Początki Foo Fighters. Dave Grohl: Nirvana przestała istnieć, ale nie powiedziałem ostatniego słowa

Po ponad 19 latach do Polski powraca grupa Foo Fighters, na czele której stoi Dave Grohl. Z tej okazji przypominamy fragment jego książkowej biografii "Dave Grohl. Oto moje (po)wołanie", w której opisane są początki jego zespołu, który musiał się zmierzyć z łatką "nowego projektu tego kolesia z Nirvany".

Po złamaniu nogi Dave Grohl (Foo Fighters) na ostatnich koncertach występuje na specjalnym tronie
Po złamaniu nogi Dave Grohl (Foo Fighters) na ostatnich koncertach występuje na specjalnym troniefot. Kevin WinterGetty Images

Po wieńczącym trasę z Mikiem Wattem koncercie w San Diego, który odbył się 20 maja, zespołowi zostały dwa tygodnie na przygotowania do debiutu za oceanem, który miał mieć miejsce 3 czerwca w klubie studenckim w londyńskim King's College. Choć recenzje z tego koncertu były znakomite, na początku lata uwaga zainteresowanych nie była skupiona na występach Grohla i spółki w małych klubach, lecz na nadchodzącej premierze debiutanckiego albumu. Dwa miesiące wcześniej, w kwietniu, dziennikarze "Kerrang!" mieli okazję posłuchać piętnastu utworów z taśmy demo nagranej przez Grohla z Barrettem Jonesem i okrzyknęli materiał "fantastycznym". Do lipca album zatytułowany po prostu "Foo Fighters" był gotowy, nie licząc trzech utworów: "Winnebago" i "Podunk" miały trafić na późniejsze strony B singli, a doskonały "Butterflies" nie ukazał się do dziś.

Album został wydany 4 lipca 1995 roku nakładem należącej do Dave'a Grohla Roswell Records, zaś jego dystrybucją miała się zająć Capitol Records. Za projekt okładki odpowiedzialna była Jennifer Youngblood. Recenzje prasowe były przychylne wydawnictwu. Alec Forge, dziennikarz "Rolling Stone'a" przyznał płycie cztery gwiazdki i zauważył, że "Dave Grohl może się okazać punkowym odpowiednikiem Toma Petty'ego lat dziewięćdziesiątych". W "Melody Makerze" nazwano płytę "czadową propozycją na lato", a siostrzany "New Musical Express" uznał, że materiał Foo Fighters jest "niezwykle ważny", co było pochwałą od pisma, które w podobny sposób myślało o sobie. "Kerrang!" przyznał albumowi maksymalną ocenę KKKKK, prognozując, że "sprzeda się w milionach egzemplarzy". Pismo "Q" w charakterystyczny dla siebie sposób wyraziło sceptycyzm, a John Aizlewood napisał: "Dave Grohl, który nigdy nie był uważany za piosenkarza ani wokalistę, wzbudził może zbyt wielkie oczekiwania wobec Foo Fighters, które na obecnym etapie mogą mu w tej samej mierze pomóc, co zaszkodzić. Zrobił, ile mógł".

Album Foo Fighters jest doskonałym manifestem programowym. Na początku 2011 roku Dave Grohl rozmawiał z dziennikarzem "Guitar World" na temat swojego podejścia do komponowania: "Podczas pracy nad każdym utworem moim celem jest zagranie jak najlepszego refrenu, jednak najczęściej wychodzi tak, że używam go jako przedrefrenu, po czym wymyślam jeszcze bardziej zajebisty refren". Patent ten widać wyraźnie zwłaszcza w trzech utworach na Foo Fighters: "This Is a Call", "I'll Stick Around" oraz "Alone + Easy Target". Nawiązują one do stylistyki Beatlesów, The Beach Boys, Hüsker Dü oraz Pixies z epoki "Trompe Le Monde", w wyniku czego mamy do czynienia z absolutnie genialnymi przebojami wybuchowego, brudnego popu. Szczególnie ostatnia piosenka jest genialna do tego stopnia, że sam Kurt Cobain rozważał włączenie jej do repertuaru Nirvany.

"Kawałek 'Alone + Easy Target' stworzyłem pod koniec 1991 roku" - powiedział mi Grohl. "Mieszkałem wtedy z Barrettem i nagrałem w piwnicy takie numery, jak 'Floaty', 'Alone + Easy Target' i chyba 'For All the Cows'. Powiedziałem Kurtowi, że nagrywam w domu, a on wtedy akurat zatrzymał się w jednym z hoteli w Seattle, bo mieszkał na stałe w Los Angeles. Powiedział mi: 'Chętnie tego posłucham, wpadnij'. Pojechałem więc do niego i puściłem mu 'Alone + Easy Target'. Siedział sobie w wannie z walkmanem i słuchał mojej piosenki, a kiedy się skończyła, zdjął słuchawki, pocałował mnie i powiedział: 'Nareszcie nie muszę być jedynym kompozytorem w kapeli'. Odparłem: 'No co ty, doskonale radzimy sobie z twoimi piosenkami'. To było zabawne, bo jako Nirvana graliśmy czasem 'Alone + Easy Target' na próbach przed koncertami. Kurtowi chyba podobał się refren".

Cobainowi nie było niestety dane posłuchać pozostałych dwóch wybitnych kompozycji z Foo Fighters, ponieważ zarówno "This Is a Call", jak i "I'll Stick Around" zostały napisane już po jego śmierci. Ta druga jest zdecydowanie najbardziej kontrowersyjnym utworem na krążku. Fani i krytycy doszukujący się odniesień do bolesnej przeszłości Grohla uczepili się gniewnego refrenu: "I don't owe you anything" ["Nie jestem ci nic winien"] i doszli do błędnego wniosku, że utwór jest skierowany do zmarłego lidera Nirvany, co nie tylko zażenowało, ale i poirytowało Grohla. W rzeczywistości takie wersy jak "How could it be I'm the only one who sees your rehearsed insanity?" ["Jak to możliwe, że tylko ja widzę twoje wyćwiczone szaleństwo?"] w jasny sposób sugerują, że to piosenka o Courtney Love, choć Grohl zaprzeczał temu przez lata. Dopiero w 2009 roku wyznał: "To chyba żadna tajemnica, że 'I'll Stick Around' jest o Courtney. Zaprzeczałem temu przez piętnaście lat, ale wreszcie czas się przyznać. Tekst wskazuje na to, k**wa, jednoznacznie!".

Otwierający album utwór "This Is a Call" nie jest już tak łatwy do zinterpretowania. W tekście piosenki napisanej w pokoju hotelowym w Dublinie, podczas podróży poślubnej Grohla i Jennifer Youngblood, pojawiają się niejasne odniesienia do paznokci oraz leków Ritalin [lek używany w terapii ADHD] i Minocin Lek na trądzik, a w wybuchowym refrenie Grohl wykrzykuje: "Oto moje wołanie do wszystkich dawnych uległości", co może brzmieć jak rozliczenie z nirvanową przeszłością. "Celowo pisałem bezsensowne teksty, bo miałem zbyt wiele do powiedzenia - powiedział. - W takim 'This Is a Call' zwrotka to najzwyklejsze, nic nieznaczące bzdury, które powstały w łazience, jednak refren jest dla mnie bardzo ważny. To moje pożegnanie z przeszłością".

Pozostałe utwory na "Foo Fighters" to mimo wszystko ukłon nie tyle w stronę przeszłości Grohla, co jego dawnych fascynacji muzycznych. Lekki i przyjemny "Big Me" jest wyraźnie inspirowany wczesnymi dokonaniami R.E.M. Punkowy "Wattershed" - zatytułowany tak na cześć Mike'a Watt a i roli, jaką odegrał w odrodzeniu Grohla - mógł być nawiązaniem do płyty "Back to Samoa", a brzmienie "Static X", w którym gościnnie na gitarze zagrał Greg Dulli, przypomina dokonania My Bloody Valentine. Stwierdzenie, że album "Foo Fighters" jest hołdem dla lat osiemdziesiątych, byłoby jednak niesprawiedliwe, ponieważ takie momenty jak jazzowo-hardcore'owa fuzja w "For All the Cows" i powoli rozwijający się "Exhausted" sugerują otwartość i chęć Grohla do eksperymentowania z kompozycjami. Świadczy to o tym, że pod względem artystycznym było go stać na odejście od utartych metod i zerwanie z duchami przeszłości.

Mimo wszystko jednak w 1995 roku każdy bez wyjątku recenzent osadzał ten album w kontekście dokonań Nirvany. Można się było tego spodziewać, jednak lider nie miał zamiaru wdawać się w żadne dyskusje. To jasne, że dziennikarze chcieli pytać nie tylko o muzykę byłej kapeli Grohla, ale także o smutne zakończenie jej krótkiego żywota, jednak niechęć Grohla do komentowania tych spraw z przyczyn zarówno osobistych, jak i politycznych (bo przecież chciał zdystansować się od schedy po Cobainie) była sprzeczna z oczekiwaniami i życzeniami redaktorów naczelnych.

"Doskonale zdaję sobie sprawę, że ludzie chcą informacji na ten temat, ale oddzielam przeszłość grubą kreską - oświadczył w wywiadzie dla 'Rolling Stone'a'. - To zadziwiające, że dzień po śmierci przyjaciela nagle chce z tobą rozmawiać 'American Journal', a Diane Sawyer [prezenterka wiadomości ABC] marzy o wywiadzie z tobą... Ostro mnie wk**wiło, że nie ma już żadnych świętości. Najwyraźniej nikt nie był w stanie odpuścić tematu choćby na dzień, rok lub na zawsze i po prostu zamknąć ryj, więc postanowiłem, że zamknę go ja".

W czasie gdy dziennikarze z całego świata walili głowami w mur nieustępliwości Dave'a Grohla, z dala od zgiełku działy się same dobre rzeczy. W Wielkiej Brytanii krążek "Foo Fighters" zadebiutował na trzeciej pozycji zestawienia najlepiej sprzedających się albumów, a na amerykańskiej liście Billboard 200 pojawił się na miejscu dwudziestym trzecim. Znacznie ważniejszy od statystyk był dla Grohla fakt, że osoby, które zdecydowały się na zakup debiutanckiego krążka jego zespołu, interesowało to, czym faktycznie był, i akceptowały Foo Fighters - zgodnie z intencjami założyciela - jako osobny twór, a nie pochodną Nirvany.

Na dowód tego trzeba było poczekać do końcówki lata 1995 roku. Wówczas miało miejsce jedno z najważniejszych wydarzeń w historii zespołu. W ostatni weekend sierpnia Foo Fighters grali na festiwalu w Reading, na którym trzy lata wcześniej Nirvana wystąpiła dla ponad siedemdziesięciu tysięcy widzów. Prawdopodobnie w celu uniknięcia porównań z tamtym koncertem, który swoją drogą urósł do rangi jednego z najważniejszych wydarzeń kulturalnych, Dave Grohl zdecydował, że Foo Fighters nie wystąpią na głównej scenie, tylko w jednym z namiotów na obrzeżach festiwalowego terenu. W sobotę, 26 sierpnia, nowa ekipa Grohla zagrała więc w namiocie patronackim pisma "Melody Maker", który został zaprojektowany, by pomieścić zaledwie kilka tysięcy widzów. Chętnych do posłuchania Foo Fighters na żywo było kilkadziesiąt razy więcej.

Dziennikarz muzyczny Paul Travers opowiada: "Ktokolwiek zadecydował, że tak wyczekiwany, pierwszy występ Foo Fighters w Wielkiej Brytanii odbędzie się w namiocie, a z tego, co się orientuję, był to Dave Grohl, powinien skonsultować się z psychiatrą. Już na pół godziny przed panował taki ścisk, że trzeba było się ostro przepychać, żeby w ogóle zobaczyć scenę. Kiedy zespół w końcu wyszedł, publiczność po prostu eksplodowała. Sufi t i ściany w okamgnieniu stały się śliskie od potu, wiele osób mdlało. Niektórzy śmiałkowie postanowili się wdrapać na ogromny słup oraz elementy podtrzymujące konstrukcję namiotu. Niektórym udało się dostać do instalacji oświetleniowej zawieszonej na wysokości pięciu metrów, za co zostali nagrodzeni gromkimi brawami, jednak nie poprzestali na tym i kontynuowali wspinaczkę aż do sufitu. Gdy wyłączono prąd, a Dave ogłosił, że koncert zostanie przerwany, jeśli festiwalowi alpiniści nie zejdą, przez chwilę wydawało się, że sytuacja może mieć nieprzyjemny finał. Na szczęście jednak amatorzy wspinaczki zdecydowali się zejść wprost w objęcia ochroniarzy, po czym włączono prąd i w ten sposób uniknięto zadymy".

Jeśli występ na festiwalu w Reading był dla Foo Fighters największym wydarzeniem od rozpoczęcia trasy promującej debiutancki album, to tylko pierwszym z wielu. Od premiery krążka do ostatniego koncertu kapela zagrała w ramach trasy sto pięćdziesiąt jeden koncertów na całym świecie [3 lipca 1996 roku Foo Fighters wystąpili na festiwalu w Sopocie, na pierwszym i jedynym jak do tej pory koncercie]. Niektóre z nich miały większe znaczenie, jak te z 14 i 15 listopada 1995 roku, kiedy Grohl zrealizował marzenie sprzed pięciu lat i wypełnił po brzegi londyńską Brixton Academy.

Inne zaś, choćby ten w paryskim Bataclan, miały bardziej kameralny charakter i służyły budowaniu marki zespołu. Dzięki ciężkiej pracy zawziętość, z jaką Dave Grohl udowadniał, że Foo Fighters to poważne przedsięwzięcie i coś więcej niż tylko projekt poboczny, sprawiła, że działalność kapeli stała się wkrótce samospełniającą się przepowiednią. W rok od wydania album "Foo Fighters" sprzedał się w nakładzie dwóch milionów egzemplarzy, co nie było złym wynikiem jak na zespół, względem którego Grohl obawiał się zaszufladkowania jako "kapela kolesia z Nirvany".

"Pamiętam, że w bardzo dużym stopniu podkreślano znaczenie tego albumu oraz to, co reprezentował - wspominał czternaście lat później w rozmowie ze mną. - Czytałem recenzje, z których wynikało, że dla wielu osób ta płyta była czymś więcej niż demówką nagraną w domowym zaciszu... Raczej kontynuacją poprzednich dokonań, a jak to zwykle u mnie bywa, nie tracę czasu na analizowanie i myślenie, tylko działam. Wiedziałem, ile znaczy dla mnie fakt, że mogę po prostu nagrywać muzykę. Przez jakiś czas po śmierci Kurta i rozpadzie Nirvany nie mogłem nawet słuchać muzyki, więc wejście do studia z zestawem trzynastu czy czternastu piosenek, które mi się podobały, na sześć dni, które wtedy wydawały mi się, k**wa, wiecznością, było dla mnie ważnym przedsięwzięciem. Na tamtym etapie życia po prostu musiałem to zrobić. Pamiętam jednak, że znaleźli się i tacy, którzy mieli mi za złe, że w ogóle mam czelność grać po rozpadzie Nirvany. To było chore. Miałem, k**wa, ile, dwadzieścia pięć lat? Byłem gówniarzem i czułem, że mam jeszcze coś do pokazania".

"Nikt nie powiedział mi prosto w oczy: 'Ch**owo postąpiłeś' - wyznał Grohl Tomowi Doyle’owi w 1996 roku. - Jednak od czasu do czasu wyczuwało się jakąś dozę żalu. Zdaniem tych osób pewnie powinienem był stać się jakimś ponurym odludkiem i po prostu zniknąć. Nie ma Nirvany, nie ma mnie i to koniec mojego życia. Pie**olę taki tok rozumowania. Cieszę się z tego, co zrobiłem. Bardzo brakuje mi Nirvany i z tego choćby względu często słucham naszych nagrań na żywo. Brakuje mi też Kurta, który często pojawia się w moich snach, zarówno tych dobrych, jak i smutnych czy popie**olonych. Gdy dostajesz od życia nie najlepszą kartę, starasz się mimo wszystko rozegrać partię jak najlepiej, a ja nie mam zamiaru się poddać i przestać żyć. Nirvana przestała istnieć, gdy ja nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa... i nadal go, k**wa, nie powiedziałem".

---

Książka "Dave Grohl. Oto moje (po)wołanie" autorstwa Paula Brannigana ukazała się nakładem Wydawnictwa SQN.

Dave Grohl na okładce książki "Oto moje (po)wołanie"materiały promocyjne
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas