Reklama

Spotlight Music Festival 2024: "Proszę, to twój pakiet" [RELACJA]

Relację ze Spotlight Music Festu piszę w pociągu do Krakowa, więc już po tym, jak emocje zdążyły opaść i poukładać się w głowie. I dzięki temu mogę teraz powiedzieć, jak mój trener od biegania: okej, ale jest pole do poprawy.

Relację ze Spotlight Music Festu piszę w pociągu do Krakowa, więc już po tym, jak emocje zdążyły opaść i poukładać się w głowie. I dzięki temu mogę teraz powiedzieć, jak mój trener od biegania: okej, ale jest pole do poprawy.
Izdeb na scenie Spotlight Music Festival 2024 /Eris Wójcik /INTERIA.PL

Gdyby ktoś spytał mnie, z czym kojarzy mi się showcase, to byłoby tak: dużo znajomych z branży, dobra muzyka młodych zespołów, włóczenie się po mieście i aftery. W Gdyni z tych czterech rzeczy znalazłam jedną, bo muzycznie skład był naprawdę dobry. Skoro już przy line-upie, to był też nieco tendencyjny, bo w zasadzie na jednej ze scen, odkąd jeden z artystów powiedział, żeby usiąść, tak publiczność siedziała do końca festiwalu.

Ciekawym formatem była Piosenka Premiera, podczas której cztery zespoły śpiewały po trzy piosenki, czyli mocno showcase'owo i, szczerze mówiąc, dla mnie w sam raz, żeby zdecydować, czy coś mi się podoba, czy nie.

Reklama

Pierwszy dzień zdecydowanie wygrał według mnie Izdeb - i muzycznie, i dawno też nie byłam na tak uroczo i naturalnie prowadzonym koncercie. Chociaż piosenka Jasia&Małgosi o one way ticket to Hel też zostanie ze mną na dłużej. 

Drugiego dnia już nieco trudniej zdecydować, ale jeśli nie brać pod uwagę przepięknego, akustycznego koncertu Mikromusic, to złoto powędrowałoby do Rafa. Wraz z dyplomem za dobre teksty i smooth ruchy. No i Chrust, czyli coś zupełnie świeżego na naszej scenie, łączącego folk z "cięższymi brzmieniami".

Trzeciego dnia odbyły się panele i tutaj akurat chwalę, a inne showcase'y pewnie zazdroszczą, bo z racji tego, że Spotlight miał pierwszą edycję, to mógł poruszyć najbardziej podstawowe i przy okazji najbardziej przydatne dla młodych artystów tematy typu: jak dostać się do radia, co zrobić po nagraniu materiału czy jak zabrać się za booking koncertów. 

Pod względem sprawności organizacji scen, tego że spokojnie można było przejść od jednej do drugiej nie tracąc koncertu i też aranżacji scen tak, żeby pasowały do konkretnego wykonawcy - nie ma się do czego przyczepić. Gorzej z pozostałymi trzema wyznacznikami showcase'u.

Sama lokalizacja ograniczała możliwość włóczenia się po mieście, ale można było ograć to większą liczbą miejsc, gdzie można przysiąść i pogadać w spokoju, nie przejmując się tym, że wszystko słychać na scenie. Pod względem znajomości to bardziej showcase trójmiejski niż ogólnopolski, więc zaszczyt otwierania sezonu na razie nie został odebrany Next Festowi.

A, był jeszcze sponsor produkujący tabletki na gardło, który został insiderskim memem. Wiadomo, że sponsor musi być i te tabletki nawet pasowały do tematu imprezy, bo to dobra rzecz dla wokalistów, więc piszę to z mocnym przymrużeniem oka, ale nie zrozumie śmieszności sytuacji ten, kto na wejściu nie dostał dwóch tabsów ze słowami: "Proszę, to twój pakiet".

Trochę się niby tutaj znęcam i narzekam, ale tylko po to, żeby było na podstawie czego wyciągać wnioski. Bo widać i chęci, i zapał, ale zagubienie też. Trochę przemyśleń po pierwszej edycji, jeżdżenia na inne, bardziej doświadczone wydarzenia i za rok odszczekam wszystko, co tu napisałam. Zakulisowo gadaliśmy nawet, że za pięć lat ludzie będą jarać się Spotlightem, a my wtedy z pogardą popatrzymy i powiemy, że byliśmy tu od pierwszej edycji. I believe it.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Mikromusic | Igor Herbut
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy