Kathia: "W procesie pisania nie ma kompromisów" [WYWIAD]
Trwa kolejna edycja showcase'owego festiwalu Next Fest w Poznaniu. Kathia to jedna z artystek, które zaprezentowały się publiczności w pierwszy dzień wydarzenia. W rozmowie z Interią zdradziła, jak czuje się przed swoim występem, czy jej zdaniem w muzyce potrzeba nieco kalkulacji i kogo z polskich artystów widziałaby u siebie na albumie. Ujawniła także kulisy powstawania nowego duetu, którego premiera już dziś - 25 kwietnia.

Weronika Figiel, Interia Muzyka: Powiedz, jak się czujesz na showcase’owym festiwalu? Jest to dla ciebie jakieś specjalne wydarzenie?
Kathia: - Myślę, że specjalne nawet z tego względu, że jestem w swoim mieście - w Poznaniu. Ja wiem, że tu się zjeżdża cała branża i dużo ludzi z innych miast, ale czuję, że przede wszystkim gram dla moich poznaniaków. Więc jest to szczególne.
Czujesz w związku z tym większy stres?
- Chyba mniejszy, z tego powodu, że będę miała znajome twarze gdzieś tam w tłumie, które są serdeczne dla mnie. To chyba jest w tę stronę bardziej.
Otwierasz scenę w Zamku. Lubisz się tak wyrywać przed szereg czy wolałabyś być druga albo ostatnia dzisiaj?
- O Jezu! Wiesz, to jest tak, że im jesteś później, tym uznają cię za większego artystę. Nie wiem, chyba neutralnie do tego podchodzę. Otwieram festiwal i to jest super.
Szykujesz jakieś niespodzianki na swój występ?
- Tak, szykuję niespodzianki. Przedpremierowo będziemy grać mój utwór "Rosa", który zrobiłam razem z Lor. Dziewczyny przyjdą na koncert gościnnie, żeby zaśpiewać ze mną ten numer. On wychodzi dosłownie jutro - w piątek. Cieszę się, że będziemy mogli taki smaczek dać ludziom.
Jak się układała wasza współpraca i jak w ogóle do niej doszło?
- Ja ten kawałek napisałam rok temu, bez drugiej zwrotki, bo coś czułam, że ten numer pasuje do Lor. My się wtedy jeszcze nie znałyśmy z dziewczynami. Kilka miesięcy temu się do nich odezwałam, wysłałam im ten numer i powiedziały mi, że nie ma opcji, że w to nie wchodzą, muszą być w tej piosence i generalnie slay (śmiech). Dziewczyny zawsze mówią "slay". Ja się też cieszę, że jest slay i mam nadzieję, że ludziom też się będzie podobał ten numer. Nasza współpraca była kompletnie naturalna, bo jesteśmy z dziewczynami połączone charakterologicznie, jesteśmy też praktycznie w tym samym wieku.
Dziewczyn jest dużo, ty jesteś sama. Nie było chwilami tak, że próbowały coś tam ci wcisnąć?
- Nie no, gdzie tam! To wszystko było na pięknym, miękkim podłożu robione. Dziewczyny przyjechały do nas specjalnie z Krakowa, żeby nagrywać i wokale, i skrzypce. Tam nie było tak naprawdę żadnego przepychania.
Według ciebie o czym jest piosenka "Rosa"?
- Dla mnie to jest o ucieczce od tempa. Ale takiego złego, szybkiego tempa. Od takiej codzienności, która jest związana ze ściskiem w żołądku. Jak ją pisałam, to miałam dosyć tego. Byłam w takim miejscu, że chciałam iść na łąkę i pooddychać sobie. To jest właśnie o tym, że uciekasz do miejsca, które ci służy.
Inspiruje cię natura i uciekanie do miejsc na odludziu?
- Przy tej płycie na maksa. To jest druga płyta, którą robię i skupiłam się tu na byciu człowiekiem i ludzką istotą, która odczuwa i oddycha. Ta natura faktycznie w niektórych numerach wybrzmiewa.
Wydałaś też niedawno piosenkę z Paulą Romą. Jest jeszcze ktoś na rynku muzycznym, z kim bardzo chciałabyś stworzyć duet?
- Jasne, że tak. To są takie osoby, których ja słucham non stop. Mela Koteluk na przykład, Piotr Rogucki ostatnio mi chodzi po głowie totalnie. Jest masa takich artystów, ale nie wiem, czy chcę mówić, bo może zapeszę wszechświatowi. Polska muzyka jest niesamowita i polscy artyści oraz artystki są też świetni. Zalewski w ogóle...
Wymieniłaś niektóre osoby występujące tutaj na Next Feście, więc może gdzieś tam za kulisami coś się uda zdziałać. A na jakie koncerty jeszcze wybierasz się na festiwalu?
- Idę na pewno na Melę. Idę na Bartka BRK na pewno. Widziałam, że występuje LULU Suicide - oni się zgłosili do Jarocina na Rytmy Młodych, a ja jestem tam jedną z jurorek. Bardzo mnie zauroczyło ich zgłoszenie na ten konkurs i totalnie chcę iść zobaczyć, co mają do zaproponowania na żywo.
Napisałaś ostatnio na Instagramie, że płytę masz już prawie skończoną. Czego brakuje do takiego ostatecznego końca?
- To są kłamstwa! To są takie kłamstwa (śmiech). Ja za każdym razem mówię, że ona jest skończona, ale przychodzi mi jakaś inna piosenka i muszę na nowo dodawać do tego albumu rzeczy. Nie umiem tego skończyć! W sensie... To jest prawda, że ona jest skończona, bo już widzę mojego menedżera, który się chwyta za głowę i myśli: "Boże, co ty mówisz". Ona jest praktycznie skończona, tylko ja cały czas piszę. Jak jakaś piosenka mnie tak złapie za serce, że według mnie musi wejść na album, to siłą rzeczy muszę ją wyprodukować.
Skończy się tak, że będzie płyta z 50 piosenek.
- Dokładnie, ale ja już tyle odrzuciłam tych piosenek! Duży odsiew był.
A jest to trudne, kiedy musisz swoje "dzieci piosenkowe" odrzucić z płyty?
- To chyba wychodzi naturalnie. Jeśli jakaś piosenka faktycznie jest moim dzieckiem, to ona tam będzie na tym albumie. Jak coś nie sprawia, że cała buzuję z radości, na myśl, że ktoś może to usłyszeć, to wiem, że nie jest to ten kierunek.
Napisałaś też takie słowa, że tworzysz z czystej potrzeby tworzenia i dla zabawy. Jest to twój przepis na sukces czy jednak musi się tam wkraść trochę kalkulacji?
- Ciężko odpowiedzieć na to pytanie, żeby zrobić to z gracją. W procesie pisania u mnie jest tak, że tam nie ma kompromisów. Jak piszę teksty i melodie to wychodzi właśnie z tej potrzeby tworzenia. Ale gdy już zapraszam jakiegoś producenta do współtworzenia ze mną tej produkcji, to wtedy - na etapie sklejania plasteliny i domalowywania obrazka - jednak wchodzi takie "to musi brzmieć dobrze po prostu". To nie może być rzucona sobie gitarka i tyle. Więc ja gdzieś tam myślę o tym, ale nie nazwałabym tego kalkulacją, tylko bardziej intuicją muzyczną.
Jakie jest twoje marzenie, związane z nadejściem tej nowej płyty?
- Oczywiście, że chciałabym, żeby ta płyta dotarła do jak największej ilości ludzi. Muzykę można tworzyć dla siebie, ale ja jednak chcę, żeby ludzie się z nią utożsamiali i jej słuchali po prostu. Nie tworzę do szuflady, chociaż wiadomo, że niektóre piosenki tam lądują. Moim marzeniem byłoby to, żeby ludzie nadal się utożsamiali z tym, co tworzę i żeby to nadal było dla nich prawdziwe. Bo takie jest.