Reklama

Alanis Morissette "Such Pretty Forks in the Road": Upij się z nią na smutno [RECENZJA]

Dobra płyta, a jednak trochę stracona szansa. Czyli o sojowym latte, czapkach uszankach i o tym, dlaczego powinno się przymusowo przeprowadzić Alanis na północ Europy.

Dobra płyta, a jednak trochę stracona szansa. Czyli o sojowym latte, czapkach uszankach i o tym, dlaczego powinno się przymusowo przeprowadzić Alanis na północ Europy.
Alanis Morissette na okładce płyty "Such Pretty Forks in the Road" /

Morissette trochę ma farta, a trochę w ogóle nie ma. W 1995 roku swoim trzecim albumem, mutiplatynowym "Jagged Little Pill", z łatwością (i z dobrym teledyskiem do "Ironic") przebiła się do głównego obiegu, ale dobre wiatry dla tego typu muzyki w mediach mainstreamowych powoli już zaczynały cichnąć, a wiać już wkrótce miało z innych, obcych artystce kierunków.

I tak to, mimo siedmiu nagród Grammy, siedzi nam Alanis trochę okrakiem na płocie między światem muzyki komercyjnej, a pewnie artystycznie godniejszym królestwem muzyki niezależnej. Coś jak w "Cudzoziemce" Heya: "Za łatwa dla trudnych, a dla łatwych za trudna. A-uuuuuu.". Ale spróbuj się domyślić, gdzie Morisette to ma. No gdzie? Dokładnie tam. Właśnie tam.

Reklama

Taka jest przynajmniej optyka w naszym kraju, bo za oceanem artystka wydaje się jednak bardziej w świadomości słuchaczy obecna, nierzadko dzięki działaniom pozamuzycznym, a więc aktywności prokobiecej czy prowadzonemu od 2016 podcaście, gdzie gada ze specami z różnych dziedzin o ważnych sprawach. I z tymi "ważnymi" nie przesadzam, bo nie jest tam gadane o pieluchach dziecka pani Rozenek, tylko o największych wyzwaniach czekających człowieka i cywilizację, a w szczególności element tych dwojga, to jest kobietę.

Więc to nie tak, że przez te osiem lat, jakie dzielą nas w tej chwili od wydania poprzedniego (ten jest dziewiąty) albumu zasypiała gruszki w popiele, czy - jak powiedzą złośliwcy - zasypiała po nadmiernym spożyciu (patrz singlowy utwór "Reasons I Drink", gdzie rozprawia się z kryzysem wieku średniego i byciem rzuconą zbyt wcześnie na zbyt głębokie wody). Zajęta była całym tysiącem rzeczy. W tym naprawdę konkretnym dojrzewaniem. Bo to, co dostajemy na "Rozstajach dróg" to już oczywiście nie pełna angstu rozrabiara w wełnianej czapce, tylko dama piosenki autorskiej pełną gębą.

Bo poziom songwriterski, czy - bardziej po polsku - kompozycyjny "Such Pretty" to naprawdę ekstraklasa. To są naprawdę, naprawdę świetnie napisane piosenki. A przy tym nie są - jak mawiał Jonasz Kofta - na tematy marynistyczne, czyli o d*pie Maryni. Tylko o zupełnie uchwytnych problemach, jakie czyhają na nas, kiedy już myślimy, że jesteśmy z życiem na tyle otrzaskani, że nic nas nie zaskoczy.

Patrz "Losing the Plot" otwierany wersem "Welcome insomnia". I jasne, że wielu powie, że się gdzieś tam artystce poprzewracało, że diamentowe buciki uciskają, studolarówki nie mieszczą się do portfela i że strasznie niefajnie jest mieć depresję w hamaku, jak Peszek w Tajlandii. Ale przecież każdy ma własne piekło. Nierzadko takie, na jakie zasłużył, nierzadko zupełnie przypadkowe. Ale swoje mam ja, ma Pan, ma Pani i żadne z nas cudzego oceniać nie winno.

Ponuremu wydźwiękowi albumu w sukurs idzie brzmienie i produkcja. Numery napisane wespół z Michaelem Farrellem (Macy Grey, Morrissey), nie licząc kilku bardziej frenetycznych momentów, to jednak smuta i siermięga. Smuta i siermięga w bardzo dobrym autorsko stylu, jednak niemożliwie ciągnięta w dół przewidywalnymi, nieznośnie "amerykańskimi" czy "zaoceańskimi" aranżacjami.

Jasne, że to trochę jak chcieć, żeby arab stał się nagle koniem pociągowym albo odwrotnie, ale gdyby odpuścić sobie te wszystkie "duże" broadwayowskie nieomal aranżacje i kawałki z "Such Pretty Forks" ubrać w entourage (co ze świetnym skutkiem udało się w "Nemesis") znany ze współczesnego damskiego art-popu ze Skandynawii i okolic, połowa niezal-słuchaczy padałaby z zachwytu i wrzucała podobizny Morisette na kubki z sojowym latte i czapki uszanki. W takiej formie mielibyśmy płytę znakomitą. W obecnej mamy dobrą, a owszem, ale jednak kulejącą na jedną nogę. I jakby o jeden mniej powód, żeby się z Morissette napić. Tfu, wróć! Upić na smutno.

Alanis Morissette "Such Pretty Forks in the Road", Sony

7/10

PS Alanis Morissette wystąpi 6 listopada 2021 r. w Hali EXPO XXI w Warszawie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Alanis Morissette | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy