Reklama

Brokat, robot i futerka

Furia Futrzaków "Furia Futrzaków", My Music

Dobry, oryginalny, elektroniczny pop, który zdolny jest zatrzymać słuchacza na dłużej. Po płytach Loco Star badacze wiedzieli, że to możliwe, ja jednak nie dowierzałem, a może chciałem odlecieć nieco dalej... Dopiero wiadomość od Kingi Miśkiewicz i Andrzeja Pieszaka obudziła we mnie nadzieję.

Bajecznie barwna przesyłka trafiła do moich rąk. Spojrzałem na znaczek. Stempel głosił "Furia Futrzaków". Ciekawe... Wewnątrz znajdowała się płyta z napisem "107". Włączyłem. "Sto siedem gór musisz przejść, przepłyniesz sto siedem rzek, ja znikam gdzieś we mgle, ukrywam się, bo chcesz znaleźć mnie" - śpiewała Kinga. Miała rację, rzeczywiście zapragnąłem odnaleźć Furię Futrzaków. "Wybacz, ale nie mógł zostać ślad na żadnej z map" - ciągnęła dalej wokalistka. Cholera, a ja przysłuchując się muzyce Pieszaka, myślałem, że to gdzieś koło Szwecji. No bo syntezator jak u The Knife, co nieco z przewrotnej dyskoteki Sally Shapiro, podskórna energia Little Dragon. I jeszcze wszystko wyraziście, a zarazem miękko brzmi.

Reklama

Zęby zjadłem na poszukiwaniach, ale znalazłem! Miejsce, które mnie oślepiło, bo mieniło się wszystkimi kolorami tęczy. Wyglądało jakby spadł na nie deszcz "Brokatu", ale nie było kiczowate. Pilnował go za to archaiczny robot. Na wstępie spiorunował mnie warczącym basem, niepokojącym rytmem, uzupełnionym mnóstwem dziwnych elektronicznych odgłosów. "Wbiłam ci gwoździe w każdą część" - wyznał przetworzony głos. Nie dość, że maszyna, to jeszcze kobieta! "Stalowa krew stygnie już" - usłyszałem. Wrzasnąłem przerażony. Znalazłem się w jakiejś fantasmagorii Lema!!!

- Nie bój się, to Kinga śpiewa przez mikrofon do tej kupy złomu - upomniał mnie Michał Hofmann, znany mi z okołohiphopowego zespołu Afro Kolektyw. Jak się tu u diabła znalazł? - Ona kombinuje z wokalami, szatkuje je, deformuje. Tutaj tak trzeba, wszystko jest zelektryfikowane. Przywiązała się do tego gruchota strasznie, zaklina go na tysiąc sposobów, a on nic. Jego serce nie bije. A "Serce Robota" to deficytowy towar - wyjaśnił.

- Ty też tu jesteś? - zapytałem zdziwiony.

- Tak, tu wszystko jest takie inne, pomagam Kindze i Andrzejowi - przyznał. - Kręci się tu też ten szwedzki producent Peter Bergstrand.

Skierowałem się ku wielkim, wymalowanych w prążki wrotom. Zadzwoniłem. "Nie możesz wejść, masz zbyt dużo słów, ślady twoich stóp znają kolor snów zbyt jasny" - zawyrokowała przez głośnik Kinga.

- Co? - zapytałem oszołomiony. "Tak przykro mi, kończy się twój lot, gdzie masz klucz do drzwi, nie jesteś stąd" - wyjaśniła dziewczyna wysokim, hipnotycznym śpiewem do wtóru przestrzennego, stonowanego podkładu.

- "Impreza Zamknięta" - mruknąłem. - Zupełnie, jak w Warszawie.

Ale Andrzej chyba ją przekonał. - Wchodź - zawyrokowała.

Odrealniona Furia Futrzaków zaiste dziwnie działa na zmysły. Kingę nosi - jest ciepła, kobieca, ale też piszczy, zdarza się jej krzyknąć. Kate Bush i Bat For Lashes w jednym. Miewa "Nastroje". "Wiesz unoszę się, nie pierwszy i nie ostatni raz, i tak na pewno znasz, jak wolisz są inne, takie jak ja" - wyznała.

- No co ty... - zaprzeczyłem szybko.

Swoją drogą, Andrzej również jest nieprzewidywalny. Raz swoją melancholię nurza w głębi nasuwających na myśl Londyn niskich tonów, potem buja się zadowolony do house'owego rytmu, chwilę później pastwi się cyfrowymi gadżetami nad czarnymi brzmieniami.

Ale nie czuję się zagubiony, tak tu przyjemnie i kulturalnie. Łatwo się zaaklimatyzować. Chyba na jakiś czas tu zostanę.

8/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama