Steve Jobs: Piosenka za 99 centów

"Straciliśmy wielkiego innowatora. Steve Jobs zaprojektował zupełnie nowy świat" - tak will.i.am z zespołu The Black Eyed Peas skomentował śmierć słynnego menedżera i wizjonera. W słowach gwiazdora popu nie ma ani krzty przesady. Zwłaszcza, jeżeli pomyślimy o cyfrowej rewolucji na rynku muzycznym, za którą w dużej mierze odpowiedzialny był właśnie Jobs.

Steve Jobs z Bono i The Edge: "Kręcisz tym kółkiem i U2 zarabiają 9 centów" fot. Tim Mosenfelder
Steve Jobs z Bono i The Edge: "Kręcisz tym kółkiem i U2 zarabiają 9 centów" fot. Tim MosenfelderGetty Images/Flash Press Media

Co takiego fani muzyki na całym świecie zawdzięczają Steve'owi Jobsowi? Upraszczając problematykę do symbolicznego minimum, na pewno to, że teraz całą swoją muzyczną bibliotekę mogą umieścić na iPodzie, urządzeniu, które można schować do kieszeni spodni. A piosenki, których słuchają, kosztują jedynie "okrągłe" 99 centów.

To "urządzenie" jest dziś symbolem ery muzyki cyfrowej. Zaprezentowany przez Steve'a Jobsa i koncern Apple w 2001 roku elegancki i genialny w swej prostocie iPod (to ikoniczne koło w panelu sterującym) stał się pozycją obowiązkową dla wszystkich, którzy nie mogą obyć się bez muzyki. Według danych szacunkowych, do dzisiaj sprzedano blisko 70 mln egzemplarzy iPodów.

"Urządzenie" to jedno, ale wizjoner Steve Jobs przewidział, że nabywcom iPoda należy zaoferować również muzyczny "wkład". Stworzenie aplikacji iTunes i otwarcie sklepu internetowego iTunes Store w 2003 roku (od kilku dni dostępnego oficjalnie także w Polsce), bez wątpienia było jednym z najdonośniejszych wydarzeń w historii przemysłu muzycznego. Takim, jak wynalezienie płyty analogowej czy CD. A przede wszystkim przedsięwzięcie szefa Apple Inc. dało nadzieję rynkowi muzycznemu, w owym czasie dopiero delikatnie nadgryzionemu piractwem internetowym.

Pomysł Steve'a Jobsa był bardzo prosty, uwarunkowany rynkiem i nastawiony na klienta, który za piosenkę płacił 99 centów. I choć Apple Inc. na sprzedawaniu muzyki zarabiało grosze (lwią część 99 centów kasowały wytwórnie, 9 centów przypada artystom), to i tak koncern był "do przodu", szybko stając się jednym z najpopularniejszych sklepów z muzyką cyfrową. Dziś tygodniowo w iTunes Store sprzedaje się około 2,5 mln piosenek.

Obecnie w iTunes swoją muzyczną bibliotekę można kompletować spośród - bagatela - 18 milionów utworów! Co więcej, w iTunes Store nabywca znajdzie utwory, których nie można zdobyć w innych sklepach. Jednak nie wszyscy wykonawcy zgodzili się, by ich piosenki sprzedawać w sklepie Apple Inc. (np. wciąż nie ma tam utworów AC/DC). Wszystko to z powodu integralności dzieła sztuki, jakim - zdaniem nie tylko twórców - są albumy muzyczne. Dlatego Jobs zaproponował, by część piosenek sprzedawać jedynie "w zestawie" z całym albumem jako "Album Only".

Najsłynniejsza batalię o piosenki (a także... nazwę firmy) Steve Jobs stoczył z The Beatles. By dodać smaczku całej sprawie, wszem i wobec ogłaszał, że Beatlesi to jeden z jego ulubionych zespołów. Po ugodzie dotyczącej nazwy (Apple Corps vs. Apple Computers), przyszedł czas na porozumienie w sprawie sprzedaży utworów "Fab Four" w wersji cyfrowej. Wreszcie w listopadzie 2010 roku, po kilkuletnich negocjacjach (w pewnym momencie Beatlesi zażądali w zamian za zgodę aż 10-procentowych udziałów w Apple Computers!), beatlesowskie Apple Corps wyraziło zgodę na sprzedawanie piosenek zespołu w iTunes Store, a słogan "Beatles For Sale" (tytuł jednego z albumów zespołu) nabrał cyfrowego charakteru.

Czy nieodżałowanego Steve'a Jobsa można dziś nazwać ratownikiem rynku muzycznego? Z tak definitywną oceną powinniśmy się jeszcze wstrzymać, ale nie podlega żadnej dyskusji, że - cytując will.i.ama - były szef Apple Inc. "zaprojektował zupełnie nowy świat" i dla rynku muzycznego zrobił naprawdę bardzo wiele, dając mu oddech i nadzieję w czasach piractwa internetowego. I choć niektórzy zarzucają iTunes Store i Steve'owi Jobsowi psucie kultury słuchania całych albumów, to przecież muzyka po prostu zatoczyła koło.

Pamiętajmy, że przed erą winylowych płyt długogrających, ludzie słuchali 'siedmiocalówek'. Dziś ich miejsce zajęły 'empetrójki' (oraz inne cyfrowe formaty) za 99 centów.

Czytaj także: