Reklama

Wstydliwą dolegliwość przekuł w ogromny sukces. Karierę Scatmana przerwała choroba

Co łączy Emily Blunt, Eda Sheerana, Elvisa Presleya, Kendricka Lamara czy Samuela L. Jacksona? Wszyscy jąkali się w dzieciństwie. Na to popularne i wstydliwe neurologiczne zaburzenie mowy cierpi ponad 70 milionów osób na całym świecie. Większości udaje się wyjść z tego przy pomocy specjalnych ćwiczeń logopedycznych, terapii psychologicznej. Niektórzy borykają się z tą dolegliwością jednak przez całe życie. Czasem znajdują ukojenie w muzyce, jak przed laty zrobił to John Larkin. Znany jazzman przekuł swoją ułomność w światowy sukces.

Co łączy Emily Blunt, Eda Sheerana, Elvisa Presleya, Kendricka Lamara czy Samuela L. Jacksona? Wszyscy jąkali się w dzieciństwie. Na to popularne i wstydliwe neurologiczne zaburzenie mowy cierpi ponad 70 milionów osób na całym świecie. Większości udaje się wyjść z tego przy pomocy specjalnych ćwiczeń logopedycznych, terapii psychologicznej. Niektórzy borykają się z tą dolegliwością jednak przez całe życie. Czasem znajdują ukojenie w muzyce, jak przed laty zrobił to John Larkin. Znany jazzman przekuł swoją ułomność w światowy sukces.
Scatman John swoje słabości przekuł w wielki sukces /Ullstein/Bild /Getty Images

Powiedzmy szczerze John Larkin nie zawojował świata doskonałą techniką gry na fortepianie. Jego umiejętności śpiewu scatowego, też pewnie nie zostałyby dostrzeżone, gdyby nie przypadek, który sprawił, że pewnego dnia w 1995 roku narodził się Scatman John

Jego przebój "Scatman (Ski Ba Bop Ba Dop Bop)" (sprawdź!) zdominował listy przebojów i okazał się globalnym fenomenem. 53-letni wówczas muzyk stał się gwiazdą, przyciągając na koncerty tysiące nastolatków. Czarno-biały teledysk do słynnego przeboju nie znikał z telewizyjnych ekranów, a sama piosenka nieprzerwanie wypełniała radiowe odbiorniki.

Reklama

"Każdy jąka się w ten czy inny sposób / Więc sprawdź moją wiadomość do ciebie / Prawdę powiedziawszy, nie pozwól, aby coś cię powstrzymywało / Jeśli Scatman może to zrobić, ty też możesz" - słyszymy w łatwo wpadającej w ucho piosence. Okazało się, że kiedy świat zachwycał się wąsatym facetem w kapeluszu i niemodnym garniturze, który wyrzucał z szybkością karabinu niezrozumiały zbitek sylab, do tanecznego rytmu, ten starał się zwrócić uwagę słuchaczy na problem, który był jego zmorą od najmłodszych lat. John jąkał się, od kiedy pamiętał, może dlatego był milczkiem, często prześladowanym przez rówieśników z powodu swojej odmienności.

"To naprawdę bolało". Smutne wyznanie Scatmana Johna

"Pamiętam, jak siedziałem przed domem i usłyszałem z sąsiedniego głosy dzieciaków ze szkoły, które przedrzeźniały mnie i naśmiewały się ze sposobu, w jaki mówiłem. To naprawdę bolało. Po prostu mnie zmiażdżyło. Czekałem do następnego dnia i pobiegłem za nimi. Wściekłość we mnie była tak duża, że pobiłbym ich do nieprzytomności, gdyby nie interwencja mojego ojca. Myślę, że ten ból, który odczuwałem przez całe życie, uczynił mnie jednak dobrą osobą, jaką staram się być" - muzyk wspominał swoje młode lata w rozmowie na łamach specjalistycznego magazynu dla logopedów.

John Larkin był milczkiem, który odkrył swój mały świat, zaklęty w muzyce. Bardzo szybko nauczył się grać na pianinie, które w następnych latach stało się jego narzędziem do komunikacji ze światem. "Gra na pianinie umożliwiła mi mówienie" - powiedział później. Zafascynowała go muzyka jazzowa, a kiedy usłyszał piosenkę "How High the Moon" Elli Fitzgerald, odkrył scat, którym się zachwycił. 

Czym jest scat? To wokalna technika w muzyce jazzowej, która przy pomocy przypadkowych sylab i dźwięków improwizuje muzykę. Właśnie Ella Fitzgerald była pionierką tej metody śpiewu, a na naszym polskim podwórku mistrzynią scatingu jest Urszula Dudziak. Larkin odkrył, że kiedy śpiewa, zapomina, że się jąka. 14-letni John odkrył coś jeszcze. Alkohol, który sprawiał, że jąkanie również znikało. To ostatnie odkrycie, wzmocnione w kolejnych latach narkotykami, było jego problemem aż do 1987 roku.

Przełomowym momentem była śmierć jego przyjaciela, saksofonisty Joe Farrella, z którym nagrał swój debiutancki album, wydany w 1984 roku. Muzyk był członkiem kwartetu jazzowego Johna Larkina, który powoli zdobywał uznanie w latach 80. wśród wielbicieli muzyki jazzowej. Po jego odejściu John porzucił na jakiś czas muzykę i postanowił przejść kurację odwykową. Mniej więcej w tym samym czasie poznał swoją przyszłą żonę Judy McHugh, która przez kolejne lata stała się, jak sam twierdził, życiowym kompasem i największym przyjacielem.

Przeprowadzka do Berlina, która zmieniła jego życie

To właśnie ona, będąc pod wrażeniem techniki scatowej męża namówiła go, aby wrócił do muzycznej pasji i dołączył do występów właśnie swój śpiew. Przed pierwszym występem John był przerażony, jednak kiedy po jego zakończeniu zebrał owacje na stojąco, uwierzył, że w tym szaleństwie jest metoda. Judy stała też za decyzją o wyjeździe do Berlina, kiedy okazało się, że występy w lokalnych klubach nie są opłacalne finansowo i nie prowadzą do niczego. "Pewnego dnia wróciłem z pracy wyczerpany i niezadowolony, rzuciłem do niej, że powinniśmy się stąd wynieść, bo stawki za występy są coraz niższe. Ona bez dyskusji spakowała nas i tak wylądowaliśmy w Berlinie" - wspominał John. 

Stolica Niemiec zawsze była kulturowym i artystycznym tyglem. Na początku lat 90. jedne klubowe piwnice wypełniało techno, a inne wszelkie odmiany jazzu. Z perspektywy Johna Berlin wyglądał niczym jazzowa ziemia obiecana. Bardzo szybko zdobywał popularność, jego występy stały się lokalną sensacją. Larkin nie był ju milczkiem schowanym za fortepianem. Był scenicznym wulkanem, nie tylko śpiewał, a jego scat zachwycał publiczność, ale grał na fortepianie niczym Jerry Lee Lewis w najlepszych latach swojej kariery, skacząc i tańcząc przy instrumencie. "To było tak dobre, jak tylko możliwe, bawiłem się doskonale, a do tego zgarniałem tysiąc dolarów tygodniowo, a wkrótce więcej" - wspominał berlińskie czasy John.

Manfred Zahringer, menedżer muzyka był również zachwycony jego przemianą. Próbował załatwić Larkinowi kontrakt płytowy, po tym, jak otrzymał od Judy taśmy z zarejestrowanymi kompozycjami jej męża. "Zacząłem zdawać sobie sprawę, że naprawdę potrafię śpiewać i że jestem dobry, a po koncercie w Cafe Moskwa, kiedy ponad czterysta osób wiwatowało na moją cześć, uwierzyłem w siebie" - mówił w rozmowie z "LA Times".

Szał na Scatmana. Swoją słabość przekuł w wielki przebój

Poza klubowymi występami przyszły Scatman otrzymywał zatrudnienie w luksusowych hotelach i na wycieczkowych statkach. Pieniądze przestały być problemem, ale upragnionego kontraktu płytowego nie było. Manfred Zahringer wspominał, że scena jazzowa w Niemczech w tamtym czasie była bogata i trudno mu było zainteresować utalentowanym Amerykaninem wytwórnie płytowe. Jednak ta pozorna niemoc w promowaniu Larkina została zamieniona w szalony pomysł. "Pewnego dnia Manfred zadzwonił do mnie z samochodu. Wracał z jakiegoś spotkania i prawie krzyczał do słuchawki: 'Twoje taśmy są świetne. Nikt nie ma takiego scatingu jak ty. Mam dziwny pomysł. Nie zabijaj mnie, ale może spróbujemy scat-rapu?'. Dobra spróbuje wszystkiego" - wspominał John.

