Zaczarowany świat Kory. Legenda polskiej piosenki świętowałoby 68. urodziny
Mówiła, że jej drogowskazem jest mama Emilia, a szczęśliwą liczbą ósemka – symbol nieskończoności. Kochała koty i psy. Śmiała się, że sama ma w sobie coś z rekina. 8 czerwca skończyłaby 68 lat.
Królowa rocka. Miała talent do słów i wyobraźnię, dzięki której każdy tekst jej autorstwa stawał się dziełem sztuki. Dumna i pewna siebie, potrafiła odmówić udziału w koncercie, sławiącym przyjaźń polsko-radziecką. Nie przejmowała się tym, co mówią o niej inni. "Nigdy nie będę dziewczyną z sąsiedztwa, którą wszyscy lubią"- żartowała.
Gwiazdeczka
Przyszła na świat 8 czerwca 1951 roku w Krakowie jako Olga Ostrowska. Mama wołała na nią Ciucia albo Gwiazdeczka, siostra Hania - Oleńka. Ojciec, były policjant i repatriant ze Wschodu, po wojnie był często nękany przez UB. Kora nigdy nie zapomniała smutnych, szarych panów wystających na klatce schodowej. Choć rodzina mieszkała w ciasnej suterenie, była szczęśliwa. Zmieniło się to dopiero, gdy tata umarł, a mama zachorowała na gruźlicę.
Trafiła wtedy do sierocińca w Jordanowie: "Tam przestałam być człowiekiem i stałam się numerem osiem" - wspominała. Bita i zamykana w skrzyni, zaczęła uciekać do świata wyobraźni.
Kora (1951 - 2018)
Psy, koty i rekin
W piekle spędziła pięć lat, a potem wyfrunęła na wolność i odnalazła się wśród dzieci kwiatów. Zaufania do ludzi jednak nie odzyskała. "Wolę zwierzęta. Mają lepszą energię. Wszyscy pamiętamy jej pieska Ramonę. Mało kto wie natomiast, że to pierwszy pies w jej życiu i że Kora była również kociarą. W latach 90. przygarnęła Kicię Małą. Czule wspominała Mućkę i syjamczyka Pipi: "Był bardzo religijny, bo często przynoszono go do nas z kościoła, który stał w sąsiedztwie" - śmiała się.
Kochała kocurki Czupurka, Pędzelka oraz Bobo, który razem z psiakami Ramoną i Milą czuwał przy niej do końca. Gdy zaś kiedyś zapytano Kamila Sipowicza, jakim zwierzęciem mogłaby być, odparł: "Rekinem". Spodobało jej się to: "Zgadzam się! Rekiny reagują na piękną muzykę. Ale tak naprawdę wolałabym być jakimś żywiołem".
Serce dla potrzebujących
Gdy gra była warta świeczki, walczyła jak lwica. O prawa kobiet, wolność słowa i młodych artystów, którym trudno zaistnieć. O dobre traktowanie pacjentów dziecięcego szpitala psychiatrycznego, w którym pracowała w latach 70. O godność chorych na AIDS, których w latach 90. rozjuszony tłum chciał wyrzucić z ośrodka pod Warszawą. Albo, już w nowym tysiącleciu, o refundację leku na rzadką odmianę raka jajnika. Mówiła, że jej szczęśliwą liczbą jest ósemka, symbol nieskończoności. I że kocha Słońce. Pod koniec życia często wspominała matkę Emilię: "Jest moją boginią, wszechświatem i drogowskazem" - mówiła. Odeszła 28 lipca 2018 r. w otoczeniu bliskich.
Maciej Misiorny
Ceremonia pogrzebowa Kory (8 sierpnia 2018 r.)
***Zobacz materiały o podobnej tematyce***