Burial "Antidawn": Nie ma gdzie iść [RECENZJA]
Czy to lęki chorego świata w pigułce, czy lekarstwo na nie? Na to pytanie warto odpowiedzieć sobie samemu. Najważniejsze, że Burial nie będzie się szarpał o twoją uwagę, żeby cię do tej odpowiedzi zmusić. Jako muzyczny narrator jest równie skromny, co świadomy i angażujący.
Gdybym miał powiedzieć, co jest najgorsze w pandemii, wskazałbym na nadmiar bodźców. Płynący zewsząd potok informacji, prognoz, danych, analiz, opinii i spekulacji. Wszystko to męczące, bo sprzeczne, do nieustannego weryfikowania, do permanentnej dyskusji. Do puli dorzucam korporacje w pełni świadome (również dzięki zebranym danym) tego, że sporo z nas pracując z domu i mniej wychodząc uwolniła pokłady czasu, który chętnie nam zagospodarują. Do całodobowego szumu informacji dochodzi brzęczenie akwizycji. Kup, kliknij, posłuchaj, zobacz. Coraz głośniej, coraz głupiej, coraz intensywniej, żeby tylko skupić na moment uwagę.
Przy tym wszystkim nowy Burial wydaje się jak maść na ranę. Brytyjski producent, w swoim czasie elektroniczny rewolucjonista zamieniający klubowy parkiet w miejsce kultu, idzie tym razem w redukcję. Proponuje coś, co najbezpieczniej będzie określić połączeniem ambientu z wsobnym, nieśmiałym r'n'b. Z szumów, stukotów, dzwoneczków, łopoczącego wiatru wyłaniają się ładne, przetworzone, tonące w pogłosach, "pożyczone" wokale. Jeżeli puls, to delikatny, podskórny, no chyba, że to druga połowa "Shadow Paradise", które w połowie budzi się, intensywnieje, zaczyna kołatać, ulegać mało płynnym metamorfozom. Ale nawet tam jest subtelnie.
Dźwięki natury, na przykład burzy i deszczu, nasuwają na myśl nagrania terenowe, które ludzie puszczają sobie po ciężkim dniu, żeby uciec od dyszących metropolii. Burial operuje zbawienną ciszą, to środek artystyczny funkcjonujący tu na prawach takich samych jak inne, na przykład sample. Raz doprawione dosłownie szczyptą etnicznego, inny razem przybrudzone w myśl abstrakcyjnej elektroniki kompozycje rzeczywiście wydają się prawdziwymi, przemyślanymi kompozycjami, toteż angażują, odrywają. Nie brak im finezji, uroku i domknięcia, zbilansowania słyszalnego tak dobrze w pełni przystępnym "New Love". To czyni je fantastyczną muzyką do zasypiania. I proszę bardzo, choć uważałbym na to, co się może przyśnić. Zwłaszcza, kiedy zasypia się w pojedynkę.
"Antidawn" to zszywka. Z wielu pojedynczych fragmentów mogłyby pączkować całe utwory. Sam chętnie rozdmuchałbym trochę kontrast między majestatycznym podmuchami syntetycznego zimna w "Upstairs flat" z tym wysokim, cytowanym śpiewem. Ale nie pączkują, dostajemy szkice, impresje, strzępki historii jakby wyrwane z jej środka. Resztę możemy sobie domalować, tak to ma działać, trochę słów jednak pada. Na przykład "Chodząc ulicami, kiedy mrok zapadnie / nie ma gdzie, nie ma gdzie iść" z otwierającego "Strange Neighbourhood".
Kolejny kawałek, tytułowy, wprost sugeruje, że to nagranie ze złego miejsca. To miejsce, to może być umysł znękany wszystkim tym, co na świecie, ale po muzyce nie należy oczekiwać prostego ukojenia. Buriala można śmiało posądzać o deklarację covidowej samotności, świadomość przemijania - nas i życia, które znamy, o zastrzyk z nostalgii i melancholii. I płyta rezonuje emocjonalnie. Może myśli mnożyć, nie wyciszać. Za spokojem kryje się niepokój, za wolnością i otwartym światem - klaustrofobia.
To, czy to będzie bezpieczna muzyka tła, czy przejmująca podróż, czy bezkresna przestrzeń, czy labirynt, to w dużej mierze kwestia wrażliwości odbiorcy. Na koniec chciałbym chociaż zdanie o wrażliwości Buriala, która odciska się na jego dziełach w wyjątkowy sposób niezależnie od tego, w jakiej konwencji by nie tworzył. Po tym poznajemy artystów dużego kalibru. Z nienachalnością, nienatarczywością "Antidawn" pięknie idzie w parze jego skuteczność. Stąd apel do muzyków - reżyserujcie nam nastroje subtelniej, a barokowemu strachowi przed pustką niech ustąpi miejsca modernistyczny strach przed nadmiarem. Wszyscy skorzystamy.
Burial "Antidawn", Hyperdub
9/10