Metallica: Nic innego się nie liczy

"Czarny album" jest legendą i kropka. Czy z tego tak dobrze znanego tematu można coś jeszcze wycisnąć? Jak pokazał Sonisphere Festival w Warszawie (10 maja) - jak najbardziej!

Uśmiechnięty James Hetfield w Warszawie
Uśmiechnięty James Hetfield w Warszawiefot. Bartosz Nowicki

Metallica na Sonisphere Festival 2012

Za sprawą kalifornijskiej formacji trzecia edycja Sonisphere w Warszawie (10 maja 2012) wypadła imponująco.

fot. Bartosz Nowicki
fot. Bartosz Nowicki
fot. Bartosz Nowicki
fot. Bartosz Nowicki
fot. Bartosz Nowicki
fot. Bartosz Nowicki
fot. Bartosz Nowicki
fot. Bartosz Nowicki
fot. Bartosz Nowicki
fot. Bartosz Nowicki
fot. Bartosz Nowicki
fot. Bartosz Nowicki
fot. Bartosz Nowicki
fot. Bartosz Nowicki
fot. Bartosz Nowicki
fot. Bartosz Nowicki
fot. Bartosz Nowicki
fot. Bartosz Nowicki
fot. Bartosz Nowicki

Fani ciężkich brzmień w Polsce to mają jednak raj - Metallica ostatnio odwiedza nas regularnie co dwa lata, Machine Head w sierpniu będą na Przystanku Woodstock (za darmo!), Black Label Society w 2011 roku wystąpił nawet dwa razy, a Gojira (wraz z inną gwiazdą thrash metalu - Slayerem) za niecały miesiąc zagra na Ursynaliach znów w Warszawie.

Triumfujący po koncercie perkusista Metalliki Lars Ulrich obiecał to, na co liczyli wszyscy - że powrócą do Polski najszybciej jak to możliwe. Na warszawskim Bemowie licznie zgromadzeni fani (na pewno było więcej niż na poprzednim Sonisphere z Iron Maiden w roli głównej gwiazdy) urządzili legendzie thrash metalu iście królewskie przyjęcie. Zespół odwdzięczył się też w świetnym stylu, a pożegnanie ze sceną, już po zakończeniu grania, trwało dobry kwadrans.

"Warszawa rządzi! Co za wspaniały i energetyczny tłum dziś wieczorem w Warszawie! Wiele wspólnego śpiewania i 'rogów' w powietrzu" - taki wpis pojawił się na oficjalnej stronie Metalliki wkrótce po zakończeniu występu.

Za sprawą Metalliki trzecia edycja Sonisphere wypadła imponująco szczególnie jeśli chodzi o oprawę sceniczną. Słupy ognia, eksplodująca pirotechnika (piorunujące wrażenie zrobiły hukowe petardy w "Enter Sandman" czy wylatujące wysoko w powietrze snopy iskier), a na koniec jeszcze dodatkowe lasery - to nowe elementy wprowadzone na trasę związane z 20-leciem premiery "Black Album". Warszawa była trzecim przystankiem tournée - po czeskiej Pradze i Belgradzie (Serbia). Radość grania była wyraźnie widoczna, szczególnie u uśmiechniętego od ucha do ucha Jamesa Hetfielda.

"Jesteście z nami, na 110 proc.?" - pytał frontman Metalliki, a odpowiedział mu ryk "yeaaaaaaaaah!" z kilkudziesięciu tysięcy gardeł.

Amerykański kwartet nie zamierzał nikogo oszczędzać, przed zagraniem "Czarnego Albumu" w całości (choć w odwrotnej kolejności - od końca do początku), ognia dał już na otwarcie galopadą w "Hit The Lights" i przebojowym "Master Of Puppets". Lars Ulrcih aż wstawał ze swojego krzesełka, by z jeszcze większą siłą okładać zestaw perkusyjny. No a sam "Black Album" - te kompozycje bronią się w całości nawet 20 lat po premierze. Ballady "Nothing Else Matters" i "The Unforgiven", koncertowe pewniaki "Enter Sandman", "Wherever I May Roam", "Sad But True", ale też rzadziej grane "Struggle Within" i "Of Wolf And Man". To komercja? Dlatego, że sprzedano ponad 20 mln płyt? Zarzuty śmiechu warte.

Dwa lata temu Metallica wystąpiła na Bemowie wraz z innymi przedstawicielami tzw. Wielkiej Czwórki thrash metalu - Slayerem, Megadeth i Anthrax. Już wówczas było widać wyraźnie, kto jest w tym gronie gwiazdą pierwszej wielkości. Teraz ta dysproporcja była jeszcze większa, a Machine Head, Black Label Society i Gojira otrzymały po prostu zadanie przygotowania publiczności na Metallikę. Na otwarcie dużej sceny dzieło zniszczenia rozpoczęli Francuzi z Gojiry. Kwartet plunął ostrym, niemal deathowym brzmieniem (muzycznie była to najmocniejsza formacja w zestawie), w dość morderczych warunkach pogodowych - popołudniem słońce nad Bemowem przypiekało mocno, sprawiając, że niemal niewidoczne były włączone telebimy.

Zakk Wylde zaprezentował swoje standardowe popisy sceniczne (indiański pióropusz na głowie, walenie pięściami w klatkę piersiową niczym Tarzan), choć jak dla mnie jego Black Label Society wypadł najsłabiej z wykonawców tegorocznego Sonisphere. Atmosfera padła pod naporem krzesanych z prędkością światła riffów (a na dobicie 5-minutowa solówka), choć była spora grupa oddanych fanów Wylde'a i jego kompanów, którzy na scenę wrzucili polską flagę z logo BLS.

Dużo lepiej sprawili się "muzyczni zabójcy" z Machine Head, opierając swój set przede wszystkim na utworach z płyt "Unto The Locust" i "The Blackening" (m.in. "Be Still And Know" i "Locust" oraz "Aesthetic Of Hate", "Beautiful Day" i "Halo"). Imponujące tempo narzucał perkusista Dave McClain, dokładając solidny fundament do gitarowego riffowania Robba Flynna i Phila Demmela.

Sporo ciekawego działo się też na scenie Antyradia - Acid Drinkers z mocno thrashowym programem (m.in. "Barmy Army", "Dancing In The Slaughterhouse", "Drug Dealer") i grający drugi rok z rzędu Hunter to pewniaki. Dzielnie spisała się też Luxtorpeda, choć już na początku występu na dobre pięć minut padł prąd. Litza z kolegami dorzucili do pieca, i mimo tej przerwy zmieścili się z zaplanowanymi utworami w przyznanym im czasie (pół na pół z imiennej jedynki i wydanych dzień przed koncertem "Robaków"). Małą scenę otwarli z półgodzinnym setem laureaci Złotej Kosy - trio Cinemon z Krakowa.

Oto setlista występu Metalliki na Sonisphere Festival:

"Hit The Lights"
"Master Of Puppets"
"The Shortest Straw"
"For Whom The Bell Tolls"
"Fight Fire With Fire"
"Struggle Within"
"My Friend Of Misery"
"The God That Failed"
"Of Wolf And Man"
"Nothing Else Matters"
"Through The Never"
"Don't Tread On Me"
"Wherever I May Roam"
"The Unforgiven"
"Holier Than Thou"
"Sad But True"
"Enter Sandman"
Bis:
"Creeping Death"
"One"
"Seek & Destroy".

Michał Boroń, Warszawa

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas