The Dumplings: "Jesteśmy bardzo dziwnymi ludźmi" (wywiad)
Mika Aleksander
The Dumplings tworzą 17-letnia Justyna Święs i rok starszy Kuba Karaś. Duet w tym roku wydał swój pierwszy album. "No Bad Days" zebrał tak dobre recenzje, że organizatorzy OFF Festivalu, gdzie grupa wystąpiła, określili go "najgłośniejszym debiutem roku". Chwilę po katowickim koncercie muzycy spotkali się z INTERIA.PL.
Justyna (śpiew, muzyka) i Kuba (muzyka) pochodzą z Zabrza. Poznali się podczas jednego z muzycznych konkursów. Początkowo postawili na indie-rockowe, akustyczne piosenki, ale późnej zwrócili się w stronę elektroniki. Ich debiutancki album ukazał się wiosną tego roku nakładem Warner Music Poland. O to jak odnaleźli się w muzycznym biznesie oraz o inspiracje i plany na przyszłość wypytał młodych muzyków Olek Mika.
Spodziewaliście się, że "No Bad Days" zbierze tak dobre recenzje, że dostaniecie zaproszenia na Open'era i OFF Festival?
Kuba: - Tak na dobrą sprawę to w ogóle nie spodziewaliśmy się tej płyty.
Justyna: - To wszytko rozkręciło się bardzo szybko, tak naprawdę w ciągu dwóch tygodni.
Czyli prawdą jest, że Wasza kariera "na poważnie" zaczęła się od jednego wywiadu? (Nikomu jeszcze nie znani The Dumplings wysłali swoje piosenki do Łukasza Jakóbiaka, który zaprosił ich we wrześniu 2013 do swojego internetowego talk-show "20 m2 Łukasza").
Justyna: Dokładnie tak!
I po programie, nagle, z dnia na dzień, stajecie się rozpoznawalni. Jak sobie z tym radzicie?
Kuba: - To jest coś, co towarzyszy życiu muzycznemu, więc akceptujemy to. Są plusy i minusy takiego życia. Ale większość sytuacji jest miłych.
A żałujecie, że nie macie wakacji, z których teraz korzystają Wasi rówieśnicy?
Kuba: - Wiesz, granie koncertów jest bardzo przyjemne, my to bardzo lubimy, więc wcale nas to nie obciąża. Choć zdarzają się minusy - na przykład deficyt snu.
Justyna: - Co prawda, nie mamy takich konkretnych wakacji, że leżysz i nic nie robisz, ale jakieś tam mamy.
Gdy pojawiła się opcja nagrania płyty byliście gotowi?
Kuba: - Mieliśmy gotowe trzy czwarte materiału, ale, oczywiście, zmienialiśmy aranżacje, więc pracy trochę było.
A skąd pomysł by część piosenek nagrać po polsku a część po angielsku?
Justyna: - Śpiewać po angielsku jest znacznie wygodniej. To nie nasz język więc treści nie przekazuje się bezpośrednio. Przekaz nie dociera do odbiorcy wprost.
Kuba: - Pisać polskie tekst jest ciężko, muszą być naprawdę dobre, zwłaszcza do takiej muzyki jaką gramy. Inaczej łatwo mogą zabrzmieć banalnie.
Odniosłem wrażenie, że na koncertach wypadacie bardziej klubowo.
Kuba: - Trochę dążymy do tego, żeby na żywo brzmieć bardziej tanecznie. Chociaż z drugiej strony nie chcielibyśmy przesadzać w imprezowaniu. Chcielibyśmy by było też poważnie. Zamierzamy pójść w taką stylistykę, która będzie mocnym graniem, ale i bardziej mrocznym.
- Zauważyliśmy, że perkusja na żywo tworzy całkiem inną energię, a chcemy by nasze koncerty były bardziej energiczne. Trafiliśmy na osobę z którą dobrze się rozumiemy i zamierzamy z nią wspólnie grać. Trzy osoby to więcej możliwości. Liczymy też, że trochę na koncertach nas odciąży. Ale na razie więcej nie możemy powiedzieć...
Skoro mówimy o przyszłości, macie już pomysły na nowe kawałki?
Kuba: - Tak, materiał gromadzimy cały czas. Teksty są już właściwie gotowe, została do napisania muzyka. Będziemy ją tworzyć w sierpniu, w domu rodzinnym mojej mamy - tak, jak to zrobiliśmy w zeszłym roku. Potrzebujemy miejsca w którym nic nas nie rozprasza i można się skupić.
Justyna: - A tam faktycznie nie ma nic (śmiech).
A słyszeliście o klątwie drugiej płyty - gdy debiut jest znakomity, presja by nagrać lepszy, lub chociaż równie dobry drugi album wielu twórców paraliżuje?
Kuba: - Tak, ale znamy też zespoły, których im nowsza płyta tym lepsza, więc to nie jest jedyna zasada. Wydaje mi się też, że wiele nauczyliśmy się od czasu nagrywania naszej pierwszej płyty. Myślę, że powinno być tylko lepiej.
Justyna: - Mamy nadzieję, że klątwa nas nie dotknie (śmiech). Choć liczymy się z tym, że nowy materiał może się nie spodobać; ponieważ jest sporo osób, które lubią nasze wesołe piosenki, jak np. "Słodko-słony cios", a my zamierzamy od tego klimatu odbiec. Mamy zupełnie inne nastroje w tym roku, zupełnie inne pomysły. Zaryzykujemy więc zrobienie czegoś, co może się komuś nie spodobać. Pozytywne reakcje fanów cieszą i są wsparciem, ale ważne jest też by samemu być usatysfakcjonowanym.
Wspominacie o zbieraniu doświadczenia, będąc na festiwalach podglądacie innych wykonawców?
Kuba: - Tak, oglądamy mnóstwo koncertów. Zwłaszcza jak jesteśmy na dużych festiwalach. Gdy byliśmy na Liverpool Sound City, czy The Great Escape w Brighton to w ciągu trzech dni potrafiliśmy obejrzeć po ponad 30 koncertów. To jest bardzo inspirujące. Mnóstwo można się nauczyć, podejrzeć różne patenty muzyczne, jak zespoły się zachowują, co mówią. Mamy takie spostrzeżenie po występach w Wielkiej Brytanii, że naprawdę dużo nauki jeszcze przed nami.
Justyna: - Dla nas zagrać zagranicą to zupełnie inne doświadczenie. Zaśpiewać w Wielkiej Brytanii piosenkę anglojęzyczną to dla mnie szczególny stres. Słuchacze od razu rozumieją co śpiewam.
Kuba: - Na szczęście słyszeliśmy tam dobre opinie. Nawet padły pewne propozycje, ale o nich na razie nie będziemy mówić. W każdym razie dobrze wspominamy tamten czas.
Na Waszym facebookowym profilu znajduje się opis mówiący, że muzyka to duża część Waszych serc... Macie inne pasje?
Kuba: - Wiesz, jesteśmy bardzo dziwnymi ludźmi (śmiech). Im dłużej się znamy i więcej spędzamy ze sobą czasu tym bardziej to zauważamy. Każdy ma jakieś swoje skrzywienia. Moje całe życie obraca się wokół muzyki i teledysków. Bardzo się cieszę, że tak to wygląda i nie boję się, że mi się to znudzi.
Dziękuję za rozmowę.