Zahringer wziął sprawy w swoje ręce. Namówił do współpracy młodego producenta Tony'ego Catania i przekonał do pomysłu Axela Alexandra, szefa BMG Ariola w Hamburgu, który postanowił zaryzykować i zaangażować się w projekt. Prace w studio postępowały bardzo szybko, a słynny przebój został nagrany w niecałe sześć godzin. U Johna pojawiła się panika, że jeśli nagrania okażą się hitem, wszyscy odkryją, że jest jąkałą. Wtedy kolejny raz, zainterweniowała Judy, która przekonała męża, że jeśli tak bardzo boi się zdemaskowania, powinien właśnie o tym zaśpiewać, aby wyprzedzić ewentualne ataki i zainspirować inne osoby, borykające się z tym problemem.

Połączenie śpiewu scat, jazzu, rapu i house'owych bitów okazało się strzałem w dziesiątkę. Początkowo nagranie zdobywało popularność jedynie w Niemczech, gdzie stało się ulubionym nagraniem prezenterów radiowych, a kiedy D.J. Alex Christensen, znany z projektu U96, stworzył remiks, który podbił klubowe parkiety, singlowy przebój znalazł 500 tys. nabywców. 

Wytwórnia BMG szybko zrozumiała, jaki potencjał drzemie w projekcie Scatman John i postanowiła wydać go w całej Europie i na świecie. Nie trzeba było długo czekać na rezultaty. "Scatman (Ski Ba Bop Ba Dop Bop)" zameldował się na szczycie list przebojów od Australii po Japonię. W Kraju Kwitnącej Wiśni muzyk osiągnął status niemal kultowy. Nawet kiedy jego kolejne albumy nie sprzedawały się tak doskonale, jak popowy debiut, to Japończycy chętnie kupowali nagrania Scatman Johna. Muzyk występował w lokalnych reklamach, programach telewizyjnych, a w sklepach sprzedawano maskotki z jego podobizną, napoje i karty telefoniczne. Japonię zalała wręcz scatmania, której efektem był nagrany z lokalnymi muzykami utwór "Su Su Su Super Ki Re i".

Problemy zdrowotne i praca mimo zaleceń lekarzy. "Skosztowałem piękna"

Nic dziwnego, że Larkin został japońskim artystą roku. Zdobył także europejskie trofea z MTV Music Award na czele. Wykorzystał swoją nowo zdobytą sławę do prowadzenia kampanii na rzecz jąkających się i w 1996 roku otrzymał nagrodę Annie Glenn od Krajowego Stowarzyszenia Zaburzeń Komunikacyjnych. Często udzielał się w wielu kampaniach i aktywnie działał na rzecz amerykańskiej organizacji wspierającej osoby jąkające się - National Stuttering Project. Scatman John stał się dla wielu setek tysięcy ludzi, borykających się z tym zaburzeniem symbolem nadziei i niesamowitą inspiracją.

"Fakt, że jąkam się, odkąd mówię, zmusił mnie do znalezienia innego sposobu na porozumiewanie się w innym języku" - powiedział magazynowi "The Independent". "Mój największy problem z dzieciństwa stał się teraz moim największym atutem. Próbuję dzisiaj powiedzieć dzieciom, że Stwórca dał nam wszystkie problemy w określonym celu i że wasze największe dolegliwości zawierają jednocześnie źródło siły, aby nie tylko je pokonać, ale także, żeby zmierzyć się z wszystkimi innymi problemami" - dodał.

Muzyk wydał jeszcze dwa albumy. Jednak ich sprzedaż nie była już tak doskonała, co wynikało z jego problemów zdrowotnych, które uniemożliwiały mu ich aktywną promocję. W 1998 roku zdiagnozowano u niego raka płuc, który doprowadził do jego śmierci rok później. Do ostatnich chwil, na przekór radom lekarzy angażował się w pracę. Jego ostatnia płyta "Take Your Time" ukazała się na sześć miesięcy przed jego odejściem. Dwa lata później został wydany jeszcze jeden album "Listen to the Scatman" ze scat - jazzowymi kompozycjami nagranymi jeszcze na początku lat 90.

"Jestem gwiazdą nie z powodu tego, że się jąkam, ale właśnie dlatego, że się jąkam. Jestem szczęściarzem. Miałem najlepsze życie. Skosztowałem piękna" - podsumował swoją karierę Scatman John.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Scatman John
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy