Britney i Avril walczą o przełom
Obie zaczynały karierę mając 17 lat. Britney Spears miała być nową Madonną, natomiast Avril Lavigne reklamowana była jako... anty-Britney. W obu przypadkach nie wyszło.
Spears i Lavigne znów stają do walki o duszyczki fanów, o to, czyje plakaty będą zdobiły sypialnie nastolatków na całym świecie. Wokalistki zaprezentowały właśnie premierowe single, a w marcu ukażą się ich nowe albumy. Która z nich odniesie większy sukces? A może żadnej się nie uda?
Miażdżąca przewaga Britney?
Przyglądając się jedynie suchym faktom, nie da się nie zauważyć ogromnej przewagi 29-letniej Britney nad trzy lata młodszą Kanadyjką. Za sprawą takich przebojów, jak "Ooops!... I Did It Again", "...Baby One More Time" czy "Toxic", Spears sprzedała ponad 75 milionów płyt, podczas gdy Avril o 45 mln mniej. To Britney częściej gościła na listach przebojów, grała większe koncerty, wreszcie to ona elektryzowała tabloidy na każdej szerokości geograficznej.
Lavigne też ma się jednak czym pochwalić: jest najmłodszą w historii wokalistką, która trafiła na szczyt brytyjskiej listy bestsellerów płytowych. Było to w 2002 roku, za sprawą albumu "Let Go". Z kolei pięć lat później jej singel "Girlfriend" okazał się najchętniej kupowaną w sieci piosenką całego 2007 roku - odnotowano aż 7,3 mln legalnych pobrań tego utworu.
Gdyby przyjąć zasadę "jesteś tak dobra jak twój ostatni album", to musielibyśmy wyróżnić Avril - płyta "The Best Damn Thing" z 2007 roku znalazła na świecie milion nabywców więcej niż "Circus", wydana przez Britney rok później.
Co zaskakujące, obie wokalistki blado wypadają jeśli chodzi o najbardziej prestiżową nagrodę na amerykańskim rynku muzycznym - Grammy. Spears otrzymała w sumie osiem nominacji i jedną statuetkę, a było to w 2005 roku (uhonorowano wówczas singel "Toxic"). Kanadyjka również była nominowana osiem razy, ale ani razu nie wygrała.
Zobacz klip "Toxic" Britney Spears:
Avril bardziej utalentowana?
Spears nie potrafi śpiewać, Lavigne nie potrafi tańczyć - tak w największym skrócie można zestawić koncertowe umiejętności obu wokalistek. Wydawałoby się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku - po co Britney dobry wokal, skoro liczy się show (przecież Madonna też śpiewa kiepsko) i na co Avril taniec, skoro bardziej pasuje do niej kameralne śpiewanie w miejscu?
Problem w tym, że Britney przez wokalne braki ogranicza możliwości swoim kompozytorom, natomiast Avril, po zmianie wizerunku, wprowadziła do swoich koncertów elementy popowego spektaklu, w tym taniec synchroniczny.
Te braki nie rozkładają się jednak po równo, bo gołym okiem widać, że Kanadyjka jest bardziej zaawansowana muzycznie - gra na gitarze, na pianinie, współkomponuje utwory w większym stopniu niż Spears i, co zostało już zaznaczone, potrafi dobrze śpiewać na żywo. Ma więc większe predyspozycje do niezależności, do artystycznego rozwoju. Szkoda, że w tak znikomym stopniu z tego korzysta.
Nie wyszło
Britney Spears szła jak burza, została ochrzczona księżniczką pop i niejako namaszczona przez Madonnę za sprawą słynnego pocałunku podczas gali MTV w 2003 roku.
Jednak jej kariera gwałtownie wyhamowała po licznych problemach osobistych, które zakończyły się poważnym załamaniem psychicznym w 2008 roku. Wtedy to Britney trafiła do szpitala psychiatrycznego, postanowieniem sądu straciła prawo do pełnej opieki nad dziećmi oraz dysponowania swoim majątkiem.
Albumy "Blackout" (wydany w najgorszym okresie w jej życiu prywatnym) i "Circus" (wtedy Britney z powrotem stawała na nogi) z 2007 i 2008 roku zostały przyjęte nieźle, ale nie zatrzymały spadkowej tendencji jeśli chodzi o pozycję wokalistki na rynku. Dziś to Lady GaGa i Rihanna są na fali, a Britney musi o utracone miano popowej księżniczki znów walczyć.
Losy Avril Lavigne, choć każdy jej kolejny album był przecież sukcesem, również potoczyły się inaczej, niż początkowo przewidywano.
Śmigająca na deskorolce 17-latka miała być odpowiedzią na plastik wylewający się z teledysków blondwłosych wokalistek, dlatego nazywano ją anty-Britney. Wizerunek Avril uzupełniały trampki, luźne spodnie i t-shirty, na których obowiązkowo wisiał poluzowany krawat.
Później zaczęły się wolty. Avril najpierw zrobiła się nieco gotycka, by za jakiś czas pójść w stronę różowych pasemek i stylu nawiązującego do emo. Dziś Lavigne, ubierająca się jak księżniczka, twierdzi, że to wszystko były kostiumy, że wcale nie była zbuntowana i punkowa, że - mówiąc Gombrowiczem - przyprawiono jej gębę, którą koniecznie chciała zrzucić.
Kanadyjki również nie ominęły zawirowania natury prywatnej. Wokalistka w 2010 roku rozwiodła się z muzykiem Deryckiem Whibleyem, co z pewnością musiało odcisnąć piętno na młodej przecież kobiecie. Zresztą sama Avril przyznaje, że rozstanie z mężem w dużej mierze nadało emocjonalny kształt płycie "Goodby Lullaby", która ukaże się w marcu.
Wydawało się, że Avril będzie muzycznie ewoluować, że będzie dorastać razem ze swoimi fanami. Tymczasem Lavigne wciąż gra dla tych samych słuchaczy, a jej najnowszy przebój "What The Hell" to pop-punk znacznie bardziej infantylny niż utwory z debiutanckiej płyty. Słuchając koncertowego wykonania "Unwanted" sprzed lat, aż nie chce się wierzyć, że Avril zamiast docisnąć gaz do dechy, spiłowała pazury i, o ironio, zbliżyła się do tego, przeciw czemu rzekomo się buntowała.
Zobacz "Unwanted" w wersji live:
Przełomowy moment
Dla obu wokalistek nadszedł sprawdzian kluczowy dla dalszego przebiegu ich kariery. Britney Spears, nie ukrywajmy, już jest nie tak piękna i seksowna jak dekadę temu, więc tym większe jest ciśnienie na przebojowe piosenki, na kompozycje, które podbiją radiostacje i klubowe parkiety. Rywalki podniosły poprzeczkę wysoko, a wielu z pierwszych fanów Britney już ze swojej fascynacji Amerykanką po prostu wyrosło.
Spears uważa jednak, że po traumatycznych doświadczeniach ostatnich lat, może być już tylko lepiej. Dziś z dystansem patrzy na swoje wzloty i upadki. Przed tymi drugimi chce uchronić swoich synów:
"Jeśli Sean Preston i Jayden James powiedzą mi, że chcą być gwiazdami show-biznesu, zamknę ich w pokoju na klucz i wypuszczę, kiedy skończą 30 lat" - śmieje się wokalistka.
Trudne zadanie stoi również przed Avril Lavigne. Musi odbudować wiarygodność nadszarpniętą zbyt częstymi i zbyt pochopnymi zmianami wizerunkowymi , liczę też - mimo przeciętnego "What The Hell" - że rozwinęła się artystycznie.
"Ten album będzie inny. Jestem starsza, co odzwierciedla moja muzyka. To już nie jest pop-rock. Piosenki są spokojniejsze i mają głębsze przesłanie" - ambitnie zapowiada Kanadyjka.
I choć Avril przestała być buntowniczką, a Britney już nie ściga się z Madonną, obie mają sporo do udowodnienia i jeszcze więcej do stracenia.
Michał Michalak
Zobacz teledyski Britney Spears i Avril Lavigne na stronach INTERIA.PL!