Muniek Staszczyk: Na trasę T.Love będzie musiał zabrać ciśnieniomierz
T.Love po sześciu latach przerwy wydał nową płytę "Hau! Hau!", a już 6 maja rozpocznie się kolejna trasa koncertowa zespołu, celebrująca jego 40-lecie. Dla 58-letniego Muńka Staszczyka będzie to duże wyzwanie pod względem zdrowotnym, gdyż w 2019 r. doznał wylewu. Na wszelki wypadek przed Wielkanocą wokalista przeszedł serię badań w Aninie.
Przez ostatnie dwa lata Muniek Staszczyk grał tylko koncerty akustyczne jako Muniek i Przyjaciele. Śpiewał, siedząc w towarzystwie dwóch gitarzystów.
"To miało zupełnie inną temperaturę niż koncerty T.Love. Więc się przebadałem przed rozpoczęciem trasy z zespołem. Przed Wielkanocą byłem w Aninie u mojego zaprzyjaźnionego kardiologa, Marka Batogowskiego. Zrobiłem echo serca i test wysiłkowy. Wszystko wyszło git. Pozwolił mi grać, ale muszę się oszczędzać" - słynny rockman powiedział PAP Life.
Muniek nie może mieć przeładowanego kalendarza i robić przejazdów w stylu Szczecin-Przemyśl. Wokaliście zależy też, by zespół czerpał jak najwięcej radości z koncertowania, a nie wykonywał katorżniczą pracę.
"Natomiast będą to koncerty długie. Jak zespół ma 40 lat, to nie można zagrać 10 piosenek. Będzie około 20, plus bis" - zaznaczył Staszczyk. Jest przekonany, że podoła temu kondycyjnie. Już od dłuższego czasu dba o formę i monitoruje swoje zdrowie.
"Uprawiam nordic walking i jeżdżę na rowerze stacjonarnym. Nie rozstaję się z ciśnieniomierzem. Muszę codziennie mierzyć ciśnienie. Od 2019 r. zapisuję wszystkie pomiary w zeszycie A4. Ciśnieniomierz zabrałem nawet do studia, kiedy nagrywałem pierwszy kawałek na płytę, czyli 'Ja ciebie kocham'. Bo śpiewanie rockowe to jest pewien wysiłek. Ale ciśnienie miałem wtedy w normie" - powiedział.
Dziś, jak przyznaje, zna więcej lekarzy niż muzyków. Kiedyś w ogóle się nie badał. "Myślałem, że jestem nieśmiertelny. Przed wypadkiem w Londynie (udał się tam na koncert Boba Dylana i Neila Younga - red.) nigdy nie byłem w szpitalu, nawet na obserwacji. Choroba nauczyła mnie pokory, nabrałem jeszcze większego dystansu do wszystkiego. Zawsze miałem dystans do kariery i popularności, a teraz już totalnie" - stwierdził.
Trasa koncertowa T.Love w ramach promocji nowej płyty "Hau! Hau!" rusza 6 maja. Otworzy ją występ we Wrocławiu. Za najważniejszy koncert, jaki zespół ma na razie zaplanowany, Staszczyk uważa ten w stołecznej Stodole - 21 maja, z gościnnym udziałem Sokoła i Pablopavo. Goście - Organek, Daria Zawiałow, Grabaż i inni - będą towarzyszyć Muńkowi w każdym niemal mieście.
Grupa będzie świętowała jubileusz płyty "King" m.in. podczas specjalnego wydarzenia w ramach Polsat SuperHit Festiwal. Jednym z gości specjalnych imprezy T.Love będzie Kasia Sienkiewicz.
Najnowszy album T.Love "Hau! Hau!" ukazał się 22 kwietnia. "W tytule albumu chodzi o okrzyk, że żyjemy, że jesteśmy, bo wracamy po pięciu latach w starym klasycznym składzie sprzed 30 lat, z płyty 'King'. Mówimy do fanów: 'Hau! Hau! Cześć! Cześć! Jesteśmy! Słyszycie nas?' Pasuje to do tego albumu i do zespołu, bo T.Love zawsze był zespołem grającym żywą muzykę" - wyjaśnił Staszczyk.
Ta płyta to "pocztówka z rzeczywistości". "Piosenki powstawały w ostatnich dwóch latach - 2020 i 2021, czyli w czasie pandemii. Ale jak zawsze, starałem się pisać uniwersalnie. Najlepsza jest muzyka ponadczasowa. Piosenki dosłownie traktujące o jakichś politykach, znanych wydarzeniach bardzo szybko się starzeją. Choć płyta powstała w dosyć przygnębiającym czasie, kiedy byliśmy zamknięci w domach, to absolutnie nie jest to album, który miałby ludzi dołować. Zawsze chcieliśmy dawać słuchaczom energię. Ta płyta jest pigułą energii, która ma sprawić, że powstaniemy z kolan po pandemii. Pomimo trwającej wciąż wojny za naszą miedzą, chcemy ludziom dać pocisk życia w tym strasznym czasie" - mówił lider T.Love.
Jak definiuje charakter muzyczny albumu? "T.Love wyszedł z korzenia postpunkowego i muzyki gitarowej. Ale flirtowaliśmy z różnymi gatunkami - bluesem, disco, popem i folkiem. Nigdy nie bałem się żadnego stylu, nie zamykałem się w żadnym muzycznym getcie. Ta płyta jest rozpięta na pięciolinii neo-popu i neo-rock'n'rolla, na pewno jest to muzyka żywa. Chcieliśmy zachować równowagę między naszym dziedzictwem a nowym brzmieniem anno domini 2022. Dlatego zaprosiliśmy młodą, bardzo dobrze śpiewającą dziewczynę, Kasię Sienkiewicz z popularnego obecnie zespołu Kwiat Jabłoni. Pojawia się w utworze 'Pochodnia'. Jest też Sokół, poeta miejski i mój kolega, w piosence 'Tutto Bene', gdzie pasowało rapowanie. Do tego Andrzej Smolik, który zagrał solo na harmonijce ustnej w 'Ponurej żniwiarce'. Czyli są to różne generacje muzyków" - podsumował Staszczyk.