"Najważniejsze to wzajemny szacunek"
Muzyka Afromental zadziwia swoją miękkością, rytmem, profesjonalizmem i aranżacjami. To mieszanka soulu, r'n'b i hip hopu, ale w trochę innym znaczeniu niż to, jakie się przyjęło w Polsce. Pod koniec 2007 roku wyszła ich pierwsza płyta, "The Breakthru", o której mięliśmy okazję porozmawiać? Z zespołem rozmawiała Narine Torosyan ("Magazyn Hip Hop").
Wasza płyta "Breakthru" wyszła kilka miesięcy temu, a zespołu ciągle nie ma w telewizji, w mediach - co się dzieje, panowie?
Thompson: Oj, dementuję wszystkie plotki, nasz teledysk widać i to bardzo często i gęsto np. w MTV, VH1, VIVA, niedługo TRACE TV i na niemal wszystkich polskich kanałach. Sam widziałem nie raz, przełączając kanały.
No to się, chłopaki, ustawiliście (śmiech). Mając takie zaplecze, jakim jest praca Łoza w MTV, na pewno mogliście wiele zdziałać?
Thompson: Praca Wojtka w MTV nie miała wpływu na częstotliwość emisji naszego teledysku, choć wielu nie wierzy, ale prawda jest taka, że piosenka jest dobra, zatem teledysk też rządzi. Nie ma lepszej nowości na naszym obecnym rynku muzycznym i pewnie długo nie będzie. A że VIVA i MTV to jedno i to samo, to po prostu nas grają i tam, i tam.
Wasza płyta wykracza daleko poza granice standardu, jeśli chodzi o polski, rodzimy hip hop - taki, jaki znamy - brudny, uliczny i z mięsem, ale czy z czasem nie przedobrzyliście? Nie uważacie, że może ta płyta jest trochę zbyt amerykańska dla polskiego słuchacza?
Thompson: Popularność w tej chwili w Polsce wyznacza to, czy coś jest grane, czy nie, z kolei o tym, co się puszcza w rozgłośniach radiowych, decydują głównie szefowie stacji. To radio dociera do nas najczęściej - w samochodzie, w pracy, często nawet w domach ludzie słuchają radia. Nas tak naprawdę ratuje w tej chwili telewizja muzyczna, bo młodzież jednak ogląda, skacze po kanałach. Ludzie oglądają nasz klip, często dostajemy znaki, że im się podoba. Rzadko, ale zdarza się, że komuś się nie podoba, konstruktywna krytyka jest potrzebna, więc słuchamy wszystkich, którzy chcą nam coś powiedzieć. Tak więc o popularności piosenki decydują rozgłośnie. Wierzymy - i wiemy - że przyjdzie taki czas, kiedy będzie dużo muzyki Afromental.
A tak wracając do pierwszego pytania, to nasza płyta nie jest typowo hiphopowa, to się ogólnie zwie hip hop, ale my raczej tworzymy coś z pogranicza hip hopu i r'n'b. Owszem, mamy takie aspiracje, by robić więcej kawałków typowo hiphopowych, ale jeszcze parę płyt przed nami i na pewno zdążymy też pokazać się od tej strony.
Czyli podsumowując, co jest przyczyną tego, że was nie grają w radiu co godzinę, a inne zespoły owszem? Szefowie?
Thompson: Jesteśmy debiutantami, którzy nie grają muzyki lekkiej, która wpada jednym uchem, a drugim wypada, tylko jednak trzeba więcej uwagi, by wsłuchać się w naszą muzykę, teksty i szczegóły zawarte w naszych kompozycjach. Nie twierdzę jednak, że jest to muzyka ambitna, przeambitna, której słuchają tylko zawodowcy, żeby ją zrozumieć. To jest sprawa decyzji, czyjejś konkretnej decyzji, czy puszczać Afromental, czy nie.
Czy wyznajecie zasadę Dody, że każda promocja jest dobra, byle by była? Chodzi mi o Eurowizję...
Thompson: Po to tworzy się muzykę, żeby ktoś ją odbierał. Im szerszy krąg odbiorców, tym lepiej dla muzyki. To jest konkurs, tak naprawdę nie wiadomo, co się tam stanie, jednak najważniejsze jest to, by pojechać tam z pewnością, z dobrą piosenką i wykonać ją jak najlepiej. Nieistotne jest to, czy wygrasz, czy w ogóle zajmiesz jakieś miejsce, chodzi o to żeby pokazać, zagrać i jak się uda, przywieźć wygraną do domu! Choć prawdą jest, że na tym konkursie nie zawsze muzyka wygrywa, często liczą się polityczne układy sąsiadujących ze sobą krajów.
Dobrze, Panowie, promocja ruszyła pełną parą, za chwilę wybuchnie bomba Afromental i cała Polska będzie się bawić przy waszej muzyce, macie już plany na nowe piosenki, tworzycie coś nowego czy raczej koncentrujecie się na tym, co tu i teraz?
Thompson: To niech Baron ze Śniadym powiedzą na ten temat, oni produkują (śmiech).
Śniady: Na razie skupiamy się na tym materiale, na promocji itp., ale produkcje powstają cały czas, każdy z nas coś tworzy i omawiamy je, dyskutujemy, udoskonalamy.
Baron: Trzeba brać poprawkę na to, że gramy dużo koncertów i póki co gramy materiał z pierwszej płyty, ale w naszych komputerach, studiach, instrumentach powstało dużo pomysłów, które pewnie znajdą się na naszym drugim krążku.
Ale słuchajcie, macie przecież potencjał w postaci Torresa. Czy nie myśleliście o tym, żeby wykorzystać jego kubańskie korzenie muzycznie?
Torres: No wreszcie czuję się doceniony (śmiech)! Obecność w zespole mnie - z południowoamerykańskim pochodzeniem - ukazuje się w groovie, który wraz z kolegą Layanem zapodajemy. Nie ma co wklejać brzemienia z kubańskiej muzyki do naszej, bo to może być śmieszne, poza tym to nie jest muzyka łatwa i wymaga wiele precyzji, którą nie zawsze można zgrać z Afro brzmieniami. To jest muzyka, która ma swoje instrumentarium, ja sam bym tego nie pociągnął, więc nie ma co mieszać, mimo że gram na co dzień w orkiestrze salsowej i wiem, co trzeba zagrać, to jednak sam bym tego podźwignął. W naszej muzyce jest mieszanka wszystkich nas, Thompson ze swoim elbląsko-olsztyńkim zacięciem też ma swoje pomysły, Śniady ze swoim izraelskim akcentem też dodaje swoje - i wychodzi niezła mieszanka. Jedna zasada, która jest nie do ugięcia w zespole, to sankcje karne w razie nie stawienia się na próby. Kiedy gramy próby, każdy w miarę swoich możliwości przybywa na miejsce, jeden łodzią podwodną, drugi samolotem, a trzeci grzeje samochodem z Wrocławia do Warszawy na próbę, żeby tego samego dnia wrócić - jak np. Śniady (śmiech). Najważniejsze w zespole to wzajemny szacunek do tego, co robimy.