Reklama

Mało kto znał go naprawdę. "Nosił w sobie dużo bólu"

Dzień po śmierci Rica Ocaseka jego synowie opublikowali na Facebooku jeden z ostatnich obrazków narysowanych przez artystę. "Nigdy nie zapomnij tego widoku. Uśmiechaj się dalej. Jest tak, jak jest" - brzmiały jedne z ostatnich słów napisane obok surrealistycznych gryzmołów. To na wpół optymistyczne i stoickie jednocześnie spojrzenie na przemijanie było zaskakujące, jak na kogoś, kto ostatnie lata raczej wydawał się osobą rozczarowaną otaczającą rzeczywistością. Słynny muzyk, gdyby żył, kończyłby 80 lat.

Dzień po śmierci Rica Ocaseka jego synowie opublikowali na Facebooku jeden z ostatnich obrazków narysowanych przez artystę. "Nigdy nie zapomnij tego widoku. Uśmiechaj się dalej. Jest tak, jak jest" - brzmiały jedne z ostatnich słów napisane obok surrealistycznych gryzmołów. To na wpół optymistyczne i stoickie jednocześnie spojrzenie na przemijanie było zaskakujące, jak na kogoś, kto ostatnie lata raczej wydawał się osobą rozczarowaną otaczającą rzeczywistością. Słynny muzyk, gdyby żył, kończyłby 80 lat.
Ric Ocasek zmarł w 2019 roku /Kevin Kane/Getty Images For The Rock and Roll Hall of Fame /Getty Images

Chociaż świat pamiętać będzie Rica Ocaseka, jako lidera niezwykle popularnej na przełomie lat 80. i 70. formacji The Cars, nie można zapomnieć o jego drugiej pasji, jaką był sztuka i malarstwo. Pewnie wielu z czytelników siedząc godzinami na zebraniach i biurowych naradach kreśliło na brzegach kartek różnego rodzaju rysuneczki, bazgroły czy inne esy-floresy. Rick był w tym mistrzem, stąd często nazywano go "doodlerem" od angielskiego słowa, oznaczającego właśnie nieumyślne rysowanie różnych gryzmołów. "Rysowałem przez większość mojego życia. To jak myślenie na papierze. To sposób na rozładowanie napięcia i uporządkowanie myśli. To coś, co robię, nie zastanawiając się nad wynikiem" - mówił w jednym z wywiadów.

Reklama

Wokalista The Cars zajmował się rysowaniem od najmłodszych lat. Jego sposób na intelektualny relaks zaczynał się od abstrakcyjnych rysunków, tworzonych najczęściej piórem, ołówkiem, bądź kolorowymi mazakami, aby z czasem przejść w bardziej złożone formy. Ocasek tworzył akrylowe obrazy na płótnie, ale też eksperymentował z fotografią, tworząc kolaże. Jednak to rysowanie było jego największą pasją. Mówił często, że sztuka to sposób na rozładowanie napięcia i uporządkowanie myśli, a jego dzieła to wizualna muzyka. Stworzone przez lata prace były niemal tak samo radośnie popowe, jak muzyka, którą tworzył. Zafascynowany pop-artem, przyjaźnił się z Andy Warholem, który stworzył kilka jego portretów, a nawet wyreżyserował jeden z teledysków do piosenki "Hello Again". "Proces rysowania jest taki sam, jak pisanie piosenki" - twierdził - "Obydwa zaczynają od pustej strony".

Ric Ocasek miał talent do pisania chwytliwych piosenek, które stały za sukcesem grupy The Cars. Potrafił też znaleźć taki sposób ich produkcji, że brzmienie muzyki stworzonej przez bostoński zespół potrafiło pogodzić fanów punka, popu i alternatywnej muzyki. To chyba jeden z powodów nieprzemijającej fascynacji muzyką popularnej grupy. Rivers Cuomo, wokalista grupy Weezer, która zawdzięczała wiele talentowi produkcyjnemu Ocaseka, wspominał jedną z wizyt w jego domowym studio w rozmowie z "Rollling Stone": "Powiedział, że napisanie przebojowej piosenki w stylu The Cars może zająć mu góra pięć minut. Po czym chwycił za gitarę i po chwili zagrał coś niesamowicie pięknego. Kiedy krzyknąłem: 'To doskonałe, nagrajmy to', pomachał tylko rękoma i powiedział 'To zbyt proste, dlatego zwykle skłaniam się ku dziwnym rzeczom, ponieważ jest to bardziej interesujące'".

Może właśnie dlatego przez wiele  lat po rozpadzie słynnej grupy zasłynął swoim talentem produkcyjnym, którym wspierał kariery wielu młodych muzyków, reprezentujących różne style. Zachwycił się talentem awangardowego, elektronicznego duetu Suicide, pracując przy ich albumach i zabierając nawet w trasę koncertową z The Cars. Wspierał punkowców z Bad Religion i dzięki niemu grupa nagrała swój największy międzynarodowy przebój "Punk Rock Song" z albumu "The Gray Race". 

Greg Graffin wspominał, że podczas pracy w studio Ocasek był niezwykle przyjacielski i miał wielką siłę w przekonywaniu do swoich racji. Muzycy formacji nie byli pewni czy wspominana piosenka powinna pojawić się na płycie, ponieważ jest zbyt banalna. Wtedy Ric miał powiedzieć, że "Shake It Up" też pozornie była prostą i głupiutką piosenką, a stała się wielkim przebojem. "Czasami głupia piosenka może okazać się ważnym elementem całej płyty. Jesteś artystą. Pisanie piosenek zawsze jest sztuką. Ty masz to coś" - twierdził.

Ric Ocasek - ojciec chrzestny nowej fali

Wielu dziennikarzy i krytyków muzycznych wielokrotnie podkreślała, że twórczość The Cars ma w sobie coś z surowości nagrań The Velvet Underground, którym ktoś nadał niemal dyskotekowego blasku. Może dlatego kolejne pokolenia młodych twórców, odnajdywało w muzyce grupy inspirację dla swojej działalności. Przeboje bostońskiego kwintetu były pomostem między przeszłością i nadchodzącą nową falą punka i rocka alternatywnego, a Ric Ocasek okazał się ojcem chrzestnym nowej fali, wykuwając brzmienie tego nurtu na debiutanckim albumie Weezer. W pewnym momencie, po sukcesie "Blue Album" wszystkie amerykańskie alternatywne zespoły chciały brzmieć niczym Kalifornijczycy. 

Wokół Rica Ocaseka istniała pewna aura tajemniczości. Schowany za czarnymi okularami, zawsze ubrany na czarno wyglądał bardziej niczym lider undergroundowej formacji niż jednego z najpopularniejszych popowych zespołów na świecie. Skrupulatnie dbał o to, aby jego prywatne życie nie stanowiło tematu dla dziennikarzy. Oczywiście do czasu jego małżeństwa z Pauliną Porizkovą, słynną modelką, którą poznał na planie teledysku "Drive", ale nawet później kontrolował przepływ informacji, jakie pojawiały się w prasie. 

Po zakończeniu działalności pod szyldem The Cars wycofał się na jakiś czas z publicznego życia. Na długie lata na miejsce aktywności wybrał swoje studio nagraniowe, zbudowane w piwnicy domu oraz słynne nowojorskie "Electric Lady". Jednak nawet kiedy pracował w domu, zawsze schodził na dół elegancko ubrany z kubkiem ulubionej kawy. Paulina Porizkova wspominała, że nigdy nie pojawił się w dresach, ponieważ uważał, że jest to jego praca i nigdy nie wiadomo, kto może wpaść w odwiedziny. Drzwi jego pracowni zawsze były szeroko otwarte, dla wszystkich, którzy chcieli dzielić z nim muzyczne fascynacje i poszukiwali nowych środków swojego artystycznego wyrazu.

Ric Ocasek: "Naprawdę chciał być szczęśliwy"

Chociaż historia The Cars od wielu lat była zamkniętym rozdziałem, która zdaniem przyjaciół była dla Ocaseka, nieco bolesnym wspomnieniem, to coś się zmieniło na krótko przed śmiercią Benjamina Orra. Obaj muzycy pogodzili się i wymazali dawne waśnie, a samo odejście byłego przyjaciela, okazało się ogromnym emocjonalnym przeżyciem, którego wynikiem była piosenka "Silver" z solowego albumu "Nexterday". Muzyk zaczął też częściej kontaktować się z pozostałymi członkami grupy, w efekcie czego zespół zjednoczył się, wydając w 2011 roku finalny album "Move Like This".

W ostatnich latach życia Ocasek wydawał się jednak coraz bardziej rozczarowany muzycznym rynkiem, jego miałkością, promowaniem gwiazd pozbawionych, jego zdaniem, charyzmy i talentu. Uważał, że przemysł fonograficzny przypomina powoli bardziej taśmę produkcyjną w fabryce niż miejsce artystycznej kreacji. Sam też nie był zadowolony ze swojej pracy. Podobno zajmował się nowymi piosenkami, które miały stać się zalążkiem kolejnego albumu The Cars. Nie potrafił jednak ich ukończyć i znaleźć właściwego kierunku. Paulina Porizkova w jednym z wywiadów ujawniła, że piosenki miały niemal popową słodycz i bardzo mroczne teksty.

Była żona tak w rozmowie z "Rolling Stone" komentowała sposób, w jaki świat przez lata odbierał jej męża. Jego chłodny i zdystansowany wizerunek, który kontrastował ze wspomnieniami najbliższych. "Był kimś, kto naprawdę chciał być szczęśliwy i naprawdę starał się o szczęście, jednak nosił w sobie jednocześnie dużo bólu. Ten wizerunek, szczupła sylwetka i poważna twarz, schowana wiecznie za czarnymi okularami sprawiały, że wiele osób uważało go za niedostępnego dziwaka. Jednak kiedy zsunął okulary na czubek nosa i zobaczyło się jego piękne, niebieskie oczy, a do tego uśmiechnął się w moim kierunku, to było cudowne uczucie, jakby w pochmurny dzień wyszło piękne słońce".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: The Cars
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy