Najgorsze płyty 2012: Słaba trójka z Pawłem Kukizem na czele
Nadęty Paweł Kukiz, Robbie Williams bez polotu i sztampowa do bólu finalistka "X Factora" Cher Lloyd - to trójka autorów najsłabszych płyt 2012 według recenzentów naszego serwisu.
Wiemy, że przy takim zalewie (wręcz nadprodukcji) muzyki zadaniem krytyków nie jest tylko głaskanie muzyków po głowach i wyławianie najciekawszych rzeczy, ale także ostrzeganie słuchaczy przed materiałami dźwiękopodobnymi. Staramy się jednak przede wszystkim zwracać uwagę na płyty, które mogą przetrwać próbę czasu. A gnioty niech przepadną w mrokach niepamięci.
Nie da się oczywiście ukryć, że kilka wydawnictw przyprawiło nas o poważny ból głowy. Do naszego zestawienia trafiły płyty ocenione przez nas na trójki i czwórki (w skali 1-10). Nie były to może spektakularne katastrofy i żenujące wpadki, ale na pewno chwały nie przyniosły.
Uwaga, trzymajcie się od tych albumów z daleka!
Paweł Kukiz - "Siła i honor" (3/10)
Jedna z głośniejszych polskich płyt jesieni 2012 roku. Zainteresowanie mocno podsycał sam Paweł Kukiz, który w licznych wywiadach trąbił o medialnych bojkocie "Siły i honoru". Padały hasła o "komunie oświeconej", Targowicy i dorabianiu Kukizowi przez "Gazetę Wyborczą" gęby "homofoba, faszysty i psychopaty".
"Siła i honor" to solowy album Pawła Kukiza, który jest osobistym komentarzem wokalisty do historii Polski od 1939 roku. Wytwórnia podkreślała muzyczne zróżnicowanie - od motywów ludowych, przez inspiracje Rammsteinem, po nawiązania do punk rocka. A jak wyszło naszym zdaniem?
"Album jest dumny i butny do tego stopnia, że ociera się to o groteskę. Bogoojczyźniane rockowe hymny wokalisty tylko momentami otrzymują ciekawą oprawę muzyczną - np. 'BOA'"; większość aranżacji i pomysłów razi topornością" - pisał nasz recenzent.
Cher Lloyd - "Stick & Stoned" (3/10)
Debiutancki album finalistki brytyjskiej edycji "The X Factor", w której śpiewała m.in. "Love The Way You Lie" Eminema, "Girlfriend" Avril Lavigne czy "Imagine" Johna Lennona. Na płycie znalazły się single "Swagger Jagger" i "With Ur Love" (duet z Mike'iem Posnerem). Wśród gości pojawili się także amerykański raper Busta Rhymes oraz zespół Carolina Liar.
"Przyjmuje Lloyd na 'Sticks & Stones' pozę rozkapryszonej, czasem zbuntowanej, a czasem słodkiej nastolatki, ale te wszystkie cechy zatrzymują się na poziomie zmywalnego tatuażu z pisma dla dziewcząt" - czytamy w recenzji.
Robbie Williams - "Take The Crown" (3/10)
Po rozstaniu z grupą Take That (i zapewne podreperowaniu budżetu) Robbie Williams przygotował kolejną płytę solową. Wokalista zapowiadał powrót z "wielkim albumem", a jego celem miało być napisanie przebojów. Przy singlowym "Candy" pomagał mu Gary Barlow, kolega z Take That. Z kolei produkcją zajął się Jacknife Lee (m.in. Snow Patrol). Wydawało się, że tytułowa korona jest w zasięgu ręki.
Tymczasem wyszła "tłusta plama na dyskografii tego genialnego showmana". Zdaniem naszego recenzenta zabrało przede wszystkim "polotu i uderzenia wyrywającego słuchacza z poczucia tracenia czasu".
Estelle - "All Of Me" (4/10)
Jako spore rozczarowanie określiliśmy trzecią płytę laureatki Grammy. Urodzona w Londynie wokalistka Estelle do współpracy zaprosiła między innymi Akona oraz Ricka Rossa. Ten pierwszy napisał dla niej numer "Thank You", drugi współkomponował i zarapował w "Break My Heart". Na albumie pojawili się również Chris Brown, Trey Songz i Janelle Monae.
"Na swojej trzeciej płycie popada w samozachwyt, karmi słuchacza bolesnym wręcz banałem i absolutnie nie jest w stanie uczynić przez swój wokal albumu spójnym" - to główne zarzuty naszego recenzenta.
Sean Paul - "Tomahawk Technique" (4/10)
Jamajczyk przed premierą przechwalał się, że atakuję piosenką niczym indiańskim tomahawkiem (nawiązując do tytułu płyty). Ta broń w jego rękach zmieniła się w maczugę, którą bez pomysłu okłada słuchaczy.
39-letni wokalista zaprosił modnych producentów - Benny Blanco (m.in. Katy Perry, Justin Bieber, Wiz Khalifa, Ke$ha), Rico Love (m.in. Natasha Bedingfield, Nelly, Diddy, Usher) i Stargate (m.in. Rihanna, Ne-Yo, Chris Brown), ale okazało się, że nazwiska to nie wszystko.
"Wszystko niestety tonie w potopie muzyki zmiażdżonej przez 'przemysłowy' miks, 'lekkiej, łatwej i przyjemnej', a przez to w najlepszym wypadku obojętnej słuchaczowi" - krytykowaliśmy.
Slums Attack - "CNO2" (4/10)
Peja i Decks pod szyldem Slums Attack nagrali kontynuację "Całkiem Nowego Oblicza" z 1999 roku. Zamiast twórczego nawiązania mamy raczej odcinanie kuponów. "Jedynie efekt echo i wrażenie, że już się to słyszało" - podsumował nasz krytyk.
The Ting Tings - "Sounds From Nowheresville" (4/10)
Aż cztery lata manchesterski duet zbierał się z wydaniem następcy debiutu, który zgrabnie połączył indie z bezpretensjonalnym popem. Patrząc po efektach, czas ten należy uznać za stracony. The Ting Tings A.D. 2012 to na pewno bogatsze brzmienie: mamy tu klimaty electro, gitarowy rock, retro pop, synth pop, folkową balladę ze smyczkami.
"Najgorsze jest jednak to, że te różnokolorowe muzyczne landrynki ładnie może prezentują się w opakowaniu, ale niestety smak ich jest mdły i bez wyrazu" - pisał nasz recenzent.
Płyty w 2012 roku recenzowali Michał Boroń, Bartosz Donarski, Piotr Kowalczyk, Michał Michalak, Mateusz Natali, Daniel Wardziński i Artur Wróblewski.