Wprawił miliony telewidzów w osłupienie. Tym klipem Jackson pokazał "prawdziwego siebie"
Jest wiele powiedzeń na całym świecie, które ostrzegają przed skutkami nadmiaru. My powiemy "lepsze jest wrogiem dobrego", Anglicy "less is more". Michael Jackson nie zwracał na to uwagi i niewiele brakowało, aby swoją nadmierną kreacją artystyczną zniszczył efekt oddziaływania i przesłanie piosenki "Black or White". Wydane 11 listopada 1991 roku nagranie zapowiadało nadejście nowego albumu "Dangerous", który potwierdził dominację króla popu na muzycznej scenie.
W czwartkowy listopadowy wieczór setki milionów widzów zasiadły przed telewizorami na całym świecie, aby zobaczyć najnowsze dzieło Michaela Jacksona. Premiera teledysku była mocno promowana przez media. Stacje radiowe prezentowały utwór na swoich antenach od dwóch tygodni. "Black or White" był pierwszym singlem z nadchodzącej płyty, która w zamierzeniu miała być kontynuacją sukcesu "Bad", albumu z 1987 roku, który zaowocował pięcioma hitami numer jeden na amerykańskiej liście przebojów.
Nazwanie "Black Or White" po prostu kolejnym singlem było jednak sporym niedopowiedzeniem. Utwór nie był tylko piosenką, ale przez swoją wizualną otoczkę stał się bardziej wydarzeniem kulturalnym. Jackson od lat przyzwyczajał publiczność do tworzenia spektakularnych akcji promocyjnych. Prawie dziesięć lat wcześniej jego album "Thriller" na nowo zdefiniował granice popu, czyniąc z muzyka jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób na świecie. Teledysk do tytułowego utworu był bezprecedensowym popkulturowym zjawiskiem, wykraczając poza utarte ramy obrazu ilustrującego muzykę. Stał się wysokobudżetowym filmem krótkometrażowym wyreżyserowanym przez Johna Landisa, popularnego reżysera, znanego z filmów "Blues Brothers" czy "Gliniarz z Beverly Hills III". Przygotowując nową płytę, Michel Jackson zwrócił się ponownie do Landisa, aby stanął za kamerą i stworzył kolejne porywające widowisko muzyczne.
Szaleństwa Michaela Jacksona. Plotkowano o jego operacji, prawda okazała się dużo smutniejsza
W tym czasie, o ile artystyczna kariera gwiazdora wyglądała bardzo dobrze, jego publiczny wizerunek nie był już taki doskonały. Popularne tabloidy podsycały pogłoski, że muzyk przeszedł rozległą operację plastyczną, ponieważ z biegiem lat jego skóra stała się zauważalnie jaśniejsza. Dopiero w 1993 roku Jackson w wywiadzie udzielonym w programie Oprah Winfrey wyznał, że cierpi na bielactwo i musi nakładać makijaż, aby maskować przebarwienia na skórze. Nawet po tak szczerym wyznaniu ataki nie zelżały. W oczach czytelników piosenkarz stawał się coraz bardziej oderwany od rzeczywistości. Pojawiły się historie o nadmiernych zakupach i plotki, że spał w namiocie tlenowym, co zaowocowało pseudonimem "Wacko Jacko".
Na dwa tygodnie przed premierą teledysku do stacji telewizyjnych dotarła informacja, żeby przy okazji zapowiedzi wydarzenia nazywać Michaela Jacksona królem popu. Życzenie muzyka zostało przyjęte, nikt nie chciał przegapić możliwości wyemitowania na antenie "Black or White". Korzyści finansowe, które miały być wynikiem ogromnej widowni były nie do odrzucenia. Dan Beck, dyrektor wykonawczy wytwórni Epic Records był nieco zaniepokojony działaniem menedżerów muzyka. Uważał, że starania piosenkarza o status królewski mogą być katastrofalne w skutkach. Bał się reakcji stacji radiowych, czy nie odrzucą piosenki w wyniku, absurdalnych jego zdaniem roszczeń. Nic takiego nie miało miejsca. Królewska narracja zdominowała media i przysłoniła na jakiś czas złośliwy przydomek.
Zagubiony list Jacksona. "Będę rządził jako król"
W 2020 roku brytyjski "The Sun", znany z wielu krytycznych publikacji na temat Jacksona, opublikował fragmenty jego odnalezionego listu. Dowiadujemy się z niego, w jakim emocjonalnym stanie znajdował się artysta przed wydaniem "Black or White". Był sfrustrowany faktem, że biali artyści są uważani za króla lub szefa, nawiązując do Elvisa i Bruce'a Springsteena, chociaż jak twierdził, istnieją czarni artyści, którzy są bardziej utalentowani, ale brakuje im uznania. Oberwali również The Beatles, którzy jego zdaniem odnieśli ogromny sukces dzięki uczynieniu czarnej muzyki bardziej przyjemną dla mainstreamowej publiczności.
"Zmienię to teraz dzięki mocy moich piosenek, tańca i wyglądu, całkowitego odosobnienia i tajemniczego świata. Będę rządził jako król. Sprawię, że białe dzieci będą mogły mieć czarnych bohaterów, aby nie dorastały w uprzedzeniach. Moim celem jest stać się tak potężnym, aby położyć kres uprzedzeniom. Kocham białych ludzi, czarnych ludzi, wszystkie rasy. Chcę tego, co jest sprawiedliwe. Teraz nadszedł czas na moje królestwo na zawsze. Chcę, żeby wszystkie rasy kochały się jak jedna" - czytamy w liście.
Z tej perspektywy można inaczej dziś spojrzeć na słynny przebój, a także na kontrowersje, jakie pojawiły się po emisji teledysku. Film przyciąga od pierwszych chwil, zanim pojawi się jeszcze muzyka. Macaulay Culkin, opromieniony sławą filmu "Kevin sam w domu" robi doskonałą robotę w skeczu otwierającym teledysk. Od momentu, kiedy za sprawą gitarowej salwy wysadza swojego ojca, razem z fotelem przez dach wskakujemy do szalonego świata Michaela Jacksona. Muzyk tańczy, przemierza kontynenty, płynnie dostosowując swoje ruchy taneczne do dowolnej kultury i kraju, w którym się znajduje, a zmieniające się dynamicznie sceny przyprawiają o zawrót głowy. Główną część teledysku kończy przełomowa sekwencja przemiany, w której twarze różnych ras płynnie łączą się ze sobą i przenikają wzajemnie. Przesłanie Jacksona było proste i czytelne. Wszyscy jesteśmy częścią rodziny ludzkiej, odrębną, ale jednocześnie połączoną, niezależnie od różnic fizjonomicznych.
Telewidzowie w szoku. Zachowanie Jacksona wprawiło ich w osłupienie
Wszystko byłoby dobrze, gdyby film kończył się po okrzyku reżysera "cięcie". Jasne antyrasistowskie przesłanie piosenki wybrzmiało wystarczająco dobrze. Zamykająca całość scena, w której Michael wyłania się z ciała czarnej pantery, tańczy, krzyczy, wyje, ciągle ociera sugestywnie swoje krocze, rozbija samochód i szybę sklepową wprawiła w osłupienie widownię przed telewizorami. Z naszej perspektywy widzieliśmy już w teledyskach mocniejsze rzeczy, jednak w 1991 roku taniec Jacksona był szokiem dla oglądających. Król popu wymyślił taneczną codę, aby wyrazić swój gniew i drzemiącą w nim frustrację, podkreślić przesłanie filmu.
Zamiast tego doprowadził do wściekłości całych grup rodziców, oglądających z dziećmi premierę, głównie z powodu wszystkich jawnie prowokacyjnych ruchów piosenkarza. Zupełnie jakby muzykowi przy tworzeniu dzieła włączył się znienawidzony przez niego, a tak podkreślany przez tabloidy tryb "Wacko-Jacko". Paradoksalnie ostatnia sekwencja klipu, kiedy Homer Simpson odbiera pilota swojemu synowi Bartowi i wyłącza telewizor, zachowując się niczym domowy cenzor, była prorocza. MTV, FOX, BET, VH1 zostały zasypane listami pełnymi oburzenia. Widzowie żądali usunięcia teledysku i zaprzestania jego emisji. To wtedy, aby ratować, co się da, film został skrócony o kontrowersyjną scenę i w takiej formie nie wzbudzał już większych emocji.
Kontrowersja niesie przebój Jacksona na szczyt
Wrzawa wokół teledysku przysłużyła się promocji samego singla. Szybko stał się najszybciej wspinającym na szczyt listy przebojów nagraniem od czasów "Get Back" The Beatles. Pozostał na nim przez siedem kolejnych tygodni i pokrył się podwójną platyną. Chociaż pozostałe single nie okazały się tak przebojowe album "Dangerous" zadebiutował na pierwszym miejscu Billboardu, podtrzymując muzyczną legendę nowo koronowanego przez siebie króla popu.
W lutym 1992 roku Jackson w ten sam sposób zaprezentował swój teledysk do kolejnego singla "Remember The Time", który ponownie zadebiutował jednocześnie w wielu stacjach telewizyjnych. Klip do piosenki był tak samo epicki, jak ten do "Black Or White", a zdaniem wielu znacznie lepszy. Nie zawierał też żadnych kontrowersji. Naszpikowany gwiazdami (Magic Johnson, Iman, Eddie Murphy) nie powtórzył jednak sukcesu poprzednika.
"Black Or White" to próba Michaela Jacksona stworzenia optymistycznego hymnu jedności rasowej, który miał zacząć nową erę w dziejach ludzkości. To piękne w swojej istocie i nieco naiwne marzenie zderzyło się z rzeczywistością Michaela Jacksona i rokiem 1991. Efekt czarnej pantery przyćmił przesłanie obrazu i dał nowe paliwo tabloidom do jeszcze bardziej zajadłego atakowania muzyka. Chyba żadna piosenka w tamtym czasie nie była w stanie odwrócić uwagi opinii publicznej od niego samego. Ludzie wielbili króla popu, kupowali jego płyty, ustawiali się w kolejkach, chcąc zdobyć bilety na koncert, a wieczorem sięgali po gazetę, aby poczytać, co nowego wykręcił Wacko-Jacko.