Reklama

Był sobie Feel

Wydana w 2007 roku debiutancka płyta katowickiego zespołu Feel rozeszła się w ponad 200 tysiącach egzemplarzy, co jak na stan rynku fonograficznego w Polsce, było wynikiem kosmicznym. Dziś z tej popularności zostało niewiele.

Zespół Feel postanowił uczcić pięciolecie scenicznej działalności koncertem w krakowskim klubie Lizard King (czwartek, 9 grudnia). Dochód z tego występu przeznaczono na cele charytatywne.

Czy Feel ma co świętować? Wspominanie sukcesów to rzecz przyjemna, szczególnie wtedy, kiedy było ich tak wiele - od Bursztynowego Słowika, przez Superjedynki po Fryderyka. Jednak impreza w Krakowie to bardziej jednak stypa niż otwarcie kolejnego rozdziału w działalności grupy.

Członkowie Feel, z którymi spotkałem się w listopadzie, uparcie zaklinają rzeczywistość i nie zgadzają się ze stwierdzeniem, że ich pięć minut dobiega końca. - Tak, masz absolutną rację, pięć minut Feel mija, ponieważ rozpoczynamy szósty rok działalności. Oficjalnie rozpoczynam więc kolejne pięć minut zespołu Feel, co da nam łącznie 10 minut - obrócił pytanie w żart lider grupy, Piotr Kupicha.

Reklama

Co więcej, muzycy stanowczo utrzymują, że album "Feel 2", wydany w 2009 roku, był sukcesem. Wielokrotnie niższą sprzedaż płyty w stosunku do debiutu zrzucają na karb konfliktu wytwórni EMI z Empikiem (albumy EMI, w tym "Feel 2", przez kilka tygodni w ogóle nie były sprzedawane w Empikach) oraz na termin - dziś uważają, że należało poczekać przynajmniej do jesieni. Jednocześnie Kupicha i spółka podkreślają, że album i tak zyskał status Platynowej Płyty.

- To nie był dobry czas. Przyznaję, że może trochę za szybko płyta została wypuszczona. Ale była dobrze przyjęta, nie każdy w tym kraju może pochwalić się Platynową Płytą. Z kolei nasz pierwszy album to był taki "złoty strzał" - uważa wokalista i lider Feel.

To jednak zaciemnianie stanu rzeczy. Ile singli z albumu "Feel 2" okazało się przebojami porównywalnymi z "No pokaż, na co cię stać" czy "Jak anioła głos"? Ani jeden. Feel, który nie schodził z anten RMF FM i Radia Zet, a zwłaszcza z telewizorów, w 2009 roku został porzucony jak zabawka, która się już znudziła.

Dlaczego masowa popularność Feel trwała niecałe dwa lata? Ich Troje czy Piotr Rubik wycisnęli jednak więcej ze swoich pięciu minut, nie mówiąc już o wykonawcach, którzy jak Kult czy Hey od lat utrzymują się na szczycie (tak, zdaję sobie sprawę, jak dziwnie wyglądają Kult z Ich Troje w jednym zdaniu).

Feel, gdy tylko zabłysnęli na festiwalu w Sopocie, rzucili się do konsumowania sukcesu. Piotr Kupicha i koledzy od początku nastawili się na kucie żelaza póki gorące, czego efektem były setki koncertów, wywiadów, sesji zdjęciowych, a także nagrywanie telewizyjnych spotów reklamowych, nie mówiąc już o śpiewaniu kolęd czy wizytach w programach śniadaniowych.

Pieniądze płynęły do kieszeni członków zespołu szerokim strumieniem i zanim się zorientowali, u publiczności nastąpił przesyt, podobnie jak wcześniej miało to miejsce w przypadku np. Piotra Rubika.

Gwałtowna popularność to również podatność na otrzymanie łatki o nazwie "obciach". Im większy szał na punkcie danego wykonawcy, tym częściej słyszy on, że tworzy kicz dla mas. Feel nawet nie próbowali się przed tą łatką obronić i pisali piosenki, za przeproszeniem, na jedno kopyto. Lekkie, gitarowo-popowe granie i oryginalny głos Kupichy, zaciekawiły publiczność. Feel błędnie uznali, że skoro mają patent na sukces, to nie należy nic zmieniać.

Nadal zresztą tkwią w tym złudzeniu i zapowiadają, że płyta "Feel 3", która ukaże się jesienią 2011 roku, będzie po prostu kontynuacją tego, co robili dotychczas.

Piotr Kupicha uchodzi za miłego, uczynnego chłopaka, któremu sodówa do głowy podobno nie uderzyła. Człowiek rodzinny, żadnych groupies, żadnych dragów albo, nie daj Boże, alkoholowych ekscesów. Wokalista posługuje się okrągłymi zdaniami, nie wywołuje kontrowersji, nie prowokuje, ale też nie sypie anegdotami z rękawa, nie popisuje się brawurowym poczuciem humoru. Z jego nadzwyczajnej medialnej aktywności nic więc nie wynikało, bo oglądaliśmy go wciąż w tym samym, przyznajmy, mało atrakcyjnym wizerunkowo wydaniu.

Częstotliwość pojawiania się Feel w mediach tylko pogłębiła efekt znudzenia wśród publiczności. Zdał sobie z tego sprawę Piotr Kupicha, jednak zdecydowanie zbyt późno:

- Jako lider zespołu często byłem wciskany w różne historie. Jechałem do Warszawy trzy godziny, byłem w programie dwie i pół minuty, po czym wracałem i byłem o 20 w domu. Już tego nie chcę robić, kompletnie mnie to rozpieprza. Będziemy wycofywać się z takich pojedynczych strzałów medialnych, bo to już powoli dla mnie i dla widzów staje się nudne, że przychodzi Kupicha i gada jakieś głupoty - stwierdził wokalista w rozmowie z INTERIA.PL.

Zespołowi zabrakło myślenia strategicznego, zastanowienia się, w jaki sposób podtrzymać zainteresowanie, jak ewoluować muzycznie i wizerunkowo, jak zaskakiwać. Zamiast tego zadowolili się tym, co jest, osiedli na laurach, być może nawet uznali, że już zawsze będą fabryką do robienia przebojów. Dobre samopoczucie zresztą ich nie opuszcza.

- Jesteśmy jednym z ostatnich prawdziwych zespołów, które bardzo mało korzystają z elektroniki, a strojenie gitar ma dla nich ogromne znaczenie. Może to w przyszłości zostanie docenione - ma nadzieję Piotr Kupicha.

Recenzując album "Feel 2" użyłem określenia "muzyczny fast-food". Trzymając się tej terminologii, z Feel problem jest taki, że oni wciąż chcą produkować takie same cheesburgery (bo przecież smakowały), a klient już dawno stołuje się u konkurencji.

Michał Michalak

Czytaj blog "Język Elit" Michała Michalaka!

Zobacz teledyski Feel na stronach INTERIA.PL

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Feel
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy