Relacja z Orange Warsaw Festival 2015 (Dzień I): Ogromna ulewa na rozpoczęcie
Gigantyczny opad deszczu i pioruny nie odstraszyły fanów dobrej muzyki. Pierwszy dzień Orange Warsaw Festival 2015 można zaliczyć do udanych.
Festiwal zaczął się bardzo niepozornie i nikt nie spodziewał się, ze wkrótce publiczność na terenie wydarzenia będzie musiała zamienić okulary przeciwsłoneczne na kurtki i parasole. Najbardziej spragnieni muzyki uczestnicy festiwalu pojawili się na koncertach około godziny 16 (pierwsze na tegorocznej edycji OWF zaprezentowały się Wolf Alice, Sheppard i Twin Atlantic). Ci którzy zaczęli nieco później delikatnie rozgrzewali się przy piosenkach Meli Koteluk, natomiast fani lubiący zacząć festiwal od mocnego uderzenia niewątpliwie wybrali Terrific Sunday lub Crystal Fighters.
Londyńska grupa odwiedziła Polskę po raz kolejny (trudno policzyć, który to już ich występ w naszym kraju), jednak nikt nie narzekał na "odgrzewanego kotleta". Frontman, Sebastian Pringle, szybko złapał kontakt z publicznością, Graham Dickson biegał z gitarą po całej scenie, a dwie piękne piosenkarki (Clarrisa Land oraz Eleanor Fletcher) podbiły serca męskiej publiki nie tylko swoimi zdolnościami wokalnymi. Występ Crystal Fighters odbył się w najlepszym z możliwych momentów, czyli w trakcie, kiedy upał dawał o sobie znać, a o deszczu jeszcze nikt nie myślał.
Niedługo po brytyjskiej formacji popis swoich umiejętności dał Afromental. Oprócz utworów z płyty "Mental House" (które były trzonem koncertu), muzycy przypomnieli również nieco starsze kompozycje. Świetnie na wokalu prezentował się Tomson, który powinien pomyśleć o solowej płycie. Łozo natomiast przypomniał, że wkrótce ukazać ma się biografia zespołu, w której członkowie opowiadają o tym, jak kształtowała się ich kariera. Były juror "Must Be The Music", stwierdził, że "być może niektórzy znają nas tylko z talent show, ale to nie występy w telewizji, a granie w Afromental jest dla nas najważniejsze". Ponadto odniósł się do faktu, że wielu ludzi na początku ich działalności prognozowało formacji, iż nigdy nie zdobędzie popularności.
Zobacz fragment występu Afromental:
Zaraz po Afromental na Warsaw Stage pojawił się kanadyjski zespół Three Days Grace. Ich występ można określić słowami: ból, rozpacz, smutek. I nie chodzi tutaj oczywiście o fatalną postawę grupy. Te określenia to najlepsze podsumowanie tematyki, jaką w swoich tekstach przemycają muzycy. Tym ciekawiej brzmiały ich nawoływania do dobrej zabawy.
Dwa zespoły preferujące cięższe granie przedzieliła Katarzyna Nosowska z zespołem Hey na Orange Stage. Występ legendy polskiej sceny muzycznej (bo tak już chyba trzeba określać grupę) nie przyniósł niczego zaskakującego. Był najzwyczajniej w świecie dobry i przyjemnie przewidywalny. Urocza była również sama Nosowska, która swoją skromnością kokietowała publiczność zgromadzoną pod sceną.
Już w trakcie koncertu Hey festiwalowicze mogli zauważyć nadciągające nad Służewiec czarne chmury. Przez pewien moment wydawało się, że skończy się tylko na strachu (muzycy We Draw A, którzy występowali na Rochstar Stage, w pewnym momencie uznali, "że dzięki Bogu deszcz mamy już za sobą"), jednak ostatecznie skończyło się na potężnej ulewie.
Kto stracił na nagłym załamaniu pogody? Niewątpliwie Noel Gallagher wraz ze swoim zespołem, który rozpoczął swój koncert w trakcie największego deszczu, a podziwiać przyszli go najwytrwalsi i najbardziej zawzięci fani.
Zobacz fragment występu Noela Gallaghera:
Kto zyskał? Jedno ze stoisk z alkoholem, które za trzy "shoty" oferowała pelerynę przeciwdeszczową oraz Papa Roach. Na pół godziny przed startem ich koncertu, było widać, że namiot Warsaw Stage będzie ulubionym miejscem nie tylko fanów zespołu, ale także tych osób, które uciekały przed deszczem. Gdy na scenie pojawił się Jacoby Shaddix z muzykami, od razu było wiadomo, że amerykańska formacja nie bierze jeńców. To był najbardziej energetyczny występ w trakcie pierwszego dnia. Grupa dała z siebie wszystko, prezentując zarówno klasyki jak i całkiem nowe utwory. Wszyscy z Warsaw Stage wychodzili w świetnych nastrojach, a miała to być dopiero rozgrzewka przed daniem głównym.
Tym był występ jednego z DJ-ów tworzących The Chemical Brothers. Przed startem imprezy, wielu zarzucało organizatorom, że nie poinformowali, iż na OWF pojawi się tylko połowa formacji. Jednak czy ktoś przejmował się tym w momencie, gdy na Torze Wyścigowym zabrzmiały takie przeboje jak "Hey Boy, Hey Girl" oraz "Do It Again"? Zwłaszcza że sceneria, w której został zaprezentowany set, była niezwykła. Oprawa wizualna koncertów The Chemical Brothers zawsze stoi na najwyższym poziomie, jednak deszcz (który po chwili przerwy zaczął padać tuż przed startem koncertu TCB) i pioruny dodały jej jeszcze większej magii. W głowach wielu zrodziło się pewnie pytanie, czy Chemical Brothers w pełnym składzie stworzyliby jeszcze większy spektakl? Pewnie tak, acz sam Tom Rowlands podołał wyzwaniu.
Zobacz zdjęcia z pierwszego dnia Orange Warsaw Festival 2015:
Orange Warsaw Festival 2015 (Dzień I - 12.06)
Podsumowanie pierwszego dnia: