Artur Orzech o powrocie na Eurowizję. "Znów jestem na właściwym miejscu"
Głos Artura Orzecha przez lata kojarzył się z Eurowizją. Komentował występy reprezentantów w tak mistrzowski sposób, że publiczność go uwielbiała. Trzy lata temu został odsunięty od konkursu przez TVP. Niedawno wrócił do telewizji publicznej, dzięki czemu ponownie jego głos zabrzmi podczas transmisji telewizyjnej z Eurowizji. Artur Orzech wypowiedział się w rozmowie z Izą Komendołowicz dla PAP Life na temat konkursu, poczynań polskich reprezentantów, a także tego, dlaczego zniknął z TVP.
Artur Orzech jest znanym dziennikarzem muzycznym, prezenterem telewizyjnym i radiowym oraz konferansjerem. Dla większości Polaków znany jest przede wszystkim jako komentator Konkursu Piosenki Eurowizji. Przez lata był głosem, który omawiał poczynania i występy reprezentantów konkursu, aż w końcu został odsunięty od tego zadania. "Odebrałem to jako 'karę' za to, że wycofałem się z prowadzenia 'Szansy na sukces'. Podkreślam, że była to moja decyzja, bo pojawiały się w mediach różne spekulacje na ten temat" - powiedział o swoim odejściu z TVP Artur Orzech.
Minęły trzy lata, a dziennikarz ponownie objął stanowisko komentatora Eurowizji. Zdecydował się na powrót, ponieważ czuje się mocno związany z konkursem - poświęcił mu większość swojego życia zawodowego. "W momencie, kiedy w 2021 roku zostałem odsunięty od komentowania Eurowizji, rozpocząłem alternatywne komentowanie na swoim kanale youtubowym. I bardzo mocno mnie zaskoczyło, kiedy się okazało się, że jest 100 tysięcy wejść. Dlatego jeśli tyle ludzi chciało posłuchać Artura Orzecha, dla mnie decyzja powrotu do telewizji była prosta. Zresztą większość mojego życia zawodowego jest związana jest z Konkursem Piosenki Eurowizji, więc po prostu czuję, że znów jestem na właściwym miejscu" - opowiedział Artur Orzech.
Pierwsze lata komentowania Eurowizji przez Artura Orzecha
Artur Orzech zdradził, jak wyglądały początki jego kariery komentatora eurowizyjnego. Przez pierwsze lata jego rola była traktowana bardziej jako rola tłumacza. Z czasem przerodziło się to w faktyczne omawianie konkursu. Dziennikarz pierwszy raz komentował Eurowizję w 1992 roku. "Trudno to nazwać komentowaniem, bo wtedy nie byliśmy jeszcze w konkursie, poza tym Telewizja Polska nie miała żadnych aspiracji, żeby z tego robić - nazwijmy to umownie - coś wielkiego" - wyznał Orzech. "Na samym początku to bardziej była praca translatora i głosu radiowego. Całość materiału była nagrywana w telewizji, a potem emitowana - żeby nie być zbyt dosadnym - ze środy na czwartek, najlepiej po północy. I dopiero kiedy telewizja podjęła decyzję, że w 1994 roku startujemy w Eurowizji, to zaczęło się myślenie jako o naszej Eurowizji, a nie jakimś ciele obcym, które po prostu trzeba przetłumaczyć, nałożyć głos i wyemitować" - dodał.
Okazuje się, że Artur Orzech jest jednym z komentatorów Eurowizji z najdłuższym stażem. Jest on kopalnią wiedzy o konkursie. Jednocześnie wymienia doświadczenia ze znajomymi z branży i docenia pracę komentatorów z innych krajów. "Bardzo blisko koleguję się z Peterem Fennerem, który od lat jest komentatorem telewizji norweskiej. Ta przyjaźń nie wzięła się znikąd. Bo my z reguły - nie wiem, dlaczego, ale tak jest - zazwyczaj mamy kabiny komentatorskie obok siebie. Peter jest nieprawdopodobną kopalnią wiedzy eurowizyjnej. Gdy siedzi się obok takiego człowieka, który rzuca faktami, datami jak z rękawa, to daje poczucie komfortu" - wyznał Artur Orzech.
Czy Eurowizja ma jeszcze coś wspólnego z dobrą muzyką?
Dziennikarz, od lat związany z Eurowizją, został zapytany także o to, czy konkurs ma jeszcze coś wspólnego z muzyką. Wiele osób zarzuca, że stał się on kiczowatym przedstawieniem, w którym da się coś ugrać jedynie dużą ilością cekinów, brokatu i dymu na scenie. "To przecież jest rodzaj telewizyjnego show. Jeśli ktoś szuka szlachetnej muzyki i umiejętności wirtuozerskich, to są eurowizyjne formaty dla młodych muzyków klasycznych, dla baletu, i tak dalej" - wytłumaczył Orzech. "Ale przyznam, że również psioczyłem w latach dwutysięcznych, gdzieś mniej więcej do 2015 roku, na poziom artystyczny. Że na scenie liczyły się głównie wybuchy ognia, balety, przebiórki" - dodał.
Artur Orzech docenia aktualny poziom muzyczny konkursu. Według niego bierze w nim udział wielu wartościowych artystów, którzy dzięki Eurowizji, mogą osiągnąć międzynarodowe sukcesy. "Na szczęście ten czas minął i w tej chwili wygrywają artyści, którzy moim zdaniem, jak na poziom eurowizyjny, są bardzo wysoko i którym Eurowizja rzeczywiście pomaga w karierze. Jamala zyskała absolutnie rozpoznawalność w Europie, włoski zespół Maneskin sprzedaje mnóstwo płyt na świecie, Salvador Sobral z Portugalii, który złamał wszystkie zasady tak zwanego show eurowizyjnego, a wygrał ten konkurs, jest bardzo popularny" - powiedział dziennikarz.
Dlaczego Polska nie wygrywa Eurowizji?
Zapytany o to, dlaczego od czasu występu Edyty Górniak i zajęcia przez nią drugiego miejsca, Polska nie odnosi sukcesów na Eurowizji, Artur Orzech podkreślił, że odcina się od narzekania. "To już jest szersze pytanie, do którego nie bardzo chcę się odnosić, bo w ostatnich latach chyba było tak, że jechali ci, których wskazał prezes telewizji, a nie jakieś zasady panujące wobec artystów szeroko pojętego rynku muzycznego. W tym roku - powiedzmy to sobie wprost - nie było ani czasu, ani pieniędzy, żeby TVP przeprowadziła jakąkolwiek szerszą formę preselekcji" - wytłumaczył dziennikarz.
"Trochę stoję z boku tych wszystkich zastrzeżeń i emocji, ale wierzę, że jury wybrało najlepszą z możliwych propozycji. A jeśli chodzi o narzekanie, że zaczęliśmy dobrze, a potem było już tylko gorzej, to równie dobrze możemy sobie ponarzekać na polską piłkę nożną, która nie jest w lepszej sytuacji. Z drugiej strony, co na przykład mają powiedzieć takie Niemcy, którzy są od początku w konkursie, a dziewięć razy byli ostatni, Norwegia 10 razy była na końcu, Finlandia też 10, więc my naprawdę nie jesteśmy najgorsi w tej Eurowizji" - dodał Artur Orzech.
Artur Orzech wspomina pierwszych kandydatów do reprezentowania Polski na Eurowizji
Artur Orzech wyznał także, że pamięta, jak dawniej do konkursu zgłaszali się zupełnie inni artyści, niż w aktualnych czasach. Pierwsze edycje przyciągały polskie gwiazdy, które chciały zaistnieć w naszym kraju, a niekoniecznie potrafiły zaprezentować się całej Europie. "Na początku zgłaszali się artyści, nazwałbym ich - nobliwi. Bo przecież i Justyna Steczkowska śpiewała, i Ania Jopek, i Mietek Szcześniak. W preselekcjach mieliśmy też Wilki, Various Manx i tak dalej. Ale mam wrażenie, że wielu artystom głównie zależało na promocji w Polsce, a nie na wyjeździe na Eurowizję" - dowiadujemy się z rozmowy.
"Nikt nie zdawał sobie sprawy, że przecież my na siebie głosować nie możemy i bardziej jest to ciężka praca na zewnątrz, w Europie, żeby się pokazać, zapracować na głosy" - wspominał Orzech. "Uważam, że Eurowizja to nie jest miejsce dla gwiazd. Dajmy szansę młodym" - dodał.
Artur Orzech uważa Eurowizję za ewenement
Dla Artura Orzecha Eurowizja jest widowiskiem wyjątkowym i fenomenem na skalę światową. Fascynuje go jej ewolucja i to, jak zmieniały się zarówno zasady konkursu, jak i występy uczestników.
"Staram się pamiętać wszystkie Eurowizje w różnych aspektach. Dla mnie w ogóle ten konkurs jest pewnym ewenementem na skalę światową. Niewiele osób wie, że Eurowizja nieustannie ewoluuje. Kiedy na przykład w latach dwutysięcznych zdecydowano się tylko na głosowanie publiczności, wyniki były wypaczone, bo zaczęło się głosowanie regionalizmami. Okazało się, że kraje sąsiadujące, a głównie byłe kraje Związku Radzieckiego, głosują na siebie i tak dalej. Na szczęście to się zmieniło. Ale też są takie zmiany w sensie widowiska, których być może widzowie nie odbierają, a ja w trakcie transmisji staram się nie zaśmiecać im głowy - na przykład kolejność występów. Ten format raz się rozwija w dobrą stronę, czasami gdzieś błądzi. Ale nie ma innego konkursu, który tak fascynowałby świat, żeby w jeden wieczór w roku zebrać 200 milionów ludzi przed telewizorami" - powiedział Artur Orzech.