"Mam talent": Poziom szkolnej akademii
Po sześciu odcinkach piątej edycji "Mam talent" nie ma już wątpliwości, że jest ona najsłabsza ze wszystkich dotychczasowych. Poziom prezentowanych występów usytuował się gdzieś na wysokości szkolnej akademii.
W odcinku wyemitowanym w sobotę, 6 października, na 13 pokazanych w całości występów jeden był absolutnie żenujący (sznurki w nosie), sześć było na poziomie braku talentu, cztery do zaakceptowania i tylko jeden rzeczywiście zaskakujący i intrygujący - Patryk Maślach.
Nie zgadzają się te rachunki? Celowo nie wspomniałem o jednym przypadku, by poświęcić mu kilka osobnych zdań.
Już sam fakt, że Małgorzata Foremniak popłakała się ze wzruszenia przy utworze Patrycji Markowskiej, jest wystarczająco groteskowy. To tak jakby wzruszać się, oglądając "Trudne sprawy". Owszem, 17-letnia Aleksandra Kuśmider ładnie trafia w dźwięki, jednak jej harcerska interpretacja pretensjonalnej pioseneczki w żadnej mierze nie zasługiwała, by czynić z sympatycznej Oli bohaterkę odcinka. W każdej szkole znajdzie się przynajmniej jedna (jeśli nie dziesięć) dziewczyna, która byłaby w stanie zaśpiewać na podobnym poziomie.
Płaczący i wpadający w ekstazę jurorzy każą nam się zachwycać talentami, które nie są ani unikatowe, ani zaskakujące, ani spektakularne.
Przez cały odcinek można zadawać sobie pytanie, kiedy wreszcie coś się wydarzy, by podczas napisów końcowych ze zdumieniem zauważyć, że nie wydarzyło się nic godnego uwagi.
Różne starania są czynione, by nieco tę nudę przypudrować. Jurorzy co chwilę wbiegają na scenę, Marcin Prokop i Szymon Hołownia prześcigają się w sucharach (choć jak im dowcip siądzie, to i uśmiać się można), Robert Kozyra zmienia ciuszki od Prady szybciej niż Joanna Kluzik-Rostkowska ugrupowania, a Małgorzata Foremniak dociska pedał egzaltacji do dechy. Coraz wyraźniej jednak widać, że formuła "Mam talent" się wyczerpuje, że program ma widzowi coraz mniej do zaoferowania.
Te wnioski nie idą w parze z oglądalnością, która - choć niższa niż w poprzednich latach - wciąż jest bardzo dobra. Wyrozumiałość wiernych programowi widzów nie zwalnia jednak twórców z odpowiedzialności za jakość prezentowanego produktu.