinand, wydawało się, nazwijmy to, mało autorskie. Mimo to los początkowo im sprzyjał. Zespół szybko zaczął brylować w okolicznościach niedostępnych innym nieopierzonym garażowcom. Na ich koncercie potrafiło pojawić się ponad 500 osób, dostawali ciepłe sygnały od autorów trójkowej Offensywy. Supportowali też samych Junior Boys.

Z czasem ich kompetencje muzyczne rosły. Jak to w polskim show-biznesie - wszystko jest jednak mocno nieprzewidywalne. Zespół czynił muzyczne postępy, ale w pewnym momencie warszawscy "liderzy opinii" nagle odwrócili się od kapeli Eryka Sarniaka. Zespół z lokalną popularnością i szybko zdobytym kontraktem w dużej wytwórni, przerodził się we wroga publicznego nr 1. Z okazji debiutanckiego albumu (sierpień 2008), na Out Of Tune nie zostawiono suchej nitki - mimo że de facto była to kapela dużo lepsza, niż w chwili, gdy obwieszczano ją nadzieją polskiej muzyki niezależnej.

Być może fatalne recenzje dały Erykowi Sarniakowi i spółce do myślenia. Postanowili nie wystawiać się ponownie na ataki "hejterów" i mocno popracowali nad nowym materiałem - przede wszystkim nad jego różnorodnością. Dużo musiała dać także wymiana sekcji rytmicznej. Nowy duet Dykiert (bas) - Kukla (bębny) pokazuje na "Lights So Bright" chwilami ogromny potencjał.

Out Of Tune nadal obraca się w rejonach "nowej nowej fali" - gitarowych piosenek z tanecznym bitem i elektronicznymi dodatkami. Tym razem jednak, być może za sprawą producenta (jest nim Goodbye Khris z Dick4Dick), nie brzmią one płasko. Zawierają więcej agresji i polotu. Sarniak pewniej się czuje także ze swoim angielskim i chętnie prezentuje różne pomysły na siebie jako wokalistę. Jest to znaczne urozmaicenie w porównaniu do potwornie jednostajnego pod tym względem debiutu. Są tu w jego wykonaniu momenty a capella czy fragmenty "naturalnego" mówienia po angielsku. Brzmi to czasem nadal nieco sztucznie, ale ma swój urok.

Zespół dużo odważniej korzysta z syntetyzatora i wszelkich studyjnych nowinek. Otwierający płytę twór "Cash And Hearts" to syntetyczny post-punk, którego nie powstydziliby się Hot Chip. "Kid You Not" to także utwór, który w wersji live na pewno zmusi niejednego nastolatka do tańczenia. Zespół nie boi się pójść w bardziej radykalnym kierunku - "Ich bin ein Danceiger" opiera się na zdehumanizowanym riffie syntetyzatora. Podobnie "Unknown Source" aż prosi się o zremiksowanie na potrzeby któregoś ze składów electro. To już nie jest banalny taneczny punk, tylko muzyka zdecydowanie "post-taneczna" albo wprost klubowa, z ciągotami w stronę bardziej eksperymentów. "Harry W." to najbardziej dziki utwór w dotychczasowej karierze Out Of Tune. Może się skojarzyć z wczesnymi singlami Klaxons. Atonalny riff, pogoń bębnów oraz Sarniak śpiewający falsetem - tego nie spodziewali się chyba najwięksi entuzjaści Out Of Tune "Pourville" znów imponuje gęstą fakturą syntetyzatora, wokali, nietypowo melodyjnych gitar i nietypowych bębnów.

Jak bardzo inny jest to band od tak przewidywalnego Out Of Tune z 2008 roku, potwierdzają dwa utwory. "Shaking Hands" to instrumental z wokalnymi przebitkami. Basista gra w tym kawałku obłędnie i znów piosenka amorficznemu tłu syntetyzatora oferuje zupełnie inną dynamikę dzięki niż standardowy dance-punk. Postawienie tej kompozycji obok, którejkolwiek z dorobku "starego Out Of Tune" pokazuje, jaką ambicją i pracowitością wykazali się w ciągu ostatnich 2 lat muzycy. "The New Black (Part 2)" opiera się na transowych bębnach i zabawach syntezatorem. Tak naprawdę ten utwór mógłby się znaleźć w dorobku jakiegoś mniej znanego przedstawiciela niemieckiego kraut-rocka. Właśnie dzięki takim (świadomym lub nie) nawiązaniom "Lights So Bright" to album na swój sposób dezorientujący. I bardzo dobrze.

Jedno tylko nie pozwala uznać tej płyty za wyjątkowo dobrą. Ten szczegół to... po prostu melodie. Te wydają się wciąż niezbyt błyskotliwe. Ten element powoduje, że nadal w produkcje Out Of Tune, ciężko się zaangażować. Nie jest to znajomość na więcej niż kilka przesłuchań. Zespół bardzo mocno popracował nad dynamiką utworów, ich barwą, fakturą, konstrukcją, ale trochę zapomniał o melodiach. Gdyby nie one, "Lights So Bright" byłoby jednym z najlepszych polskich gitarowych albumów 2010 roku.

6/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas