"Ważne jest to, co dzisiaj"

Z okazji ukazania się najnowszego albumu Seala, zatytułowanego po prostu "Soul", Tomasz Słoń rozmawiał z wokalistą w Los Angeles o roli dzieci i rodziny w jego życiu, o poparciu dla Baracka Obamy, o skakaniu z helikoptera i... o Warszawie.

Seal
SealWarner Music Poland

Naprawdę nazywa się Seal Henry Olusegun Olumide Adelo Samuel, ale znany jest nam po prostu jako Seal. Swym niezwykłym głosem już dawno podbił świat, głównie dzięki takim przebojom, jak: "Crazy", "Kiss From a Rose" czy "Amazing".

Urodził się w 1963 roku w biednej nigeryjskiej rodzinie, ale wychowywał w sierocińcu w Londynie i w tym mieście rozpoczęła się jego wielka kariera. Od 18 lat mieszka na stałe w USA, od ponad trzech lat jest żonaty z niemiecką supermodelką Heidi Klum, z którą ma dwóch synów.

Radość porannego wstawania

Seal ma piękny dom w Los Angeles, jednak na wywiad umówił się w jednym z małych hoteli w West Hollywood, położonym niedaleko słynnego bulwaru Zachodzącego Słońca. Spotykamy się co prawda tuż po godz. 15., ale wokalista od czasu do czasu ziewa - widać po nim lekkie niedospanie, spowodowane zapewne intensywną pracą przy promocji jego nowego albumu "Soul", ale i... porannym wstawaniem.

Seal: - Niemal zawsze, kiedy jestem w domu, a nie w trasie, a dzieci idą tego dnia do szkoły, wstaję rano, by je tam zawieźć. I nie robię tego dla idei bycia doskonałym ojcem czy czegoś podobnego, tylko dlatego, że ta pora dnia naprawdę jest dla mnie źródłem radości. Dzieci siedzą w samochodzie, ja wstałem, jest wcześnie rano - ta codzienna rutyna jest czymś, co robię dla nich.

- Jeszcze większą radość odczuwam w te dni, kiedy możemy odwozić dzieci do szkoły wspólnie z żoną. Kiedy wracamy ze szkoły, mamy czas, żeby ze sobą rozmawiać, zanim zaczniemy kolejny pracowity dzień. Kiedy jestem w domu są to niezmienne punkty mojego zwyczajnego dnia.

Czy to nie jest wariactwo?

W przypadku Seala już jednak od dawna nie ma mowy o czymś takim, jak zwyczajny dzień.

Seal: - Problem polega na tym, że w moim życiu nie ma zwyczajnych dni. Wiodę dość dynamiczne życie. Ale wracając do tematu najbliższych, powtarzalność jest jednym z aspektów, które naprawdę kocham, jeśli chodzi o fakt posiadania rodziny. Na przykład bardzo ważnym punktem mojego życia jest, jak już wspomniałem, poranne odwożenie dzieci do szkoły. To jeden z wielu przykładów codziennej rutyny w moim życiu. A potem fakt, że mogę ułożyć je do snu, kiedy wracam wieczorem do domu - to kolejny ważny moment.

- Nie miewam co prawda zwyczajnych dni, ale są stałe punkty - rodzina, odwożenie dzieciaków do szkoły, to, jak przychodzą do ciebie do łóżka o 4. nad ranem... To niesamowite, że wszystkie dzieci to robią... Masz dzieci, prawda?... To niesamowite. Słyszysz o tym od przyjaciół, którzy mają dzieci - jeszcze za nim ty masz swoje własne - i potem odkrywasz, że faktycznie tak jest, prawda? Przychodzi taki etap. Zaraz po urodzeniu śpią obok ciebie w kołysce, potem przychodzi czas na przeprowadzkę do ich własnego pokoju, a potem - kiedy mają jakieś trzy, cztery lata - wracają! To nie jest tak, że budzą się w swoim pokoju i zaczynają płakać, ale dochodzą do tego, jak otworzyć drzwi, i kiedy się obudzą, po prostu przychodzą do twojego pokoju! Czy to nie jest wariactwo?


Dzieci sprawiają, iż jesteś szalony!

No właśnie, posiadanie rodziny zmieniło podejście Seala do postrzegania świata, zmienił się również on sam. Twierdzi jednak, że nadal tkwi w nim odrobina szaleństwa.

Seal: - Myślę, że to dzieci sprawiają, iż jesteś szalony! Z całą pewnością to one właśnie przypominają ci o tym, że nie można traktować rzeczywistości zbyt poważnie, że trzeba być niekonwencjonalnym i w pewien sposób patrzeć na swoje życie z zachowaniem perspektywy i dobrze się bawić. Przypominają ci, że nie można przez cały czas zachowywać się zbyt dorośle, że trzeba robić także szalone rzeczy... a poza tym, kiedy się wygłupiasz, to je rozśmiesza...

- Dzieci mają tę niesłychaną zdolność trwania przy teraźniejszości. Możemy na tym tak wiele skorzystać, bo my jej nie posiadamy. Nie jest naszą naturą - jako istot ludzkich - by trwać w chwili obecnej. W przypadku dzieci widzisz, jak robią to cały czas.

- Przypomina mi się fotografia mojej córki zrobiona w Disneylandzie, którą oglądałem któregoś dnia. Na tym zdjęciu ona patrzy na elektryczną paradę, jest mniej więcej siódma wieczorem. To jedna z tych rzeczy, które uwielbiam w sztuce fotografii. Fotografia zatrzymuje czas i pozwala ci oglądać chwile poprzez patrzenie na emocję odmalowaną na czyjejś twarzy, czego nie dałoby się oddać w obrazach ruchomych. Fotografia izoluje wybraną chwilę w czasie.

- Na twarzy mojej córeczki widziałem to niewiarygodne, magiczne przekonanie, że bierze ona udział w tej paradzie - zdaje się, że patrzyła akurat na Królewnę Śnieżkę - i była zatopiona w tym momencie, była tam, w środku. Bóg jeden wie, co działo się w jej głowie, ale była w tym taka magia... To właśnie mam na myśli, kiedy mówię o zdolności dzieci do pozostawania w teraźniejszości. Widząc to, myślisz: "Boże, gdybym zawsze mógł postrzegać świat w taki sposób, jak robią to one, poprzez kolory dzieciństwa. Bo dzieci nie myślą tak naprawdę o jutrzejszym dniu, nie myślą o tym, co będzie za 10 lat...

- Jest takie powiedzenie - nie pamiętam, czy gdzieś je zapamiętałem, czy sam je wymyśliłem - "Nie chodzi o to, co ma być, ważne jest to, co teraz". Myślę, że to jest właśnie ta zasada, którą wyznaję od jakiegoś czasu. Nie jest już ważne to, co ma się wydarzyć, ale to, co jest teraz. Życie dzieje się teraz, nie jest abstrakcyjną przyszłością.

Granice szaleństwa

Z pewnym delikatnym smutkiem Seal przyznaje, iż obecnie istnieją pewne granice szaleństwa, na które może sobie pozwolić.

Seal: - Są rzeczy, których nie można już robić na tym etapie życia, na przykład skakanie z helikoptera z wysokości 12 tysięcy stóp. To znaczy - można, ale trzeba się nad tym zastanowić dwa razy. Chodzi mi o to, że są pewne rzeczy, które robiłem kiedyś z niefrasobliwością, a których nie zrobiłbym teraz, bo spoczywa na mnie wielka, wielka odpowiedzialność w różnych kwestiach.


Klasyki z czasów dzieciństwa

Status gwiazdy, jakim Seal cieszy się od wielu lat, nie trwa wiecznie, mimo 15 milionów sprzedanych płyt. Weryfikują go bowiem wyniki sprzedaży każdej kolejnej płyty. Wydany pod koniec 2007 roku bardziej taneczny album "System" nie odniósł w USA wielkiego sukcesu. Rozszedł się w nakładzie ponad 150 tys. egzemplarzy, co jest najgorszym wynikiem w karierze wokalisty. Nic więc dziwnego, że zaledwie rok później przygotował kolejną płytę "Soul" - tym razem sięgnął po sprawdzone soulowe klasyki z lat 60., pochodzące z repertuaru Jamesa Browna, Otisa Reddinga, Ala Greena czy zespołu the Impressions.

Seal: - To piosenki, z którymi dorastałem, które pamiętam z czasów mojego dzieciństwa. Za każdym razem, kiedy jako wokalista stajesz przed szansą wykonania takich świetnych utworów, jest to szansa, którą po prostu musisz wykorzystać. Różnica pomiędzy śpiewaniem naprawdę wartościowych utworów, które w tym przypadku odniosły także komercyjny sukces, a wykonywaniem własnej kompozycji, albo też czegoś należącego do jeszcze innego gatunku, jest taka, że te pierwsze niejako cię prowadzą. Są tak dobrze napisane, tak dobrze zaaranżowane...

- To jedna z największych różnic; waga, jaką w tamtych czasach przywiązywano do aranżacji. Śpiewasz na przykład taką piosenkę, jak "If You Don't Know Me By Now" [z repertuaru Harolda Melvina i the Blue Notes, u nas najbardziej znanej z wersji grupy Simply Red - przyp. TS] - ona jest tak pięknie napisana, jeśli chodzi o emocje, tak świetnie zaaranżowana, że sama cię prowadzi, a ty sam możesz delektować się tym faktem. To, o czym właśnie wspomniałem - i fakt, że utwory te stanowią część mojego dzieciństwa i mojej muzycznej edukacji, bo były najwcześniejszą formą moich muzycznych inspiracji - jest przyczyną, dla której niejako naturalnie zrodził się pomysł nagrania coverów tych świetnych kompozycji R'n'B.

Co wybrać na płytę?

Przed nagraniem każdej płyty przed artystą stają dwa ważne problemy - dobór repertuaru i producenta. Seal zdecydował się tym razem na pracę z amerykańską legendą, Davidem Fosterem (pracował m.in. z Whitney Houston, Celine Dion, Céline Dion. Mariah Carey, Barbrą Streisand i setką innych słynnych artystów). Nic dziwnego, że sam dobór nagrań, spośród setek wspaniałych kompozycji, przebiegł dość gładko, a sama płyta powstała w zaledwie trzy tygodnie.

Seal: - Rzeczywiście, miałem do dyspozycji całe tony, całe bogactwo materiału, spośród którego mogłem wybierać... Ale zarówno producent David Foster, jak i ja, jesteśmy zdania, że nie powinno się nagrywać więcej niż 12 utworów na płytę. Wydaje mi się, że uwaga słuchacza jest w stanie zaabsorbować tylko taką ilość muzyki. Musieliśmy zatem zawęzić dostępny materiał do finalnej dwunastki. Sprowadziło się to do selekcji utworów, jakie według nas okazały się najlepsze pod względem wkładu każdego z nas w ich powstanie.

"Nadejdzie czas zmian"

Czy połączenie wspaniałego głosu, genialnych kompozycji i uznanego producenta to gotowa recepta na sukces? Seal od początku wiedział, że oczekiwania wobec płyty "Soul" będą niezwykle duże.

Seal: - Wiesz, oryginalni wykonawcy tych utworów zawiesili poprzeczkę bardzo wysoko. Wszystko sprowadzało się do poczucia, że przynajmniej udało nam się nagrać muzykę, która będzie w stanie się obronić, i która będzie warta słuchania. Kiedy dokonywaliśmy wstępnej selekcji - a wybraliśmy wtedy więcej niż dwanaście utworów, bo około 30. - musieliśmy zdecydować się na ostateczny wybór, który w najlepszy sposób obrazował nasz punkt odniesienia.


Występ dla Baracka Obamy

Pod koniec czerwca Seal zaśpiewał w Los Angeles dla 900 osób, na przedwyborczej imprezie z udziałem ówczesnego kandydata na prezydenta USA, Baracka Obamy. Dla wielu, nie tylko jego fanów, było to sporą niespodzianką, podobnie jak i utwór, który wówczas zaprezentował - "A Change Is Gonna Come" ["Nadejdzie czas zmian"], czyli nowa wersja pamiętnego przeboju Sama Cooka. Dziś Seal twierdzi, że nie chodziło mu wówczas o wspieranie konkretnego kandydata.

Seal: - W rzeczywistości kompozycja ta ma bardzo niewiele wspólnego z Barackiem Obamą. Bardziej chodzi tutaj o ludzi, o fakt, że istnieje coś takiego, jak świadomość, zbiorowa świadomość, i społeczne poczucie sytuacji w tym kraju, z jakim nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia. Podobne okoliczności, które przychodzą mi do głowy, to ewentualnie czasy Kennedy'ego, ale zdecydowanie obserwujemy ożywienie, pragnienie i przebudzenie w tym kraju - nie wspominając już o wymiarze globalnym - a także poczucie, że ludzie rzeczywiście mogą mieć wpływ na zmiany, że mogą upomnieć się o to, co zasadniczo jest ich prawem naturalnym.

- I myślę, że Obama uosabia to wszystko. Jest katalizatorem tych nastrojów, ale niekoniecznie jest ich źródłem. Jego pojawienie się nastąpiło w odpowiednim czasie, ale to nie jest esencja zmiany. Prawdziwa zmiana pochodzi od ludzi. Fakt, że zaśpiewałem ten utwór podczas jego konwencji, jest bardziej wyrazem poparcia świadomości obywateli, i ich woli, aby upomnieć się o to, co z natury i z mocy prawa należy do nich. To wyraz mojego uznania dla tej świadomości i tego obywatelskiego poczucia.

Fascynacja Obamą

Wokalista nie ukrywa swojej fascynacji Barackiem Obamą, który został 44. prezydentem USA.

Seal: - Oczywiście możliwość wykonania tego utworu w obecności tak wielkiego człowieka była jednym z najważniejszych momentów mojej kariery. Naprawdę uważam, że Obama jest wyjątkową istotą ludzką. Myślę, że ta wyjątkowość wypływa stąd, że jest on pierwszą osobą, która mówi, że to nie on jest źródłem zmiany, ale ludzie.

Społeczny manifest Seala?

Album "Soul" niektórzy mogą uznać za swego rodzaju polityczny manifest, gdyż otwiera go wspomniana kompozycja "A Change Is Gonna Come", a zamyka przeróbka "People Get Ready" (z repertuaru the Impressions) - oba utwory opowiadają o nadchodzących zmianach. Seal trochę dystansuje się od takiego traktowania płyty, choć ma świadomość, iż niektórzy tak właśnie ją odbiorą.

Seal: - Wydaje mi się, że te dwie piosenki same w sobie są swego rodzaju społecznymi komentarzami. Oczywiście, mogę tak powiedzieć, bo to nie ja je napisałem. Ale zdecydowałem się je zaśpiewać. Sądzę więc, że musiały wywrzeć na mnie podobny efekt, skoro właśnie je wybrałem. Sądzę, że istotnie powstały z politycznej inspiracji. Wydaje mi się, że rzeczywiście niosą ze sobą rodzaj społecznego przesłania, które w moim odczuciu powinno dotrzeć do ludzi, albo też które jest odzwierciedleniem społecznego i politycznego klimatu. Na pewno te czynniki częściowo zdecydowały o wyborze "A Change Is Gonna Come" jako jednego z utworów na tę płytę.

- Ta piosenka zrodziła się z inspiracji swoistym społecznym klimatem - nie tylko w Ameryce, ale w wymiarze globalnym. Usłyszałem ją, kiedy kilka miesięcy temu wracałem samochodem z żoną z Wine Country w Kalifornii. Zadzwoniłem więc do producenta Davida Fostera. Odbyliśmy rozmowę na temat nagrania tej kompozycji. Był to szybki i łatwy proces, nie wspominając już o związanej z tym radości. Po tygodniu czy dwóch mieliśmy ten utwór gotowy.


Najważniejsze utwory

Gdy pytam Seala, które utwory na płycie "Soul" są dla niego osobiście najważniejsze, zastanawia się dłuższą chwilę nad odpowiedzią.

Seal: - Z mojego osobistego punktu widzenia mogę powiedzieć, że nie myślałem o tych utworach w taki sposób. Nie przyjąłem żadnego kryterium hierarchii ważności. Widzisz, to zupełnie coś innego, gdy ktoś śpiewa czy też nagrywa covery już istniejącego materiału. Wszystkie te kompozycje to piosenki, które kocham, i które znaczyły coś dla mnie i wywarły na mnie jakiś emocjonalny wpływ. Gdybym ja sam je napisał, to byłoby coś innego, w grę wchodziłby inny rodzaj zainteresowania. Ale ponieważ tak naprawdę ja je tylko śpiewam, każda piosenka przedstawia dla mnie odrębną, szczególną wartość, równoważną we wszystkich przypadkach.

- Gdybyś mnie zapytał, z których utworów jestem najbardziej dumny, w których przypadkach wykonałem najlepszą robotę jako wokalista, prawdopodobnie wymieniłbym "If You Don't Know Me By Now", "A Change Is Gonna Come", "I've Been Loving You Too Long", możliwe, że także "It's A Man's Man's Man's World". Może to byłaby ta czwórka, którą ja bym wskazał. Ale, co zabawne, ludzie naprawdę kochają utwór "Free" - autentycznie - i osobiście jestem zaskoczony, że akurat ten utwór.

Współpraca z legendą

Na ostateczny kształt nowych wersji tych wielkich niegdyś przebojów ogromny miał producent David Foster, w którego domu w Santa Monica płyta powstawała. Seal, gdy opowiada o nim, nie ukrywa, iż ich współpraca była dla niego wyjątkowym doświadczeniem.

Seal: - Myślę, że David Foster jest chyba największym talentem, z jakim kiedykolwiek obcowałem. Stało się to ewidentne już po kilku dniach naszej wspólnej pracy. To naprawdę wyjątkowa osoba. Jeśli nawet nagranie tego albumu nie przyniesie mi nic więcej, to wiem, że przynajmniej miałem możliwość współpracy z człowiekiem, jakiego nieczęsto możesz spotkać na swojej drodze. Z człowiekiem, który ma tak wielki naturalny talent i który sprawia, że ty sam czujesz się przy nim lepiej.

- Wydaje mi się, że to prawdopodobnie największy komplement, jakim można obdarzyć producenta muzycznego. Kiedy mówisz, że on lub ona czyni cię lepszym artystą, to znaczy, że artysta - tak jak to było w moim przypadku - czuje, że dokonuje czegoś. Myślę, że David wydobył ze mnie coś takiego, co udało się dotąd wydobyć nielicznym. Praca z nim była po prostu przyjemnością i przeżyciem, którego mam nadzieję jeszcze kiedyś doświadczyć.


Rola rodziny w życiu artysty

Seal ożywia się również wówczas, gdy rozmawiamy o jego życiu prywatnym. Bo bez wątpienia rodzina ma ogromny wpływ na jego życie zawodowe.

Seal: - Rodzina - żona, dzieci, czy ktokolwiek inny, kto ją tworzy - sprawia, że rzeczy stają się prostsze. Nadają rzeczom perspektywę. Porządkują twoje priorytety i każdego dnia obdarowują cię małymi cudami. Jeśli chcesz je dostrzegać, tak naprawdę to właśnie jest klucz. One się dzieją dla ciebie. Dlatego też mają wpływ na wszystko, co robisz, są inspiracją i przyczyną, dla której robisz to, co robisz.

Szczęśliwy Seal

Już po kilku minutach rozmowy widać, że Seal jest człowiekiem szczęśliwym. Czy jednak szczęśliwi artyści mogą tworzyć swe najlepsze dzieła? Gdy pytam go o to, przez chwilę poważnie zastanawia się nad odpowiedzią, ale w końcu wybucha śmiechem, gdy zdaje sobie sprawę, że ma opowiedzieć o sobie.

Seal: - Sam nie wiem. Kiedyś tak właśnie myślałem, ale nie sądzę, że to koniecznie musi się sprawdzać. Aczkolwiek uważam, że czasami - jak to mówią - by zaśpiewać bluesa, musisz najpierw spłacić swoje długi. Żeby wykonać emocjonalny utwór, którego emocjonalna treść jest odbiciem przeciwności napotkanych w życiu, wzniesienia się ponad nie lub przejścia przez nie - trzeba samemu przeżyć coś takiego, doświadczyć czegoś takiego, by to wyśpiewać lub by o tym zaśpiewać, czy też o tym napisać w sposób przekonujący.

- Wydaje mi się, że trzeba wiedzieć, o czym się mówi. Nie jestem pewien, czy ciągle trzeba doświadczać cierpienia, by twoja twórczość była przepełniona treścią. Według mnie niekoniecznie musi to być prawdziwe.

Warszawa, czyli spotkanie starego z nowym

Ponieważ nasza rozmowa powoli zbliżała się nieuchronnie do końca, zapytałem jeszcze Seala o jego wspomnienia z Polski, gdyż był u nas już trzy razy, w tym raz zupełnie prywatnie.

Seal: - Pierwszy raz byłem w Polsce bardzo dawno temu, kiedy miałem 26 lat i właśnie wróciłem z trwającej rok podróży po Azji. Warszawa była wtedy zupełnie innym miejscem i jestem pewien, że to potwierdzisz. Po raz drugi byłem u was w 2006 r. i nie mogłem uwierzyć, jak bardzo zmieniła się Warszawa i Polska w ogóle. To bardzo ekscytujące miejsce, ekscytujące w wymiarze kulturowym, bardzo artystyczne.

- W moim odczuciu Warszawa jest jednym z nielicznych miast dawnego bloku wschodniego, w którym stare spotkało się z nowym. Stara generacja pozwoliła, aby dokonała się fuzja dawnych, historycznych wartości i nowej, ekscytującej kultury. Według mnie Warszawa - i Polska - to jedno z niewielu miejsc, gdzie widzimy przykład takiego połączenia, i to stanowi o tym, że pobyt w tym miejscu jest naprawdę ekscytujący. Zrobiłem też mnóstwo zdjęć w Warszawie... I myślę, że gdybyś zapytał kogokolwiek, kto widział mnie spacerującego po warszawskich ulicach podczas tamtego wcześniejszego pobytu - potwierdziłby, że robiłem naprawdę dużo zdjęć.

- Natomiast jeśli chodzi o mój ostatni pobyt w Warszawie [w lipcu tego roku - przyp. TS], wiedziałem już, czego mogę się spodziewać po tym mieście, więc wybraliśmy się w zupełnie nowy dla mnie rejon, którego nazwy dokładnie nie pamiętam, ale okazał się naprawdę piękny [chodzi o warszawską Starówkę - przyp. TS]. Pamiętam taki wielki plac, wręcz ogromny, w wielu pastelowych barwach. Zrobiłem wtedy mnóstwo zdjęć telefonem; są teraz w moim komputerze i cały czas je obrabiam.

****

Czas się pożegnać. W kolejce czekają już dziennikarze z Brazylii i Japonii, potem kolejni. Poprzedniego dnia Seal cały dzień spędził w studiu nagraniowym, miksując ostateczne wersje utworów, zaś jeszcze dzień wcześniej pracował na planie popularnego telewizyjnego serialu "Eli Stone" - w jednym z odcinków zagrał gościnną rólkę i zaśpiewał "A Change Is Gonna Come".

Wkrótce po naszej rozmowie Barack Obama wygrał wybory. Nadszedł prawdziwy czas na zmiany.

Tomasz Słoń, Los Angeles

Zobacz teledyski Seala na stronach INTERIA.PL.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas