#69 Pełnia Bluesa: 51 lat od śmierci Jimiego Hendrixa

Był uznawany za najwybitniejszego i najbardziej wpływowego gitarzystę wszech czasów. 18 września minie 51 lat od śmierci Jimiego Hendrixa. W #69 Pełni Bluesa na tapet weźmiemy kilka jego utworów i poznamy ich historię.

Jimi Hendrix na jednym z ostatnich zdjęć
Jimi Hendrix na jednym z ostatnich zdjęć Peter Timm\ullstein bild Getty Images

Jimi Hendrix to legendarny amerykański gitarzysta, wokalista, kompozytor rockowy. Najczęściej wiązany z acid-rockiem i rockiem psychodelicznym, blues- i jazz-rockiem.

Jimi Hendrix: 50. rocznica tragicznej śmierci

Był, i wciąż jest, uznawany za jednego z najlepszych gitarzystów wszech czasów. 18 września 1970 roku Jimi Hendrix dołączył do niechlubnego Klubu 27.

Do 1966 r. grywał w różnych zespołach. Jednak rok później, stworzył The Jimi Hendrix Experience razem z basistą Noelem Reddingiem i perkusistą Johnem "Mitchem" Mitchellem. Jeszcze tego samego roku wydali pierwszy singel, który okazał się ogromnym sukcesem i był zapowiedzią muzycznej rewolucji - opracowanie muzyczne ballady "Hey Joe" Billy'ego Robertsa.Everett CollectionEast News
Gitarzysta miał 27 lat i 295 dni. Po latach przez media został zaliczony do niesławnego Klubu 27, obok zmarłych w tym samym wieku i równie tragicznych okolicznościach Briana Jonesa (gitarzysty The Rolling Stones), Janis Joplin, Jima Morrisona (The Doors), Kurta Cobaina (Nirvana) i Amy Winehouse. "Czy wydaje wam się, że dożyję 28. urodzin?" - miał pytać na kilka tygodni przed śmiercią genialny muzyk.Momentami sprzeczne i niespójne zeznania Moniki Dannemann (różne godziny jej przebudzenia, nieobecność w domu) w sprawie ostatnich chwil życia muzyka sprawiły, że nasiliły się głosy o "tajemniczych" przyczynach zgonu. Ostatecznie śledztwo Scotland Yardu w 1993 roku nie doprowadziło do żadnych nowych ustaleń.UPPA/Photoshot Reporter
Urodzony w Seattle Jimi Hendrix pochodził z ubogiej rodziny. Jako gitarzysta był samoukiem - jak przyznają znajomi i współpracownicy - genialnym. Photoshot/RetnaReporter
Dzień później mający problemy ze snem gitarzysta zmieszał amfetaminę, czerwone wino i dziewięć tabletek nasennych swojej ówczesnej dziewczyny, niemieckiej łyżwiarki figurowej (a także groupie) Moniki Dannemann (zalecana dawka - pół lub jedna pigułka przed snem). Wybuchowy koktajl okazał się zabójczy. Rano Monika Dannemann wyszła kupić papierosy - kiedy wróciła ok. godz. 11, Hendrix leżał nieprzytomny i bez kontaktu, choć oddychał. Po kilkunastu minutach na miejsce - do opuszczonego mieszkania - przyjechały wezwane dwa ambulansy. "To było coś strasznego. Leżał cały w wymiocinach... Jego drogi oddechowe były kompletnie zablokowane..." - wspominał Reg Jones, jeden z ratowników. Wkrótce pojawili się też dwaj oficerowie policji. "Jimi nie żył. Nic dla niego nie mogli zrobić" - mówił policjant Ian Smith.Photoshot Reporter
Jeszcze przed służbami w mieszkaniu pojawił się wokalista Eric Burdon zaalarmowany przez Monikę Dannemann. Burdon znalazł tam wiersz "The Story of Life", który Hendrix napisał kilka godzin przed śmiercią. "Historia życia jest krótsza niż mgnienie oka. Historia miłości to przywitanie i pożegnanie. Do momentu, gdy znów się spotkamy" - brzmią ostatnie zdania. Trzy dni po śmierci Hendrixa Burdon w BBC utrzymywał, że było to samobójstwo, a "The Story of Life" to list pożegnalny. Te informacje stanowczo dementował jednak Michael Jeffery, menedżer gitarzysty.Odile Noel /RedfernsGetty Images
Około godz. 11:45 Hendrixa przewieziono do szpitala St Mary Abbott, jednak tamtejsi lekarze nie mogli już pomóc. Nic nie dała trwająca ok. pół godziny reanimacja. "W chwili przyjęcia był bez wątpienia martwy. Nie miał pulsu, nie biło jego serce. Próba reanimacji była tylko formalnością" - powiedział dr John Bannister, który oficjalnie stwierdził śmierć Jimiego Hendrixa.Michael Ochs ArchivesGetty Images
Późniejsze lata, to kolejne projekty Hendrixa - Band of Gypsys czy współpraca z grupą War Erica Burdona. To właśnie z tym zespołem po raz ostatni stanął na scenie - 16 września 1970 r. zagrał podczas jamu w Ronnie Scott's Jazz Club w Soho w Londynie.Michael Ochs ArchivesGetty Images
Zgodnie z życzeniem ojca Jimiego Ala ciało muzyka 29 września przewieziono drogą lotniczą do rodzinnego miasta - Seattle. Co ciekawe, sam gitarzysta wielokrotnie mówił, że chciałby zostać pochowany w Anglii. 1 października Jimi spoczął na cmentarzu Greenwood w Renton, w stanie Waszyngton, gdzie pochowano wcześniej jego matkę. W ceremonii pogrzebowej uczestniczyło ok. 200 osób, członkowie rodziny i przyjaciele, w tym m.in. muzycy Jimi Hendrix Experience: Mitch Mitchell i Noel Redding oraz Miles Davis, John Hammond i Johnny Winter.David Redfern/RedfernsGetty Images

Jego śmierć pozostaje dla wielu wciąż niewyjaśnioną zagadką. 18 września 1970 roku Jimiego znaleziono martwego w pokoju w hotelu Samarkand w Londynie. Muzyk miał wtedy 27 lat. Przyjął dziewięć tabletek barbituranu Vesparax, który wraz z alkoholem spowodował wymioty i uduszenie. Jednak - pomimo 51 lat - spekulacje co do dokładnych okoliczności śmierci muzyka nie ustają.

Za piosenkami Henrdixa często stały historie, dlatego w #69 Pełni Bluesa przyjrzymy się kilku z nich.

"Foxy Lady" to bardzo seksualna piosenka, zainspirowana prawdopodobnie Lithofayne "Faye" Pridgon, dziewczyną Hendrixa z połowy lat 60. Według "The Los Angeles Times" tytuł piosenki odnosi się do kociaka, którego dał jej Jimi oraz do pudla. Oba miały na imię "Foxy". To jedna z kilku możliwych wersji, choć bardzo prawdopodobna. A jeśli chodzi o Pridgon - zmarła ona w tym roku w lipcu w swoim domu w Las Vegas. Miała 80 lat.

"Gypsy Eyes" to z kolei utwór o matce Hendrixa, Lucille. Nagrywanie go było nie lada procesem. Hendrix robił prawie wszystko sam, łącznie z graniem na basie.

"Red House" to bardzo skomplikowana piosenka demonstrująca mistrzostwo Hendrixa na gitarze. Dzięki niej zyskał szacunek wielu muzyków, w tym Billy'ego Gibbonsa z ZZ Top. Powiedział on, że został "całkowicie wywrócony do góry nogami", kiedy ją usłyszał.

#69 Pełnia Bluesa: 51 lat temu odszedł Jimi HendrixInteria.tv

Samantha Fish z nowym albumem

Od 10 września na sklepowych półkach album "Faster" od Samanthy Fish.

"Chodzi o odwrócenie struktury władzy, dynamiki w twoim życiu. Świat czy pojedyncza osoba mogą chcieć obniżyć twoją wartość. Przejmij kontrolę nad własnym życiem i daną sytuacją" - tak artystka mówiła o płycie.

Cała płyta jest bardzo spójna i to jej mocny punkt, choć jednocześnie nie możemy je nazwać jednorodną. Samantha sięga po pop, R&B, a nawet elementy hip-hopu, miksując to wszystko z brudnym, bluesrockowym wokalem i gitarowymi brzmieniami.

Od Pełni Bluesa "Faster" otrzymuje ocenę 8/10, szczególnie mocno doceniając jednak bluesrockowe kompozycje.

Bart Sosnowski nie żyje. Opłakuje go świat polskiej muzyki

Światem polskiej muzyki, nie tylko tej bluesowej, wstrząsnęła ostatnio bardzo smutna wiadomość. 8 września nagle zmarł Bart Sosnowski. 38-letni muzyk w jednym z wywiadów mówił tak:

"Podróż to przede wszystkim odnajdywanie siebie w nowych sytuacjach, poznawanie nowych ludzi oraz poznawanie siebie. To nowość w najróżniejszych odmianach. To sytuacje, w których stawia nas życie. Wiem, że to górnolotnie brzmi, ale ja tak do tego podchodzę. Życie czasem nam pomaga, a czasem rzuca kłody pod nogi i myślę, że tę nieprzewidywalność słychać w moich piosenkach".

Pogrzeb Sosnowskiego odbędzie się w piątek, 17 września w Kościele Środowisk Twórczych w Warszawie o godzinie 12:00.

Artysta spocznie na Cmentarzu Bródnowskim.

Bart Sosnowski w "Tok Szoł": Blues jest podstawą muzyki rozrywkowej (materiał archiwalny)SuperstacjaSuperstacja

Posłuchaj #69 Pełni Bluesa na Spotify i YouTube.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas