Meute w Krakowie: A więc tańczmy [RELACJA]

Do krakowskiego Studia na czwartkowy koncert wybrałam się w bluzie kupionej na Szigecie. Był to wybór nieprzypadkowy, bo tam poznałam Meute i cenię sobie każdą minutę tej znajomości. Gdyby ktoś spytał mnie, jakie są moje ulubione niemieckie zespoły, co jest mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe, to powiedziałabym, że Ideal i Meute właśnie.

Meute ma w Polsce wielu fanów
Meute ma w Polsce wielu fanówMichael TullbergGetty Images

Dawno nie widziałam w Studiu tylu ludzi. Impreza zaczęła się od setu, który zaserwował DJ Papa Bo, a potem cali na czerwono weszli panowie z Meute. Trudno jest podtrzymać dobre relacje z publicznością, kiedy na scenie jest was 11, nie macie mikrofonu ani nawet nie robicie przerw między kawałkami. No chyba, że jesteście nimi. Wtedy publiczność was pokocha za samo "Dobry wieczór, Kraków".

Na początku pomyślałam, że brakuje mi tego poczucia potężności, jak to było na Szigecie, gdzie oblegli całą scenę i wybieg i wydawało się, że to jest dokładnie ta wielkość imprezy, na jaką zasługują. Trudno oczywiście porównywać klub do jednego z największych festiwali muzycznych w Europie - z całym sercem i pozdrowieniami dla Studia, które jest moim ulubionym klubem w Krakowie, ale miałam wrażenie, że dla Meute to miejsce jest nadal zbyt kameralne.

Usłyszeliśmy i kawałki z dopiero co wydanego albumu "EMPOR" (przy okazji wpiszcie na listę rzeczy do posłuchania), i te "znane i lubiane", ale i doskonałe "Hey Hey" Dennisa Ferrera, którym udowodnili, że z wokalem radzą sobie równie dobrze. Marzyłoby mi się jeszcze usłyszenie na żywo "Ein Tag wie Gold" z Meret Becker.

I kiedy po godzinie wszyscy myśleli, że panowie schodzą ze sceny... Zeszli owszem, ale tylko po to, żeby wpakować się w sam środek publiczności. Potem na to wszystko spadło konfetti, motorniczy bije brawo, geje tańczą poloneza. Tak się robi koncerty.

Wszystkie trzy występy Meute w Polsce - w Krakowie, Gdańsku i Warszawie - zostały wyprzedane. To mnie z jednej strony dziwi, ale i cieszy, jak pan taksówkarz, który wiózł mnie do domu i słuchał muzyki klasycznej. Z drugiej nie dziwi wcale, bo kupuję ich w całości: od muzyki, która nie pozwala nie tańczyć, po bębniarza, uśmiechającego się zawsze tak, jakby chciał powiedzieć "Ej, chłopaki, patrzcie, ile osób przyszło".

Jeśli klubowa muzyka, to tylko taka. A wam, ludzie gadający na koncertach zamiast słuchać, niech na wieczność będą patorapsy.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas