Nigdy nie zapomną, w czym przyszedł na przesłuchanie - Simon Le Bon z Duran Duran skończył 65 lat

Kiedy zaczęli zdobywać popularność, nie mogli nawet przejść ulicą w swoim mieście, bo ścigały ich - i to dosłownie - tłumy fanów. Duran Duran szybko jednak udowodnili światu, że nie są tylko wymuskanymi chłopakami z plakatów, ale też potrafią świetnie grać. Ponad 100 milionów sprzedanych płyt najlepiej tego dowodzi. Wokalista grupy, Simon Le Bon, skończył 65 lat, a my przypominamy najważniejsze przeboje Duran Duran.

Zespół Duran Duran sprawił, że kicz stał się modny
Zespół Duran Duran sprawił, że kicz stał się modnyJeff SpicerGetty Images

Od początku było wiadomo, że trafi na scenę. Nie wiadomo było tylko, na jaką. W dzieciństwie Simon zaczął ujawniać aktorski talent. Był na tyle przekonujący, że rodzice wysłali rezolutnego sześciolatka na casting do reklamy proszku do prania, który chłopak zresztą wygrał. Nic dziwnego, że w dorosłym życiu Le Bon wybrał się na studia aktorskie. Przyszły gwiazdor miał jednak jeszcze jedną pasję - muzykę.

Lata spędzone w dziecięcym chórze nie poszły na marne, bo Simon wykorzystywał później swoje zdolności - przynajmniej w pewnym stopniu - w zespole punkowym. Zastanawiacie się teraz pewnie, skąd punkowiec wziął się w Duran Duran. Grupa zaczęła swoją działalność wokalistą, który szybko stwierdził, że "zespół nie rokuje", więc zostawił kolegów, jego następca też odszedł. Simona przedstawiła grupie jego dawna dziewczyna. Legenda głosi, że Le Bon pojawił się na przesłuchaniu w różowych spodniach w panterkę i z obszerną kolekcją swoich wierszy. Wokalista zrobił takie wrażenie, że członkowie Duran Duran nie zastanawiali się długo nad zatrudnieniem go, a niektóre z tych wierszy skończyły później jako teksty piosenek.

"Save a Prayer"

W 1982 roku muzycy zaryzykowali i po raz pierwszy wypuścili na singlu balladę. To był dobry ruch, bo piosenka okazała się największym w tamtym czasie przebojem Duran Duran. Zresztą utwór do dzisiaj jest w czołówce najczęściej odsłuchiwanych piosenek grupy w serwisach streamingowych. W latach 80. podróże nie przebiegały tak sprawnie jak dzisiaj, więc muzycy zawsze mieli w trasie sporo czasu do zabicia. Artyści często więc w drodze pisali piosenki. Tak właśnie Simon stworzył tekst do tego utworu. Grupa na pewno nigdy nie zapomni kręcenia teledysku do "Save a Prayer". Rynek klipów dopiero się rozwijał i nie wiadomo było, w którą stronę pójdzie, więc wytwórnia wysłała zespół na Sri Lankę, żeby nakręcił tam trzy teledyski od razu. Muzycy kończyli jeszcze prace w studiu nad płytą "Rio" i ledwo zdążyli na samolot, a klawiszowiec Nick Rhodes tak się spieszył, że poleciał w tropiki w skórzanej kurtce, bo tylko to miał pod ręką. Na miejscu okazało się, że artyści musieli jechać do hotelu przez kilka godzin niezbyt bezpieczną ciężarówką, kilka osób niemal spadło ze słonia w czasie zdjęć, a gitarzysta Andy Taylor potknął się w wodzie, przez przypadek połknął jej trochę i wylądował w szpitalu z tropikalnym wirusem. A miało być tak pięknie.

"The Wild Boys"

Reżyser Russell Mulcahy, wieloletni współpracownik zespołu, chciał nakręcić film na podstawie powieści Williama S. Borroughsa "The Wild Boys: A Book of the Dead". Mulcahy  napisał scenariusz, który ocierał się wręcz o ostrą pornografię, zaproponował też, żeby zespół nagrał ścieżkę dźwiękową do tego dzieła. Z filmu ostatecznie nic nie wyszło, ale Simon zaczął czytać powieść i napisał tekst, który do niej nawiązywał. Tak powstała piosenka "The Wild Boys", która stała się jednym z największych hitów Duran Duran, a przypomnijmy, że utwór konkurował wtedy na listach między innymi z "Like a Virgin" Madonny. Mulcahy "na pocieszenie" wyreżyserował teledysk do singla, za - bagatela - ponad milion funtów. Nawet dzisiaj to spora kwota, nie wspominając już o tym, jak wielkim wydatkiem było to w 1984 roku.

"The Reflex"

Ta piosenka była pierwszym efektem współpracy Duran Duran z Nilem Rodgersem, jednym z najbardziej rozchwytywanych producentów na rynku. Nile został poproszony o zrobienie remiksu gotowego utworu tak, żeby można było wydać go jako singel. Producent wyłuskał najbardziej przebojowe momenty i je poskładał. Zespół był zaskoczony, ale szybko zakochał się w nowej wersji "The Reflex". Gorzej było z wytwórnią płytową. Duran Duran zadzwonili do Rodgersa z trasy, żeby przekazać mu złe wieści: "Firma powiedziała, że za bardzo przypominamy brzmieniem czarnoskórych wykonawców". To, co było "za bardzo" dla wytwórni, wyjątkowo spodobało się słuchaczom, dzięki którym utwór wylądował między innymi na szczycie listy Billboardu. Nieźle jak na piosenkę, której nawet same początki, jeszcze przed akcją z Nilem, nie zapowiadały się zbyt dobrze. Grupa wyjechała na sesję twórczą na małą wyspę na Karaibach. Miało być luksusowo, ale zespół zastał na miejscu rozpadające się studio, fatalne jedzenie i wysłużony sprzęt. John Taylor akurat świętował urodziny, więc muzycy raczyli się winem, a po kilku godzinach nagrali "The Reflex". Był może to właśnie zasługa imprezy, że zespół do dzisiaj nie potrafi wyjaśnić, o czym właściwie opowiada piosenka.

"A View to a Kill"

Artysta wie, że sporo osiągnął, kiedy twórcy filmów o Jamesie Bondzie zapraszają go do napisania piosenki. Duran Duran ten zaszczyt przypadł przy okazji "Zabójczego widoku", chociaż propozycja wynikała z małej prowokacji. John Taylor, wielki fan Bonda, trafił na tę samą imprezę co Cubby Broccoli, jeden z producentów serii. Pijany muzyk rzucił: "To kiedy wreszcie zaprosicie do nagrania piosenki jakiegoś porządnego artystę?". Na odpowiedź nie musiał długo czekać. Duran Duran współpracowali przy tym projekcie z Johnem Barrym, współtwórcą słynnego tematu muzycznego i wieloletnim kompozytorem ścieżek dźwiękowych do filmów o przygodach Agenta 007. Członkowie zespołu i Barry pracowali w większości osobno, ale nie miało to żadnego znaczenia, bo efekt okazał się świetny. Singlowi towarzyszył iście bondowski rozmach. W nagraniu piosenki wzięła udział 60- osobowa orkiestra, a teledysk nakręcono na Wieży Eiffla. Wokalista mógł przy okazji poczuć się przez chwilę jak Agent 007, kiedy pod koniec klipu rzucił: "Bon. Simon Le Bon".

"Notorious"

Tytułowy utwór z płyty, którą zespół nagrał już w nowej rzeczywistości. Z Duran Duran odeszli Roger i Andy Taylorowie. Perkusista był zmęczony życiem w trasie i chciał odpocząć, a gitarzysta wziął nawet udział w pierwszych pracach w studiu, ale później wycofał się z zespołu. Tekst "Who really gives a damn for a flaky bandit" był właśnie - jak twierdzi Simon - komentarzem do zachowania Andy’ego. Pozostali muzycy nie wylewali jednak łez, lecz zabrali się do pracy. Produkcją płyty zajął się Nile Rodgers, który przy okazji zagrał w tej piosence na gitarze, więc już wiadomo, skąd to funkowe brzmienie. "Notorious" stało się jednym z największych przebojów Duran Duran, ale nie to było najważniejsze. Muzycy, którzy zostali w zespole, udowodnili światu, że świetnie dają sobie radę nawet w okrojonym składzie.

"Ordinary World"

Po koniec lat 80. Duran Duran nie mogli narzekać na brak popularności, ale z podbijaniem list przebojów nie szło zespołowi już tak gładko jak wcześniej. Grupie zwyczajnie brakowało hitów. Wszystko zmieniła w 1992 roku płyta "Duran Duran (The Wedding Album)", która pozwoliła grupie powrócić w wielkim stylu. "Ordinary World" to jedna z trzech piosenek Duran Duran, w których Simon Le Bon nawiązywał do śmierci Davida Milesa, swojego przyjaciela od czasów dzieciństwa. Zanim utwór oficjalnie się ukazał, wytwórnia wysłała go do stacji radiowej na Florydzie. Piosenka tak się spodobała, że trzeba było przyspieszyć premierę singla. Podczas koncertu w Manchesterze w 2023 roku Simon rzucił ze sceny: "Ta piosenka uratowała naszemu zespołowi życie. Dlatego jest tak wyjątkowa".

"Rio"

Rio de Janeiro to piękne miasto i to o nim pierwotnie miała opowiadać piosenka. Simon jednak tak zmienił tekst, że wyszła z tego historia o dziewczynie, która uwielbia tańczyć na plaży i - zgadliście - ma na imię Rio. Wokalista zobaczył w restauracji w Birmingham kelnerkę, która miała w sobie tyle uroku, że muzyk od razu zaczął zapisywać myśli na serwetce. To jeden z utworów, o których od pierwszych dźwięków wiadomo, że będą przebojami, ale droga do tego sukcesu nie była wcale łatwa. Płyta "Rio" ukazała się w 1982 roku, a zespół pracował nad tą piosenką już od końca lat 70. John Taylor miał wręcz obsesję na punkcie stworzenia idealnego utworu na początek koncertu, czegoś, co od razu porwie publiczność. John i perkusista Roger grali więc piosenkę na każdej próbie i próbowali wymyślić coś nowego, co ze zwykłego utworu zrobiłoby "to coś". Pewnego popołudnia nareszcie się udało i tak powstało "Rio".

"Hungry Like the Wolf"

Ta piosenka pozwoliła Duran Duran przebić się w USA i pewnie duża w tym zasługa teledysku, który w MTV był emitowany na okrągło. W latach 80. chyba każdy artysta marzył o takim przeboju. Duran Duran udało się napisać i nagrać roboczą wersję tego utworu w ciągu zaledwie kilku godzin. Muzycy umówili się pewnej soboty w studiu, które mieściło się w siedzibie ich wytwórni płytowej. Artyści po kolei pojawiali się na miejscu, a każdy z nich dorzucał do piosenki coś od siebie. John Taylor wspominał, że wszystko poszło błyskawicznie i każdy wiedział, co i jak ma grać. Do wieczora "Hungry Like the Wolf" było gotowe. Jedna z sieci fast food przez kilka lat próbowała przekonać muzyków, żeby użyczyli utworu do reklamy hamburgerów. Zespół konsekwentnie odmawiał, za to piosenka pojawiła się w spocie popularnej marki kosmetycznej.

"Girls on Film"

Pierwsza wersja tej piosenki została nagrana w 1979 roku jeszcze z innym wokalistą. Andy Wickett nie zabawił w zespole zbyt długo, bo musiał odejść z powodów osobistych, ale zostawił kolegom między innymi ten utwór. Nie za darmo oczywiście. Duran Duran zapłacili mu za zrzeczenie się jego części praw do singla dokładnie 600 funtów. Dwa lata później, gdy do Duran Duran dołączył już Simon, muzycy przygotowali nową wersję piosenki. "Girls on Film" to opowieść o cieniach sławy i życia na świeczniku. Artyści poznali je na własnej skórze dopiero nieco później, ale jeszcze przed ogromnym sukcesem byli tak przekonujący, że utwór stał się przebojem. To właśnie tą piosenką Duran Duran powitali rok 2000, kiedy grali na prywatnej imprezie sylwestrowej.

"Union of the Snake"

Piosenki na swoją trzecią płytę, "Seven and the Ragged Tiger" grupa napisała podczas specjalnej sesji niedaleko Cannes, nagrała na Karaibach, a zmiksowała w Sydney. Niezła podróż, prawda? Prace nad ostatecznym brzmieniem "The Union of the Snake" tak się przeciągały, że zespół oddał gotowy utwór w ostatnim momencie, kiedy nagrania już bezwzględnie musiały być dowiezione do tłoczni, żeby zdążyć z wyprodukowaniem albumu. Fani przez wiele lat zastanawiali się, o czym dokładnie opowiada singel. Niektórzy spekulowali, że może chodzić o jakiś kult, inni na przykład uważali, że to opowieść o mrocznej stronie człowieka. Simon Le Bon stara się raczej unikać tłumaczenia swoich tekstów, ale przyciśnięty do muru stwierdził, że to historia zderzenia świadomości i podświadomości. Nie wszystkich to wytłumaczenie satysfakcjonowało, więc w kolejnych latach Le Bon przyznał, że "Union of the Snake" to po prostu nawiązanie do seksu tantrycznego. Zrobił to jednak już w czasach, kiedy nikogo nie miałoby to nawet szans oburzyć.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas