Reklama

Soulfly wzleciał nad Polskę: Relacja z koncertu w Poznaniu

"Max Cavalera to w tej branży ekscentryk. Jest sobą" - powiedział kiedyś o liderze Soulfly David Vincent z Morbid Angel. Sobotni koncert w poznańskim "Eskulapie" potwierdził coś jeszcze - muzyka słynnego Brazylijczyk nadal trafia do serc fanów równie celnie, co strzały Neymara.

Zespół z Arizony wielokrotnie odwiedzał nasz kraj. W 2013 roku Soulfly był jedną z gwiazd festiwalu w Jarocinie. Historia polskich koncertów sięga wielu lat wstecz.

"Pamiętam, że gdy mieliśmy pojechać pociągiem z Rosji do Polski, nie powiedziano nam jednak, że będziemy musieli przedrzeć się przez komunistyczną Białoruś. Wyrzucenie z pociągu, pięć godzin czekania w małym pomieszczeniu, łapówki. Po wszystkim powtarzaliśmy między sobą: 'Dzięki Bogu, udało nam się stąd wydostać'. Kiedy dotarliśmy do Polski, wychodząc z pociągu pocałowałem ziemię, mówiąc: 'Dziękuję ci Polsko, jesteśmy uratowani!'" - wspomina w swojej autobiografii "Moje krwawe korzenie" muzyk rodem z Belo Horizonte, który 4 sierpnia skończy 45 lat.

Reklama

Uwielbiający podróże w najdalsze zakątki świata, Max Cavalera zakochał się w Polsce nie tylko ze względu na obyczaje cywilizowanego kraju, a przede wszystkim rzesze oddanych mu fanów, na których mógł liczyć również w Poznaniu.

Koncert w stolicy Wielkopolski raz jeszcze potwierdził, że Soulfly to wciąż zespół poszukujący, taki, który chęcią ciągłego rozwoju ukonstytuował własną tożsamość. Tak było od samego początku i jest do dziś, również pod banderami Nailbomb, Cavalera Conspiracy czy ostatnio Killer Be Killed (58. miejsce na liście Billboardu).

"Chciałem, żeby skład się zmieniał, a nowe pierwiastki wzbogacały brzmienie, by w ten sposób całość pozostawała intrygująca. Jedynym stałym elementem miałem być ja, podczas gdy wszystko wokół mnie ulegałoby zmianie. Wraz z nowymi ludźmi przychodzą świeże pomysły i zapał, to zaś sprawia, że muzyka wciąż ewoluuje" - wyjaśniał.

Zgodnie z tą zasadą, na deskach poznańskiego "Eskulapa" towarzyszyli mu tym razem niezwykle utalentowany gitarzysta Marc Rizzo, uznany, brodaty (i sprawdzony w bojach m.in. w szeregach Ministry, Static-X i Prong) basista Tony Campos, oraz pierworodny syn Maksa, 21-letni Zyon Cavalera, od 2013 roku (ostatnia płyta "Savages") etatowy perkusista Soulfly. Synowie Maksa od lat zresztą pojawiają się na jego płytach.

Wszelkie komentarze na temat domniemanego nepotyzmu, Max (na co dzień ojciec wielodzietnej rodziny) kwituje krótko i dosadnie.

"Niektórzy metalowi muzycy ukrywają fakt posiadania dzieci, ponieważ sądzą, że wypadają wtedy na mniejszych twardzieli. Zawsze uważałem to za idiotyzm" - ucina.

Zanim jednak Zyon (jak się okazał dziś już w krótkich włosach) pojawił się na scenie w barwach Soulfly, pierworodny Maksa wystąpił wraz ze swoim zespołem Lody Kong, współtworzonym m.in. z młodszym bratem, grającym na gitarze wokalistą Igorem (nie mylić z bratem Maksa, perkusistą o tym samym imieniu) - przedsięwzięcie podobne do trasy Soulfly sprzed kilku lat, gdzie rolę supportu pełniła grupa Incite, w której wokalistą jest Richie Cavalera, pasierb Maksa.

Lody Kong zagrał bodaj wszystkie utwory z wydanej w 2013 roku EP-ki "No Rules", w tym chyba najbardziej znany w ich skromnym dorobku (był teledysk) numer "mOnkeys alWays Look". Mimo iż muzyka Lody Kong nie jest aż tak oczywista jak Incite, nieco kanciaste riffy zespołu i szkolny charakter ich występu nie wzbudził większych emocji wśród licznie zgromadzonej publiczności (sala "Eskulapa" wypełniła się niemal w całości).

Impreza rozpoczęła się na dobre wraz z wkroczeniem na scenę Maksa Cavalery. Soulfly rozpoczął podobnie, jak na niedawnych koncertach w Rosji, od dwu utworów z nowej płyty "Savages": singlowego "Bloodshed" i szybkiego "Cannibal Holocaust".

Z klasyków Soulfly usłyszeliśmy m.in. tytułowy utwór z płyty "Prophecy", a także "Back To The Primitive", "Jumpdafuckup", "Rise Of The Fallen" oraz otwierający debiutancki album "Eye For An Eye", pierwszy numer napisany przez Cavalerę na potrzeby Soulfly.

Jak na każdym koncercie Soulfly, nie mogło zabraknąć kilku kompozycji z repertuaru brazylijskiej Sepultury, macierzystej formacji Maksa, z którą rozstał się u szczytu popularności w 1996 roku. Były zatem "Refuse / Resist" (który rozpoczyna się zarejestrowanym biciem serca nienarodzonego wówczas jeszcze Zyona) i "Territory" z "Chaos A.D." (1993 r.), obowiązkowy "Roots Bloody Roots" z plemiennego albumu "Roots" (1996 r.) oraz kultowy "Arise", tradycyjnie łączony z "Dead Embryonic Cells". W "Revengeance" Maksowi towarzyszyli dodatkowo, wspomagając go wokalnie Richie i Igor junior.

Maks co rusz zachęcał publiczność do skakania, ta zaś nie pozostawała w bezruchu. Zyon na perkusji grał poprawnie, nie da się jednak ukryć, iż nie jest to muzyk klasy poprzedzających go na tym stanowisku Roya Mayorgi czy Davida Kinkade. Nieco do życzenie pozostawiało również samo brzmienie zespołu, należące do tych z rodzaju mało czytelnych. Dla tłumnie przybyłych fanów Soulfly miało to jednak znaczenie drugorzędne.

Poznański występ zespołu zagorzali zwolennicy Maksa Cavalery i Soulfly z pewnością zaliczą do udanych - otrzymali to, czego oczekiwali. Czy był to jednak żywioł i szaleństwo na miarę dawnych dni? Raczej nie.

Dziś (niedziela, 15 czerwca) Soulfly zagra we wrocławskim klubie "Alibi", a dzień później (poniedziałek, 16 czerwca) na deskach gdańskiego "B90".

Pełna setlista koncertu Soulfly w poznańskim "Eskulapie":

"Bloodshed"
"Cannibal Holocaust"
"Prophecy"
"Back To The Primitive"
"Downstroy"
"Seek'n'Strike"
"Fire"/"Bring It"/"Defeat U"
"Refuse/Resist"
"Territory"
"No Hope = No Fear"
"Rise Of The Fallen"
"B.F.W.H."
"Arise"/"Dead Embryonic Cells"
"Revengence"
"Roots Bloody Roots"
"Attitude"
"Jumpdafuckup"/"Eye For An Eye".

Bartosz Donarski, Poznań

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Soulfly
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy