Prywatnym odrzutowcem na Open'er Festival
W czwartek, 6 lipca, na gdyńskim lotnisku Babie Doły rozpoczęła się czwarta edycja Heineken Open'er Festival. Gwiazdami pierwszego dnia imprezy, która zgromadziła wczoraj blisko 40 tysięcy fanów muzyki, byli Manu Chao, Pharrell Williams i zespół Placebo.
Zanim jednak główną scenę opanowali zagraniczni artyści, nielicznym jeszcze widzom - wielu z nich wciąż stało w kolejce na pole namiotowe - zaprezentował się zespół Fisza i Emade. Braci Waglewskich, poza instrumentalistami, wspierali między innymi ojciec Wojciech Waglewski, lider Voo Voo, i Maria Peszek. Ci ostatni wykonali wspólnie na koniec mocno rozimprowizowanego i reagge'owego koncertu "Moje miasto" z albumu "Miasto mania" piosenkarki.
Po występie Fisza, Emade i przyjaciół, jak zatytułowali koncert artyści, na scenie zainstalował się Manu Chao z zespołem. Artysta, były lider kultowej formacji Mano Negra, szybko porwał liczniejszą już publiczność do szalonej zabawy. Nieskomplikowane, ale bardzo zabawowe dźwięki - mieszanka rytmicznego punka, reagge, folku i ska - kontrastowały z wcześniejszym, "zamyślonym" setem Fisza i Emade.
Manu i towarzyszący muzycy byli najwyraźniej zachwyceni reakcją polskiej i nie tylko - w Gdyni bawi się około 3 tysięcy obcokrajowców, głównie z krajów nadbałtyckich i Wielkiej Brytanii - publiczności.
Muzycy co chwilę wymieniali uśmiechy i zagadywali fanów. Uwagę zwracał zwłaszcza basista, który ze względu na posturę równie dobrze mógłby być ochroniarzem Chao.
Muzyk pokazał także, że jest nie tylko sprawnym basistą, ale także opanował hiphopową technikę beatboxu, imitując ustami brzmienie instrumentów. Żywiołowy koncert zakończył największy jak dotąd przebój Manu, czyli słynny "Bongo Bongo".
Po godz 23. zaczął się występ Pharrella Williamsa, producenta, który skierował pop na nowe tory, konstruując ultranowoczesne brzmienie przebojów takich gwiazd, jak Jay-Z, Usher, Snoop Dogg, Mariah Carey, Justin Timberlake, Britney Spears czy Beyonce. No właśnie, o ile piosenki wspomnianych wykonawców olśniewają pomysłami aranżacyjnymi i melodycznymi, to solowe piosenki Williamsa już niekoniecznie. Koncert zaczął się od pierwszego singla Pharrella "Can I Have It Like That", i był to chyba najlepszy fragment występu artysty.
Trzeba jednak podkreślić, że Williams - pomimo słabego moim zdaniem materiału i jeszcze gorszych umiejętności konferansjerskich (ile razy podczas półtorej godziny można powtarzać "Make Some F**king Noise!"...), miał bardzo dobre przyjęcie.
Dodajmy, że Pharrell przybył do Gdyni prywatnym odrzutowcem na specjalne zaproszenie organizatorów festiwalu, a po występie miał od razu wracać do Stanów Zjednoczonych. Oczywiście koszty sprowadzenia artysty musiały być spore. Czy to się opłaciło? Moim zdaniem nie bardzo - za tą sumę można było pomyśleć o sprowadzeniu jaśniejszej gwiazdy hip hopu, a nie "króla" featuringów...
Bezsprzeczną gwiazdą czwartkowego koncertu był zespół Placebo. Brian Molko i spółka mają w Polsce wielu wiernych fanów, a ich dwa dotychczasowe występy w Warszawie - zwłaszcza pamiętny pierwszy koncert w "Stodole" - przyjmowane były wręcz histerycznie. Nie inaczej było tym razem - pod sceną kotłowało się od fanów i fanek tria, którzy chóralnie odśpiewywali teksty piosenek Placebo.
Zespół zaprezentował głównie materiał z ostatniego albumu "Meds", płyty na pewno nie najwybitniejszej w dyskografii, ale bez wątpienia - obok "Sleeping With Ghosts" - najpopularniejszej. "Meds" przez wiele tygodni po premierze utrzymywał się na szczycie notowania bestsellerów płytowych w Europie.
Poza tym usłyszeliśmy interesującą prezentację tria ("Panie i panowie! Oto panie i panowie z Placebo!"), mocno zmienioną wersję sztandarowego "Every You Every Me" (jak dla mnie zbyt "rozwodnioną" i odartą z ekspresji znanej z "Without You I'm Nothing"), a na bis między innymi mało przekonująca wersję wspaniałego utworu Kate Bush "Running Up That Hill" i świetny, autorski "Twenty Years", który był moim zdaniem najlepszym, najbardziej przejmującym fragmentem pierwszego dnia Heineken Open'er Festival.
W piątek, 7 lipca, czekają nas kolejne emocje. Tym razem będzie rockowo (Myslovitz, Franz Ferdinand), elektronicznie (Skin), lirycznie (Sigur Rós) i na koniec imprezowo (Scissor Sisters. Miałem okazję oglądać rewelacyjny występ tych ostatnich w zeszłym tygodniu Roskilde i po cichu liczę, że mogą stać się objawieniem tegorocznego Open'era.
Poza tym wielu ciekawych wykonawców zaprezentuje się również na scenie pod namiotem (m.in. Niewinni Czarodzieje, Kanał Audytywny, Maria Peszek, Ladytron czy Coldcut).
Zobacz galerię zdjęć z pierwszego dnia Open'er Festival.
Artur Wróblewski, Gdynia