Janusz Panasewicz o "Idolu": Sprowadzamy na ziemię
"Gdyby przed laty istniał taki program, nie zgłosiłbym się na przesłuchania. Jestem pewien, że sparaliżowałaby mnie trema" - mówi juror "Idola".
"Idol" wrócił na antenę po 12 latach. W skład nowego jury weszli Elżbieta Zapendowska (była jurorką wszystkich poprzednich czterech edycji, potem była w m.in. "Must Be The Music"), Ewa Farna, Janusz Panasewicz (wokalista Lady Pank) i Wojtek Łuszczykiewicz (lider grupy Video). Program prowadzi ponownie Maciek Rock.
Obecnie zakończono etap teatralny - przez sito przedostało się 12 uczestników, którzy już w środę (5 kwietnia) wystąpią w etapie klubowym. Po nim zostanie zaledwie ośmiu finalistów, którzy zmierzą się w odcinkach na żywo. Zwycięzca programu zdobędzie 250 tys. zł i kontrakt płytowy.
Marcin Kalita, "Tele Tydzień": Po latach telewizja reaktywowała popularnego "Idola", w którego jury zasiadasz. Pozwolisz, że zanim porozmawiamy o teraźniejszości, cofniemy się nieco w czasie. Kto był twoim muzycznym idolem?
Janusz Panasewicz: - Kiedy zaczynałem swoją przygodę z muzyką, byłem w takim wieku, jak obecni uczestnicy programu. Miałem jakieś 15 lat. Moimi idolami byli głównie polscy wykonawcy. Uwielbiałem Ewę Demarczyk, Skaldów i nieodżałowanego Wojciecha Młynarskiego. Wsłuchiwałem się też w pierwszą płytę Czesława Niemena "Dziwny jest ten świat". Później w moim życiu pojawili się Stonesi i Pink Floyd.
Trudno jest gdybać, co by było... Ale gdyby za twoich czasów był taki "Idol", miałbyś odwagę stanąć przed jego komisją?
- Nie! (uśmiech) Czasem między występami kolejnych kandydatów rozmawiamy o tym z Elą, Ewą czy Wojtkiem. Kiedy mi przyszło się gdzieś zaprezentować, zawsze wspierał mnie jakiś zespół czy choćby pianista. W naszym programie stajesz przed komisją sam i w krótkim czasie musisz nas przekonać do swoich zdolności. Osobiście nie zdecydowałbym się, trema by mnie zżarła.
A teraz, kiedy jesteś po tej "drugiej stronie", jak podchodzisz do przesłuchiwanych?
- Zarówno ja, jak i pozostali jurorzy najczęściej staramy się ich wesprzeć, pomóc im. Ewentualnie zasugerować, że to chyba jednak nie ta droga. Natomiast osoby skrajnie bezczelne, którym wydaje się, że zjadły wszystkie rozumy, próbujemy sprowadzić na ziemię. Niestety nie zawsze nam się to udaje.
Masz swoich faworytów?
- Tak, mam. I w sumie wszyscy mamy podobnych. Około dziesięciu osób śpiewa świetnie, a połowa z nich wręcz znakomicie. Niestety, na przesłuchaniach nasza rola się kończy. Później losy tych przez nas wybranych, znajdą się w rękach telewidzów. Podejrzewam, że wówczas duże znaczenie będzie mieć osobowość i powierzchowność danego wykonawcy.
Natomiast pod względem artystycznym jest kilka osób, które bardzo dobrze rokują. Byłbym szczęśliwy, gdyby w tym gronie znalazła się choć jedna osoba, która zasłuży na miano prawdziwego artysty. Którego płyty ludzie będą chcieli kupować i przychodzić na jego koncerty. A kciuki trzymam oczywiście za wszystkich.
Może któraś z tych młodych osób pojawi się za czas jakiś jako support zespołu Lady Pank?
- Byłoby fajnie. Tym bardziej, że jest w tym gronie kilku fajnych rockmanów.
Twoje bliźniaki w tym roku kończą 10 lat. Synowie interesują się profesją taty?
- Chłopców na razie pochłania sport. Kochają piłkę nożną i tenis. Oczywiście są blisko muzyki, bo tej w domu jest bardzo dużo. Przygotowuję reedycję solowej płyty "Fotografie", która powinna się ukazać już w maju. I kiedy pracuję nad nowymi numerami, które dołączą do pierwotnego materiału, sprawdzam ich reakcję na muzykę. Pytam, o czym powinna być dana piosenka. Ale co zrodzi się w ich głowach za te kilka lat? Naprawdę nie wiem.
A widziałbyś ich za jakiś czas na przesłuchaniu w "Idolu"?
- Raczej nie, ale wszystko się może zdarzyć.
Co wiesz o "Idolu" - sprawdź się: