Mark Knopfler w Krakowie: Braterstwo broni (relacja z koncertu)
Czy facet, który dzierży tytuł rekordzisty trójkowej Listy Przebojów może mieć w Polsce inne przyjęcie niż królewskie? Pytanie retoryczne.
Mowa oczywiście o Marku Knopflerze, który z przebojem "Brothers in Arms" nieistniejącej już grupy Dire Straits trafił na szczyt Listy Przebojów Wszech Czasów. Z brytyjskim muzykiem Polacy czują prawdziwe "braterstwo broni", dzielnie wspierając go przy kasach, kupując płyty i bilety na koncerty. Widać to było wiosną przy premierze ostatniej solowej płyty "Tracker" (szybko pokryła się złotem) i w poniedziałkowy wieczór w Kraków Arenie, która wypełniła się niemal do ostatniego miejsca.
Po kilku chwilach widać było, że Knopfler nie kokietował polskiej publiczności, kiedy mówił o tym, że cieszy się z powrotu do naszego kraju po dwuletniej przerwie. Niespełna 66-latek daleki jest od tanich gestów - tu najważniejsza była muzyka (choć początkowo docierająca na trybuny z problemami; na niedoskonałą jakość dźwięku zwracali uwagę też inni widzowie) i dobra zabawa. Choć niekoniecznie taka do dzikich pląsów, ale też niepotrzebne były poduszki pod głowę (na koncercie były tylko miejsca siedzące). Publiczność nie wytrzymała pod koniec, kiedy zabrzmiały pierwsze dźwięki "Telegraph Road" - wówczas pod samą sceną znaleźli się niemal wszyscy wcześniej grzecznie siedzący na krzesełkach na płycie.
Mark Knopfler promuje obecnie wspomnianą płytę "Tracker", ale bynajmniej nie skupiał się na najnowszym materiale, grając z niego otwierający koncert "Broken Bones" i nieco country'owy "Skydiver". Największe owacje zebrały jednak przede wszystkim nieśmiertelne przeboje Dire Straits: wystawione w środku "Romeo and Juliet" i rozpędzone "Sultans of Swing" oraz zaprezentowane pod koniec "Telegraph Road", "Brothers in Arms" i "So Far Away" (dwa ostatnie utwory zagrane już na bis). To właśnie dzięki nim Mark Knopfler - obdarzony raczej niepozornym, mruczącym głosem, z wyglądu też przecież nie przypominający przystojniaka z rozkładówek - stał się gwiazdą stadionowego rocka w latach 80. To wówczas pokochały go miliony fanów, którzy do tej pory wiernie przy nim stoją, przekazując dobre wzorce kolejnym pokoleniom.
Ostatnie dokonania Knopflera eksplorują przede wszystkim muzyczne korzenie Ameryki, w których odnaleźć można i country, i folk (z dużym naciskiem na celtyckie klimaty), i blues. Jest jednak coś, co sprawia, że nie sposób pomylić go z innym muzykiem - charakterystyczne brzmienie gitary, dzięki któremu Brytyjczyk zaliczany jest do najlepszych gitarzystów wszech czasów; w tych rankingach, w których mniej liczą się szybkie bieganie palcami po gryfie instrumentu i kaskady riffów. Knopfler to mistrz "mniej znaczy więcej": słowa cedzi jakby od niechcenia, podobnie jest z solówkami gitarowymi. A na koncertach często pola ustępuje swojej siedmioosobowej ekipie multiinstrumentalistów (w Krakowie usłyszeliśmy m.in. skrzypce, akordeon, mandolinę, flet czy saksofon - "Romeo and Juliet"!). Sam nie kryje się jednak w cieniu, zmieniając modele gitary niemal w każdym utworze - nie mogło zabraknąć oczywiście charakterystycznego czerwonego Fendera Stratocastera w choćby "Telegraph Road".
Choć niektórzy ziewają przy ostatnich płytach Knopflera, zestaw koncertowy dobrany był z dobrym wyczuciem. Po bardziej żywiołowym początku był czas i na zadumę, i na wzruszenia, by pod koniec znów ruszyć z kopyta. Na trwającej trasie Brytyjczyk ma dwa zestawy bisów - z "Our Shangri La" i "Going Home: Theme from Local Hero" i drugi z "Brothers in Arms", "So Far Away" i "Piper to the End". W Krakowie dostaliśmy ten z trzema piosenkami, ale wymieszany: zamiast "Piper..." był muzyczny motyw z filmu "Local Hero" (polski tytuł "Biznesmen i gwiazdy"). Na taki wybór chyba nikt nie narzekał.
Setlista koncertu Marka Knopflera w Krakowie:
"Broken Bones"
"Corned Beef City"
"Privateering"
"Father and Son"
"Hill Farmer's Blues"
"Skydiver"
"Romeo and Juliet"
"Sultans of Swing"
"Haul Away"
"Postcards from Paraguay"
"Marbletown"
"Speedway at Nazareth"
"Telegraph Road"
Bis:
"Brothers in Arms"
"So Far Away"
"Going Home: Theme from Local Hero".
Michał Boroń, Kraków