Matteo Bocelli: Ścieżka dźwiękowa mojego dzieciństwa
Przed świątecznym koncertem "Matteo Bocelli i Przyjaciele. Święta spełnionych marzeń" rozmawialiśmy z synem Andrei Bocellego. 27-letni wokalista ujawnił, jak doszło do jego współpracy z sanah, a także przypomniał o specjalnych relacjach, które łączą go z Polską.
Na specjalne wydarzenie "Matteo Bocelli. A Christmas Night With Matteo" złożyły się najpiękniejsze kolędy i świąteczne piosenki.
Na scenie Tauron Areny Kraków Matteo Bocelli pojawił się w towarzystwie swoich gości. Poza 27-letnim Włochem wystąpili także jego ojciec, światowej sławy tenor Andrea Bocelli, polska wokalistka sanah, flecista Andrea Griminelli (w ostatniej chwili zastąpił chorego skrzypka Davida Garretta), kwartet gitar klasycznych 40 Fingers, a także Akademicki Chór Uniwersytetu Morskiego w Gdyni, któremu towarzyszyła Orkiestra Akademii Beethovenowskiej pod dyrekcją Carlo Berniniego.
Matteo Bocelli na świątecznym koncercie. Kiedy emisja w telewizji Polsat?
Koncert poprowadzili Maciej Kurzajewski i Anita Sokołowska z Polsatu. To właśnie ta telewizja wyemituje wydarzenie pod nazwą "Matteo Bocelli i Przyjaciele. Święta spełnionych marzeń" w dwóch częściach: 7 i 26 grudnia.
Michał Boroń, Interia: Czyj to był pomysł na świąteczny koncert? I kto stał za pomysłem, żeby zorganizować go właśnie w Polsce?
Matteo Bocelli: - To zawsze jest praca zespołowa. Polska zawsze była dla mnie wyjątkowym miejscem. Za każdym razem kiedy tu przyjeżdżam, zawsze spotykam się z miłością, sympatią i zawsze daję tu piękne koncerty. Mam już stąd piękne wspomnienia i chciałem przygotować coś wyjątkowego. Mam nadzieję, że będę w stanie to zrobić. Jestem pewien, że z tymi wspaniałymi gośćmi to będzie jeszcze bardziej wyjątkowe.
Przypuszczam zatem, że nie czekałeś zbyt długo z odpowiedzią?
- Nie miałem żadnych wątpliwości. Odpowiedź “tak” pojawiła się natychmiast.
Czy naprawdę tak bardzo lubisz kolędy, czy może masz tego trochę dość? Bo to trochę tak jak ponowne ubieranie choinki, w dodatku od wakacji.
- Jeśli chodzi o kolędy, to mogą być ludzie, którzy ich nie doceniają, ale to nie jest mój przypadek. W czasie Bożego Narodzenia zawsze słuchałem kolęd - były także ścieżką dźwiękową mojego dzieciństwa. Naszym świątecznym zwyczajem było słuchanie pierwszej świątecznej płyty mojego ojca - “My Christmas” (Moje święta Bożego Narodzenie). Po prostu to uwielbiam - kolędy tworzą atmosferę świąt, którą kocham.
Masz swoją ulubioną kolędę?
- Jedną z nich chcę przenieść na scenę i to będzie niespodzianka, więc jej nie wymienię. Ale szczerze mówiąc, to jest ich zbyt wiele. Prawdopodobnie jest ponad 20 piosenek świątecznych, kolęd, które uwielbiam, ale coś trzeba wybrać, bo inaczej koncert byłby za długi.
Z tego co wiem, to jedną z niespodzianek ma być “Lulajże Jezuniu” z udziałem sanah. Nie chcesz spróbować zaśpiewać po polsku?
- To też może być niespodzianka (śmiech). Ale nie wiem, czy jestem na tyle dobry, by zaśpiewać po polsku, ale mogę obiecać, że dam z siebie wszystko.
Jak do tego doszło, że poznałeś sanah? I co wiedziałeś o niej przed waszym pierwszym spotkaniem?
- Przyjeżdżając do Polski całkiem często w kilku ostatnich latach byłem ciekaw, jak wygląda polski rynek muzyczny. Kiedy się dowiedziałem o sanah, spodobała mi się jej muzyka, pokochałem jej kreatywność, oprawę wizualną jej twórczości. Pomyślałem, że to by było dobre dopasowanie do mojej kariery.
Zaprosiłem ją do Włoch - po raz pierwszy spotkaliśmy się w Mediolanie. Tam napisaliśmy razem piosenkę z Guyem Chambersem. To było wspaniałe, bo ona ma nie tylko wielki talent, ale jest po prostu pięknym człowiekiem. Kiedy z kimś współpracuję, to bardzo zwracam uwagę na obie te kwestie. Koniec końców musi być chemia między dwójką ludzi, jeśli razem coś nagrywają.
Wówczas stworzyliście tylko jedną piosenkę? Czy może szykujecie coś kolejnego razem?
- Nie, nie. Wtedy powstała tylko jedna piosenka, ale kto wie. Nigdy nie wiemy, co wydarzy się w przyszłości. Nigdy nie mów nigdy (śmiech).
A o czym jest "Falling Back"?
- Chcieliśmy znaleźć pewien temat, który byłby dla nas wspólny, a także dla innych ludzi. Piosenka opowiada o wracaniu do kogoś, z kimś wcześniej łączyła nas relacja, kogo kochaliśmy. To są sytuacje, które często się zdarzają. Wiemy dobrze, że relacje między ludźmi nie są łatwe i czasami dochodzi do rozstania. Ale nawet potem zostaje coś na dnie serca, jakiś mocny sentyment do tej osoby i to właśnie chcieliśmy przekazać w naszej piosence.
Czy twoja relacja z sanah stała się czymś więcej niż tylko zawodową sprawą - chodzi mi o to, że ruszacie razem na trasę w USA [trasa rozpoczęła się 29 listopada].
- Tak, bardzo się cieszę, że będzie występowała na moich koncertach w Stanach Zjednoczonych. Uwielbiam dawać ludziom szansę. Ona również mi ją dała, bym mógł rozwijać swoją karierę w Polsce.
A masz jakieś oczekiwania przed tymi koncertami w USA?
- Nie, nie mam żadnych. Uważam, że w muzyce to nie za mądre, by mieć jakieś oczekiwania - w tym sensie, że powinieneś dać się ponieść swojej duszy i muzyce, która tobie odpowiada i pasuje. To właśnie staram się robić. Kiedy czuję potrzebę stworzenia nowej muzyki, staram się kolekcjonować te najbardziej odpowiednie piosenki na dany moment, te które mi się podobają. I mieć nadzieję, że ludzie odnajdą siebie w tych piosenkach.
Amerykański rynek ma pewnie wyjątkowe znaczenie dla artystów z całego świata. Poza Maneskin chyba niezbyt wielu wykonawców z Włoch w tej chwili gra tam regularnie?
- Jeśli chodzi o moją karierę, każdego dnia czuję się wielkim szczęściarzem. Jeśli chodzi o wiele spraw w życiu, to nie biorę je za pewnik, bo to są rzadkie historie. Ja mam ogromne szczęście, że mogę robić to, co zawsze kochałem. Żeby osiągnąć ten punkt ludzie często potrzebują wiele czasu i ciężkiej pracy. Dlatego jestem bardzo wdzięczny publiczności na całym świecie, że tak mnie wspiera i tak mi się odwdzięcza.