Przegrał zakład i musiał zaśpiewać. Później okazało się, że ostatni raz
Mateusz Kamiński
Dla fanów Beatlesów 28 listopada to zawsze znamienna data. To wtedy, w 1974 roku, John Lennon po raz ostatni pojawił się na scenie. Musiał przezwyciężyć strach, by wystąpić przed ludźmi - w końcu nieco odwykł od Beatlemanii i rozpaczliwych krzyków fanów. Zdecydował się stanąć na scenie obok Eltona Johna bo... przegrał zakład.
Ten koncert Eltona Johna w nowojorskim Madison Square Garden obrósł sporą legendą. Elton - wówczas największa gwiazda muzyki: młody, energiczny, sypiący hitami z rękawa. I Lennon - wciąż młody, ale za to dość pokiereszowany emocjonalnie i fizycznie, na tamte warunki już dość "podstarzały", wręcz emerytowany (bo z zespołu, który się rozpadł) gwiazdor rocka. W dodatku od paru lat stroniący od występów live - aż trudno mi uwierzyć, jak mocno zaskoczeni musieli być na tę niespodziankę co niektórzy uczestnicy wydarzenia.
Dlaczego w ogóle John i Lennon razem wystąpili? Nie wydaje się to być naturalne połączenie. Choć może niektórzy nie wiedzą, obaj muzycy spotkali się w studio pracując nad czterema utworami - "Surprise Surprise (Sweet Bird of Paradox)" (Elton John zagrał na pianinie), "One Day At a Time" (z repertuaru Lennona), "Lucy In The Sky With Diamonds" (z repertuaru Beatlesów), ale także nagrali wspólną piosenkę na album tego drugiego. Nosiła tytuł "Whatever Gets You Thru the Night". "Zaśpiewał harmonie i naprawdę wykonał cholernie dobrą robotę" - mówił gwiazdor Beatlesów w rozmowie z Davidem Sheffem dla "Playboy" w 1980 roku.
Nagrywając piosenkę Elton poczuł, że ma do czynienia z czymś wyjątkowym, prawdziwym przyszłym hitem. Lennon dotąd nie zdobył w solowej karierze żadnego numeru 1., więc zdecydował się założyć o to, że piosenka nim nie będzie. "Więc bez przekonania obiecałem, że jeśli 'Whatever Gets You Thru the Night' stanie się numerem 1., czego nie miałem powodu się spodziewać, wystąpię z nim w Madison Square Garden. Pewnego dnia Elton zadzwonił i powiedział: 'Pamiętasz, jak obiecałeś...'" - wspominał Lennon w jednym z ostatnich wywiadów.
Przegrany zakład, trema i fenomenalny występ. Aż chciałoby się więcej
The Beatles rozpadli się w 1970 roku. Cztery lata nie są ogromnym dystansem czasowym, lecz w tym czasie - choć wydawał albumy, jak "Imagine" czy "Mind Games" - raczej unikał występów. Czuł ogromną tremę, którą ciężko było mu przezwyciężyć. Z pewnością nie przypominał siebie z lat Beatlesów, ale i w przeszłości nie był jakimś wyjątkowym, scenicznym zwierzęciem. W 1972 roku zagrał koncert "One to One", także w Wielkim Jabłku. Wcześniej chciał sobie przypomnieć, jak to jest występować przed ludźmi, więc pojechał do Bostonu obejrzeć koncert właśnie Eltona.
"Gdy on się szykował, myślałem: 'Dzięki Bogu, że to nie ja'" - wspominał Lennon. Nic dziwnego, że gdy "You Ain't Seen Nothing Yet" Bachman-Turner Overdrive musiało na liście przebojów ustąpić jego piosence nagranej z Eltonem Johnem, Lennon mocno się zmartwił. "Przebyłem moją tremę w Bostonie, więc zanim dotarłem do Madison Square, dobrze się bawiłem - a kiedy wszedłem, wszyscy krzyczeli i krzyczeli. To było jak Beatlemania. Myślałem 'Co to ma być?', bo nie słyszałem tego od czasów Beatlesów" - opowiadał muzyk.
Ale danego słowa należy dotrzymać - pomyślał na pewno Lennon. I 28 listopada 1974 roku, w Święto Dziękczynienia, zza kulis przysłuchiwał się, jak Elton John porywa swoją publikę wówczas bardzo świeżymi, wydanymi dosłownie kilka miesięcy wcześniej przebojami, jak "Candle in the Wind", "Daniel" czy "Goodbye Yelllow Brick Road". Po piosence "You're So Static" fani usłyszeli elektryzującą zapowiedź. Lennon wleciał z uniesionymi do góry rękami, w jednej dzierżąc swojego czarnego Telecastera.
Fani słysząc jedynie nazwisko byłego Beatlesa momentalnie wstali z miejsc wiwatując. Któryś z muzyków po cichu zaczął grać początek hitu "I Feel Fine", ale to była jedyna zmyłka - po chwili wszyscy nastroili się do zagrania aktualnego przeboju nr 1.
Reakcje na wciąż grane w radio "Whatever Gets You Thru The Night" były bardzo ciepłe. Lennon także zdawał się świetnie bawić na scenie, a pomimo wcześniejszego lęku odnalazł się wśród młodszych od siebie o kilka lat muzyków. Na scenie wykonali jeszcze "Lucy in the Sky with Diamonds", a trzecia piosenka miała pochodzić z repertuaru Beatlesów. Elton John ponoć sądził, że Lennon się na to nie zgodzi, więc celowo zaproponował piosenkę, w której liverpoolczyk nigdy nawet nie śpiewał - "I Saw Her Standing There".
"Pomyślałem, że to świetny pomysł, bo nigdy nie śpiewałem oryginału. Paul [McCartney] go śpiewał, a ja robiłem harmonię" - wspominał zdarzenie w rozmowie z Sheffem.
W swoim stylu zapowiedział piosenkę: "Na zakończenie chcieliśmy zagrać coś takiego, żebyśmy stąd wyszli i się pochorowali i pomyśleliśmy o starym numerze mojego starego narzeczonego, Paula. Tej nigdy nie śpiewałem. To stary numer Beatlesów, który prawie znamy".
Okazało się, że to wydarzenie było bardzo emocjonalne nie tylko dla Eltona, który miał okazję zagrać ze swoim idolem. Wyjątkowo poczuł się także Lennon, bo między nim a młodszym o siedem lat muzykiem, istniała więź. "(...) Z Eltonem łączy nas długa muzyczna relacja, o której ludzie tak naprawdę nie wiedzą. On ma w sobie coś w rodzaju Beatlesów od dawna. (...) To wiele dla mnie znaczyło i wiele znaczyło dla Eltona" - opowiadał.
Nikt się nie spodziewał, że to pożegnanie ze sceną
W cytowanym wywiadzie na jaw wyszło, że Elton John namawiał Lennona, by podczas koncertu zagrał piosenkę "Imagine". Ten nie chciał się zgodzić z obawy, że nikt nie będzie go traktował jak bawiącego się muzyką rock'n'rollowca, a starego, odcinającego kupony gwiazdora. "(...) Chciałem się trochę zabawić i zagrać trochę rock and rolla - i nie chciałem wykonywać więcej niż trzech, bo to w końcu był występ Eltona" - mówił.
Ostatecznie ich wspólny występ nigdy nie ukazał się oficjalnie (jedynie audio stało się częścią albumu "Here and There" w wersji CD), a jakiś czas temu odbyła się globalna akcja zbierania pamiątek po słynnym wydarzeniu, która miała na celu usystematyzować wiedzę, czy w ogóle ktoś posiada zapis koncertu z wideo w dobrej jakości.
John Lennon i Yoko Ono byli w trakcie "straconego weekendu". Ta fala świeżości, prawdziwy powiew wolności, spowodowały, że małżonkowie zaczynali wykonywać gesty w stronę pojednania. Koncert w Madison Square Garden stał się pretekstem do ponownego zacieśniania ich relacji, którą przerwała trwająca od lata 1973 separacja. A jeśli chodzi o twórczość - Lennon także miał coraz więcej ciekawych pomysłów, bo w czasie wydania swojego pierwszego hitu nr 1. napisał dla innych artystów popularne piosenki, m.in. "Goodnight Vienna", które dla Ringo Starra stało się hitem z Top 10, czy też wspomagał Davida Bowie w ponadczasowym "Fame".
Występ Johna Lennona z Eltonem Johnem wniósł wiele pozytywnego do życia artystycznego i prywatnego muzyka. Kto mógł wtedy podejrzewać, że był to ostatni raz, gdy ten pojawił się na scenie przed publicznością? A planów Lennon miał wiele, o których mówił w cytowanym w materiale wywiadzie dla "Playboya" - jednym z ostatnich, jakie udzielił.
"Wszyscy zawsze mówią o tym, że dobra rzecz dobiega końca, jakby życie się skończyło. Ale kiedy ukaże się ten wywiad, będę miał 40 lat. Paul ma 38 lat. Elton John, Bob Dylan... wszyscy jesteśmy stosunkowo młodymi ludźmi. Gra jeszcze się nie skończyła. Wszyscy mówią o ostatniej płycie czy ostatnim koncercie Beatlesów... ale, daj Boże, przed nami kolejne 40 lat produktywności. Nie oceniam, czy 'I Am the Walrus' jest lepsze czy gorsze od 'Imagine'. To powinni oceniać inni, bo ja to tworzę. Ja to robię. Nie stoję z boku i nie osądzam... Ja to robię".
John Lennon zginął 8 grudnia 1980 roku zastrzelony przed swoim nowojorskim mieszkaniem.
Czytaj też: