Reklama

Zamienili życie gwiazd w piekło. Znany muzyk niemal zginął

Zwykle zaczyna się niewinnie. Gwiazda, zaczepiona na ulicy albo w sklepie, robi sobie zdjęcie z fanem. Nic niezwykłego, codzienna sytuacja. Kilka dni później artysta widzi jednak tę samą osobę przed swoim domem, potem "przypadkiem" spotyka ją w restauracji albo na lotnisku, zaczyna dostawać dziwne listy. Wtedy do muzyka dociera brutalna prawda: ma stalkera. O tym, że czasami bywa to wyjątkowo groźne, przekonało się już wiele gwiazd.

Zwykle zaczyna się niewinnie. Gwiazda, zaczepiona na ulicy albo w sklepie, robi sobie zdjęcie z fanem. Nic niezwykłego, codzienna sytuacja. Kilka dni później artysta widzi jednak tę samą osobę przed swoim domem, potem "przypadkiem" spotyka ją w restauracji albo na lotnisku, zaczyna dostawać dziwne listy. Wtedy do muzyka dociera brutalna prawda: ma stalkera. O tym, że czasami bywa to wyjątkowo groźne, przekonało się już wiele gwiazd.
Justin Bieber nie raz zmagał się z psychofanami /Rachpoot/Bauer-Griffin/GC Images /Getty Images

Najsłynniejszym stalkerem w muzycznym świecie okazał się Mark Chapman. Obsesyjny fan The Beatles, który później zaczął oddalać się od zespołu, zastrzelił Johna Lennona na nowojorskiej ulicy. Kilka godzin przed zabójstwem muzyk dał Chapmanowi autograf na płycie, co zresztą zostało uwiecznione na zdjęciu. Ta historia skończyła się tragicznie, chociaż Lennon już wcześniej miał prześladowców, jednak niegroźnych. 

Reklama

Jego dawny kolega z grupy też doświadczył stalkingu. George'a Harrisona nękały dwie osoby. Jedna z nich włamała się nawet do jego rezydencji w tropikach i... ugotowała sobie obiad. Druga napadła muzyka oraz jego żonę w domu. Stalkerkę miał również David Bowie, jednak tutaj, na szczęście, nic złego się nie wydarzyło. Artysta jednak wystraszył się na dobre, kiedy kobieta w charakterystycznym stroju królika zaczęła nawet rezerwować te same loty co on. Stalking nie jest więc nowym zjawiskiem, ale teraz życie muzyków utrudniają nieco social media, które mogą zdradzać, gdzie gwiazda aktualnie przebywa. Dla kogoś o złych intencjach to bezcenna wiedza. 

Uważał, że Taylor Swift jest jego żoną

Im większa popularność, tym większe jest ryzyko, że muzyk będzie śledzony przez psychofana. Przekonała się o tym choćby Taylor Swift. Gwiazda już wiele razy miała do czynienia ze stalkerami i sprawy kilku z nich skończyły się w sądzie. W 2011 roku do artystki zaczął pisać pewien 33-latek. Mężczyzna tylko w ciągu roku wysłał piosenkarce w sieci setki wiadomości z wyznaniem miłości. Stalker twierdził, że Swift jest jego żoną, mieszkają wspólnie w Beverly Hills, do tego groził "każdemu, kto stanie na ich drodze do szczęścia". Psychofan dostał zakaz zbliżania się do gwiazdy, ale jej problemy się nie skończyły. 

Kilka lat później inny mężczyzna próbował włamać się do domu piosenkarki w Nowym Jorku, a kolejny stalker przejechał z Kolorado do Beverly Hills i pojawił się przed willą gwiazdy w masce oraz z nożem w ręku. Następny psychofan regularnie przesiadywał w okolicy domu wokalistki. Policja zatrzymała w końcu mężczyznę, kiedy ukrył się w kuble na śmieci. Taylor przyznała w jednym z wywiadów, że takie sytuacje potrafią przerazić. Nic dziwnego, że gwiazda nosi ze sobą pokaźny zestaw opatrunków, tak na wszelki wypadek.

Problemy Taylor doskonale rozumie jej koleżanka, Selena Gomez. Gwiazda była akurat w domu, kiedy stalker włamał się do jej posiadłości. Mężczyzny, który nękał wokalistkę, nie powstrzymało nawet to, że policja aresztowała go dwa razy w ciągu jednego tygodnia. Psychofan przed sądem nie przyznawał się do winy. Pewnego dnia przyszedł nawet pod dom gwiazdy... prosto z rozprawy. W końcu stalker został wysłany na przymusowe leczenie psychiatryczne. Gomez zainwestowała w środki bezpieczeństwa, jednak nawet wysokie ogrodzenie i dziesiątki kamer w willi nie powstrzymały kolejnego psychofana. Mężczyzna regularnie latał z Las Vegas do Kalifornii, żeby obserwować wokalistkę, aż pewnego dnia wtargnął do jej domu. Sąd orzekł zakaz zbliżania się do gwiazdy, a Selena po przejściach z nękającymi ją ludźmi musiała się przeprowadzić.

Harry Styles nie mógł normalnie żyć

Harry Styles może i jest widywany na ulicach podczas joggingu, ale możecie być pewni, że gwiazdor często ogląda się za siebie. Muzyk już w 2019 roku był gnębiony przez kobietę, którą spotkał na przystanku. Artysta wziął nieznajomą za bezdomną, więc zaoferował jej pomoc i jedzenie. Od tej pory stalkerka już jawnie zaczepiała gwiazdora na ulicy, domagała się pieniędzy albo podchodziła i szarpała go podczas spaceru. Sprawę miał rozwiązać zakaz zbliżania się, jednak trzy lata później psychofanka wróciła. Kobieta dostała się do domu muzyka, bo ekipa remontowa myślała, że wpuszcza dostawcę. Interweniowała policja, a psychofanka została skierowana na leczenie. 

Artysta po tamtym incydencie zainwestował w dodatkową ochronę, jednak to nie zakończyło jego problemów. Rok 2024 wokalista rozpoczął sprawą sądową przeciwko innej stalkerce. 35-latka miała na przykład wynająć pokój w hotelu w Londynie i nękać Harry'ego tuż po jego powrocie z wakacji. Muzyk nie chciał publicznie opowiadać o szczegółach, ale zeznał, że działania kobiety były bardzo niepokojące, do tego komplikowały mu codzienne, normalne życie.

FBI na pomoc

Matka Beyoncé traktuje bezpieczeństwo swojej rodziny wyjątkowo poważnie. Kiedy Tina Knowles-Lawson zaczęła dostawać groźby, że jej córka zginie, kobieta natychmiast zgłosiła sprawę FBI. Matka wokalistki postanowiła też uświadomić stalkerowi, co go czeka. Odpisała na jeden z komentarzy mężczyzny, poinformowała go, że wcale nie jest anonimowy i ostrzegła, że wkrótce zostanie zatrzymany. Być może rodzina miała już nauczkę po wcześniejszych wydarzeniach i postanowiła nie ryzykować. Swego czasu Beyoncé dostała bowiem serię wiadomości od psychofana, który twierdził, że gwiazda jest oszustką i "zabiła prawdziwą Beyoncé", do tego groził jej. 

Sprawa zrobiła się na tyle poważna, że w 2011 roku trafiła do sądu. Mężczyzna zeznał, że nie chciał skrzywdzić artystki, po prostu martwił się o nią, kiedy przyśniło mu się, że Beyoncé stanie się coś złego. Jak się domyślacie, sąd nie uwierzył i zakazał psychofanowi nękania wokalistki. On jednak nie chciał się tak łatwo poddać. Kiedy dwa lata później okazało się, że stalker może pojawić się na londyńskim koncercie gwiazdy, jej ekipa wynajęła dodatkową ochronę, a obsługa dostała zdjęcie, żeby móc natychmiast wezwać służby, gdyby mężczyzna przyszedł na stadion.

Weteranką walk ze stalkerami jest Madonna, chociaż gwiazda wcale nie jest zadowolona z tego tytułu. Artystka przeżyła rzeczy, które na długi czas odebrały jej spokój. W połowie lat 90. psychofan włamał się do domu piosenkarki w Kalifornii. Mężczyzna wręczył pracownikom Madge kartkę z wiadomością. Stalker groził, że potnie twarz wokalistki "od ucha do ucha", jeśli gwiazda nie zgodzi się zostać jego żoną. Artystka była tak przerażona sytuacją, że stawiła się w sądzie i złożyła zeznania przeciwko psychofanowi, chociaż - jak stwierdziła - "robiło jej się niedobrze od samego przebywania z nim w tym samym pomieszczeniu". Stalker został skazany na 10 lat odsiadki, a potem trafił do szpitala psychiatrycznego, z którego uciekł. Na szczęście mężczyznę udało się znaleźć, zanim zrobił piosenkarce krzywdę. 

Kolejny psychofan Madonny, były strażak, pojawiał się przed jej nowojorskim domem z transparentem i koniecznie chciał poznać gwiazdę. W końcu stalkerem zajęła się policja. Finał sprawy jest jednak zaskakujący, bo mężczyzna pozwał funkcjonariuszy o odszkodowanie. Policjanci zniszczyli transparent i poturbowali byłego strażaka podczas zatrzymania, a sąd orzekł, że psychofan właściwie nie łamał prawa. Stalker dostał więc kilkaset tysięcy dolarów odszkodowania. Mężczyzna postanowił kupić sobie za to nowy samochód, a plusem całej sytuacji okazało się to, że stracił zainteresowanie Madonną. Tak łatwo nie poszło już z innym psychofanem. Gwiazda musiała złożyć zeznania, żeby mężczyzna, swoją drogą Polak, który włamał się do jej domu oraz mieszkania byłego męża i podawał się za kochanka wokalistki, trafił do więzienia.

Justin Timberlake miał rządzić światem

Uważała, że ma misję i nic nie było w stanie odwieść jej od realizacji planu. Stalkerka Justina Timberlake'a męczyła artystę przez kilka lat. Sprawa zrobiła się poważna, kiedy kobieta dostała się na teren posiadłości piosenkarza i twierdziła, że jest jego znajomą. Psychofanka podawała się za "boga", była przekonana, że ona i Justin zostali wyznaczeni do rządzenia światem. Stalkerka upierała się nawet, że rozmawiała z wokalistą przy pomocy medium i oboje wymieniali się myślami. Kobieta zamierzała również ukryć się w domu gwiazdora przed "czarownicami z Babilonu, które chciały rzucić na nią klątwę". W końcu sprawa trafiła do sądu, który zakazał psychofance zbliżania się do artysty. Kobieta nie przyjęła tego najlepiej i wpadła w szał podczas rozprawy. Przy okazji wyszło na jaw, że stalkerka była świetnie znana policji. Wcześniej psychofanka została aresztowana za wysyłanie listów i nękanie Axla Rose'a.

"To dla ciebie"

Problemy Björk ze stalkerem mogły skończyć się dla gwiazdy tragicznie. W połowie lat 90. wokalistka miała psychofana, który śledził jej losy na odległość. Kiedy mężczyzna dowiedział się o nowym związku Islandki, wpadł w furię. Stalker na co dzień był specjalistą od dezynsekcji, więc znał się na preparatach chemicznych. Psychofan początkowo miał inne pomysły, a ostatecznie przygotował niebezpieczny list, który przy otwieraniu spowodowałby co najmniej poważne obrażenia. Mężczyzna nagrał cały proces przygotowań, a po powrocie z poczty znów włączył kamerę i odpalił płytę Björk. W pewnym momencie spojrzał w obiektyw, rzucił "To dla ciebie" i strzelił sobie w głowę. 

Ciało stalkera odnaleziono kilka dni później. Policjanci obejrzeli nagrania i zdążyli przechwycić przesyłkę do londyńskiego mieszkania gwiazdy. Björk była wstrząśnięta sytuacją. Piosenkarka tłumaczyła w oficjalnym oświadczeniu, że co prawda tworzy muzykę, jednak ludzie nie powinni traktować wszystkiego dosłownie i na pewno nie powinni angażować się w jej prywatne sprawy. Artystka złożyła kondolencje rodzinie psychofana i wysyłała jego bliskim kwiaty.

Chwile grozy przeżyła też Lady Gaga. W 2010 roku stalkerka dostała się na zaplecze koncertu gwiazdy w Londynie i próbowała wtargnąć do garderoby wokalistki. Co prawda O2 Arena była pełna ochroniarzy, ale psychofanka miała podrobione przepustki i bez problemu weszła na backstage. Ekipa Gagi wezwała policję, a sama artystka była wstrząśnięta sytuacją. Nic dziwnego. Nieproszonym gościem okazała się ta sama osoba, która wcześniej wysyłała piosenkarce przerażające listy. Rosyjska studentka twierdziła, że Gaga "nawiedza ją w snach" i zapowiadała, że zabije wokalistkę. Stalkerka dodała, że "nie jest Markiem Chapmanem", więc zastrzeli również siebie. 

Skończyło się sprawą sądową oraz zakazem zbliżania. Ponad dekadę później Gaga znów musiała prosić o pomoc policję. Nieznany mężczyzna próbował zostawić przed domem gwiazdy kwiaty. Co prawda funkcjonariusze stwierdzili, że psychofan nie popełnił przestępstwa, ale piosenkarka wzmocniła ochronę, bo ten sam stalker już kilka razy był widywany z prezentami w okolicach jej posiadłości.

Morderca, który wynajął zabójców

Justin Bieber w 2020 roku żalił się w mediach społecznościowych na fanów, którzy przesiadują przed jego domem. Muzyk stwierdził, że to gruba przesada i brak szacunku, a przy tym coś bardzo niepokojącego. Trudno się dziwić jego zdenerwowaniu, bo Kanadyjczyk miał już spore przejścia z psychofanami. Jeden z nich zlecił nawet przestępcom zabójstwo gwiazdora. Dwaj mężczyźni zostali zatrzymani, kiedy akurat planowali "zabicie artysty, a wcześniej wykastrowanie go przy pomocy sekatora". Do morderstwa miało dojść przed nowojorskim koncertem Biebera. 

Niedoszli zabójcy zostali zatrzymani w związku z inną sprawą i intryga wyszła na jaw. Zleceniodawca zbrodni sam był wcześniej wielkim fanem Justina, próbował się z nim skontaktować, ale kiedy wokalista nie odpowiedział na wiadomości, mężczyzna postanowił się zemścić. Stalkera irytowało też to, że - jak twierdził - "Bieber się zmienił". Sprawa była tym bardziej przerażająca, że psychofan siedział już wtedy w więzieniu za gwałt i zabójstwo 15-latki. Podczas nagranych rozmów instruował wynajętych zabójców, żeby związali Justina krawatem - w taki sam sposób, jak on swoją wcześniejszą ofiarę.

"Stałam się odludkiem" - Lily Allen nie ukrywała, że stalker zamienił jej życie w piekło. Psychofan zaczął nękanie gwiazdy od wiadomości w sieci, a skończył na włamaniu do domu. Mężczyzna uważał, że to on napisał przebój "The Fear", który artystka ukradła i twierdził, że jest mu winna wiele milionów funtów. To również Lily miała być według niego winna śmierci jego ojca. Kiedy piosenkarka zobaczyła na jednym z koncertów transparent "Napisałem The Fear", zgłosiła sprawę policji. Stalker pojawiał się w wytwórni płytowej, biurze menedżmentu wokalistki, a nawet w sklepie jej siostry. Dostarczał tam składanki utworów miłosnych oraz wiadomości - coraz bardziej niepokojące. Allen naprawdę się wystraszyła, zainstalowała nawet w domu metalowe żaluzje, ale to nie pomogło. 

Pewnego razu gwiazda w pośpiechu nie zamknęła drzwi na klucz, a wtedy psychofan włamał się do jej domu i obudził artystkę nad ranem krzykami. Na szczęście jej chłopak wyprowadził mężczyznę z domu. Lily musiała się przeprowadzić, a stalker, który zresztą uważał, że to do niego były skierowane podziękowania na płytach, trafił do szpitala psychiatrycznego i dostał zakaz zbliżania się do piosenkarki. Allen była bardzo niezadowolona z pracy policji, która - według niej - chciała potraktować sprawę jak zwykłe włamanie, chociaż psychofan przyznał, iż planował "pociąć wokalistkę nożem". Od kilku lat gwiazda mieszka za oceanem, więc przeprowadzka pozwoliła jej przynajmniej trochę odetchnąć.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy