Maurice Gibb (Bee Gees): Przedwczesna śmierć zakończyła wielką karierę grupy
Z utalentowanej rodziny Gibb zostali już tylko Barry i najstarsza siostra - Lesley Barbara. Trzech braci zmarło przedwcześnie, a niektórzy zaczęli głośno mówić o wiszącej nad rodziną klątwą. Śmierć Maurice'a zakończyła imponującą karierę grupy Bee Gees.
Urodzili się w Wielkiej Brytanii, dorastali w Australii. Z biegiem lat zyskali status najpopularniejszego muzycznego rodzeństwa w historii muzyki rozrywkowej.
W ramach Bee Gees (posłuchaj!) sprzedali ok. 220 milionów płyt, co umieściło grupę w gronie największych w historii muzycznego show-biznesu. W latach 60. grali wpadające w ucho popowe ballady - dominujące było wtedy vibrato Robina Gibba; później postawili na falset Barry'go Gibba i stali się królami disco z nieśmiertelnym hitem "Stayin' Alive". Rolą Maurice'a (starszy o 35 minut bliźniak Robina) było przede wszystkim aranżowanie utworów i tworzenie melodii. Grał w Bee Gees na wielu instrumentach: na gitarze, basie, klawiszach, a w studiu nagrań również na smyczkach. Był nieformalnym dyrektorem artystycznym Bee Gees; braciom zostawiał główne wokale i pisanie tekstów.
Tragiczna śmierć Andy'ego Gibba
Najmłodszy z czterech braci - Andy Gibb - nie wszedł w skład Bee Gees. Kiedy słynna grupa zaczęła się formować, on był niemowlakiem. Gdy dorósł, z powodzeniem śpiewał na własny rachunek. W latach 1977-1980, współpracując z braćmi, wydał trzy solowe albumy, które pokryły się złotem i platyną.
Zev Bufman, broadwayowski producent, który pracował z Andym, po jego śmierci opowiadał, że mimo niewątpliwego talentu i charyzmy wokalista był w rzeczywistości zahukany i pełen kompleksów. Potrafił spędzać całe dni zamknięty w hotelowym pokoju, oglądając telewizję i wciągając kokainę. To właśnie uzależnienie od narkotyków sprawiło, że stracił pracę na Broadwayu i po 1980 roku nie wydał żadnego albumu.
5 marca 1988 roku pracujący wreszcie nad nową płytą Andy świętował w swoim londyńskim domu 30. urodziny. Tego dnia zaczął uskarżać się na bóle w klatce piersiowej. Trafił do szpitala w Oxfordzie. Zdiagnozowano u niego zapalenie mięśnia sercowego. Zmarł pięć dni później, 10 marca. W wywiadach bracia przyznali, że spożywanie dużych ilości narkotyków i alkoholu uczyniło serce młodego piosenkarza podatnym na wirusową infekcję. Gdy wyniszczony kokainą Andy leżał umierający w szpitalu, jego bracia ogłosili, że... przyjęli go do zespołu.
Epizod w Bee Gees zaliczyła też najstarsza z piątki rodzeństwa - Lesley Barbara (12 stycznia skończyła 78 lat) w 1969 roku zastąpiła Robina w czasie koncertów, kiedy ten na parę miesięcy odszedł z zespołu.
Maurice Gibb godził braci w Bee Gees
Kolejną ofiarą ciążącego nad Gibbami fatum był Maurice, który uchodził za najspokojniejszego z całego rodzeństwa - jego łagodne usposobienie pozwalało godzić ścierające się co jakiś czas ambicje Barry'ego i Robina. Był urodzonym gawędziarzem i uwielbiał robić braciom kawały - np. na scenie udawał znudzonego w trakcie ich partii wokalnych.
9 stycznia 2003 roku, przebywając w domu, Maurice Gibb upadł bez wyraźnej przyczyny. Wezwane pogotowie stwierdziło, że powodem kłopotów jest zatkanie się jelit i zabrało muzyka do szpitala, gdzie trafił na stół operacyjny. Komplikacje spowodowane skrętem jelit sprawiły, że wokalista zmarł 12 stycznia w wieku zaledwie 53 lat.
U jego boku towarzyszyli mu wówczas druga żona - Yvonne Spencely (byli razem od 1975 r.), dzieci: Adam i Samantha, oraz bracia. W prywatnej ceremonii pogrzebowej uczestniczyło ok. 200 osób, w tym m.in. Michael Jackson i KC, lider grupy KC and the Sunshine Band.
W latach 1969-75 Maurice był mężem bardzo wtedy popularnej szkockiej piosenkarki Lulu. Wokalista w czasie drugiego małżeństwa, tak daleko zabrnął w alkoholizm, że pewnego dnia, tracąc panowanie nad sobą, zaczął grozić żonie i dzieciom pistoletem. Na szczęście nic się nie stało, a gdy się po wytrzeźwieniu dowiedział się co zrobił, poddał się poważnej kuracji odwykowej.
Barry Gibb: Byliśmy braćmi, ale nie byliśmy przyjaciółmi
Po latach Barry Gibb w rozmowie z "The Irish Times" przyznał, że nie miał okazji porozmawiać z bratem przed jego nagłym odejściem. Muzyk dodał, że również z pozostałymi braćmi nie pożegnał się tak, jakby tego chciał.
"Mam do dziś wyrzuty, że pod koniec nie byliśmy dobrymi kolegami. Zawsze pojawiał się jakiś konflikt. Maurice umierał dwa dni, a ja nie miałem z nim najlepszego kontaktu. Z Robinem potrafiłem porozumieć się w kwestii muzyki, natomiast w innych sprawach nie było nam po drodze. Byliśmy braćmi, ale nie byliśmy tak naprawdę przyjaciółmi. Było tak wiele złych momentów... Szkoda, że tych przyjemnych chwil nie było więcej" - mówił Barry w szczerym wywiadzie dla magazynu "Rolling Stone".
Śmierć Maurice'a była faktycznym końcem Bee Gees - zespół rozwiązano 21 stycznia 2003 r. Trzy lata później Robin i Barry wrócili razem na scenę na kilka koncertów charytatywnych.
20 maja 2012 r. zmarł trzeci z czterech braci - Robin Gibb od wielu miesięcy zmagał się z nowotworem okrężnicy i wątroby. Jego heroiczną walkę z chorobą skrupulatnie relacjonowały światowe media. Choć rak artysty znalazł się wiosną w stanie remisji, Robinowi przytrafiło się zapalenie płuc, co miało fatalny wpływ na jego osłabiony organizm. Muzyk przeszedł zabieg tracheotomii, zapadł w śpiączkę, a rodzina przyjechała się do szpitala, by się z nim pożegnać. Lekarze dawali mu najwyżej kilka dni życia.
Gdy wokalista wybudził się ze śpiączki, wydawało się, że upragniony cud jest blisko. Najbliższych poinformowano, że ma 50 proc. szans na wyzdrowienie. Po tygodniu wypisano Robina ze szpitala. Zmarł po kilkunastu kolejnych dniach.