Kościelna afera i pijany raper. Ci muzycy wywołali telewizyjne skandale!

Sinead O'Connor /Ron Galella, Ltd./Ron Galella Collection /Getty Images

Nic tak nie pomaga w promocji jak mały skandal od czasu do czasu. Stara zasada gwiazd jest ciągle aktualna. Mało kto zapamięta dobry, ale grzeczny koncert w telewizji, za to skandalizującym widowiskiem ludzie będą żyć jeszcze przez kilka tygodni. Przekonali się o tym niedawno choćby Sam Smith i Kim Petras. Ich występ na gali Brit Awards skończył się setkami skarg oburzonych widzów. Wszystko dlatego, że artyści wystąpili z tancerzami ubranymi w skórzane i lateksowe stroje. Zdaniem niektórych - zbyt wyzywające. Dla jednych tego typu występ to wielki skandal, inni powiedzą, że nie takie rzeczy już w życiu widzieli. Przypominamy kilka sytuacji, kiedy połączenie "muzyk plus telewizja" okazało się wyjątkowo kontrowersyjne.

Scenografia przypominająca warsztat samochodowy, a wokół tłum ubrudzonych "smarem" tancerzy. W centrum oczywiście Sam Smith i Kim Petras śpiewający, niezbyt grzeczną, ale też nieszczególnie szokującą piosenkę "Unholy" - tak wyglądał, jak się okazało, najbardziej kontrowersyjny moment brytyjskiej telewizji w tym roku. Części widzów ten obrazek zdecydowanie się nie spodobał. Skargi wysyłane do brytyjskiego regulatora dotyczyły też pocałunku na scenie i tego, że do stroju Samów Smithów dołączył w pewnym momencie kapelusz z rogami. Niektóry uznali to za promocję satanizmu. Co ciekawe, kilka dni wcześniej podobne kontrowersje wzbudził występ duetu na gali Grammy. Po tym wykonaniu padały nawet oskarżenia o przeprowadzanie na scenie satanistycznego rytuału. Okazuje się jednak, że największe emocje występ wzbudził wśród konserwatywnych polityków i niektórych widzów, bo sami przedstawiciele Kościoła Szatana w USA raczej nie byli pod wrażeniem i stwierdzili, że popisy Samów oraz Kim to nic szczególnego.

Reklama

Janet Jackson, Justin Timberlake i... Nipplegate

Planowane kontrowersje to w telewizji częsty zabieg. Największe zamieszanie w historii wywołały jednak te rzeczy, które wcale planowane nie były. Trudno przecież przewidzieć na przykład "awarię" garderoby. Lenny Kravitz i Harry Styles doskonale wiedzą, co oznacza pęknięcie spodni na scenie, ale żaden z nich nie wywołał takiego skandalu jak w 2004 roku Janet Jackson i Justin Timberlake. Artyści występowali przed milionami telewidzów, w przerwie finału Super Bowl. Mało kto jednak pamięta dzisiaj, co śpiewali, bo cały świat skupił się na stroju Janet Jackson. A raczej jego braku. Pod koniec występu Justin chwycił za fragment kreacji, która rozdarła się w tak pechowy sposób, że odsłoniła pierś Janet. Co prawda trwało to tylko moment, ale ten moment wystarczył, żeby wywołać światowy skandal, oburzyć widzów i nałożyć na stację CBS ponad pół miliona dolarów kary (ostatecznie ją anulowano). Prawdziwe konsekwencje przyszły jednak później. Na Janet Jackson spadła fala krytyki, artystka trafiła też na "czarną listę" kilku stacji telewizyjnych i jeszcze długo musiała przepraszać za Nipplegate, jak nazwano wydarzenie. Justin Timberlake też tłumaczył się ze sprawy, ale w pewnym momencie odciął się od Janet. Czego zresztą po latach żałował.

Kanye West i Miley Cyrus, czyli skandale podczas MTV VMA

Miejscem telewizyjnych skandali stają się często gale i wręczenia nagród. O ile imprezę można zaplanować tak, żeby zminimalizować ryzyko wpadek, o tyle trudno kontrolować występujących gości. Tym bardziej, kiedy w strefie VIP leje się szampan. Na własnej skórze przekonali się o tym organizatorzy MTV Video Music Awards. W 2009 roku, kiedy nagrodę odbierała Taylor Swift, na scenę wtargnął Kanye West, ale niekoniecznie po to, żeby pogratulować zwyciężczyni. Raper wyrwał artystce mikrofon i powiedział, że cieszy się z jej sukcesu, ale to Beyoncé miała jeden z najlepszych teledysków wszech czasów, po czym wrócił na miejsce. Taylor nie wiedziała, jak zareagować, publiczność była w szoku, a skandal miał ciąg dalszy już poza kamerami. Beyoncé nie spodziewała się takiego obrotu spraw i było jej tak przykro z powodu Swift, że się popłakała. Nieco mniej wrażliwa okazała się Pink, która podeszła do Westa i prosto z mostu powiedziała, co myśli o jego zachowaniu. Skandal zapoczątkował też wieloletni konflikt rapera z Taylor Swift. Sam Kanye został skrytykowany nawet przez prezydenta Baracka Obamę. Ostatecznie artysta przeprosił, tłumacząc, że chyba wypił za dużo alkoholu.

Dokładnie 4 lata po aferze z nagrodą gala VMAs stała się miejscem kolejnego skandalu. Tym razem w roli głównej wystąpiła Miley Cyrus. Wokalistka, która zasłynęła rolą Hannah Montana, tym razem zaprezentowała coś, co zszokowało jej nastoletnich widzów, a pewnie jeszcze bardziej ich rodziców. Miley, ubrana w lateksowy stój, ocierała się podczas występu o krocze Robina Thicke, prezentując przy tym widzom swój język. Tego samego języka użyła później do lizania szyi wokalisty. Smaczku sprawie dodał fakt, że wszystko działo się podczas wykonywania utworu "Blurred Lines", który wzbudził sporo kontrowersji i był krytykowany między innymi za seksizm. Skoro mowa o krytyce - występ Miley i Robina odbił się szerokim echem. Cyrus przyznała nawet, że miała traumę po tym wydarzeniu, ale wcale nie z powodu kontrowersji. Dla artystki występ na dobre rozpoczął bowiem erę "niegrzecznej Miley", a tym, co oburzyło wokalistkę, były memy z indyczymi głowami doklejonymi do jej ciała. Cyrus tak źle zniosła żarty ze swojej chudej sylwetki, że na kilka lat zrezygnowała z noszenia bikini.

Madonna i jej pocałunki

Niektóre wydarzenia nie mają nic wspólnego z przypadkiem, ale i tak wywołują niemałe zamieszanie. Tak było ze wspólnym występem Madonny i Britney Spears na - a jakże - gali MTV VMAs w 2003 roku. Artystki pocałowały się na scenie, a całemu wydarzeniu przyglądała się stojąca obok Christina Aguilera. Dzisiaj pewnie skończyłoby się na internetowych filmikach i sprawa ucichłaby po kilku dniach, ale wtedy wydarzenie wywołało ogromny szok. Efekt: konserwatyści widzieli w występie skandal i początek upadku cywilizacji, producenci świętowali wysokie wyniki oglądalności, Britney oficjalnie zerwała z wizerunkiem grzecznej dziewczyny z sąsiedztwa, a Madonna była zachwycona, bo znów okazała się królową prowokacji. Madonna zresztą całowała w kolejnych latach na scenie kilka innych osób, między innymi swoich tancerzy, a nawet rapera Drake’a, ale akurat jego mina na festiwalu Coachella była znacznie mniej zadowolona niż Britney.

Wspomniana Madonna ma na koncie wiele skandali, a telewizja zawsze była dla niej idealnym polem do popisu. Spore kontrowersje wywołał między innymi teledysk do utworu "Like a Prayer". Już sama piosenka, łącząca religię i seksualne podteksty, wywołała oburzenie wśród katolików, a klip, nawiązujący do wiary, seksu, a na dodatek rasizmu, wywołał burzę. Oburzonych było chyba więcej niż tych, którym teledysk nie przeszkadzał. Kontrowersje tylko pomogły w promocji piosenki, która stała się światowym przebojem, ale też doprowadziły do nietypowej interwencji. Watykan był tak oburzony całą sprawą, że wezwał do bojkotu firmy Pepsi, która użyła utworu w reklamie swojego napoju. Na wezwaniach się skończyło, bo producent napoju tylko liczył zyski, a Madonna zacierała ręce z radości, że kolejny raz udało jej się zaszokować świat.

Sinéad O’Connor i skandal z papieżem w tle

Wśród telewizyjnych skandali z udziałem muzyków trudno znaleźć coś, co wywołało większe oburzenie niż protest Sinéad OConnor w Saturday Night Live. W 1992 roku wokalistka była tam muzycznym gościem. Sinéad wykonała a capella utwór Boba Marleya "War", a na koniec podarła zdjęcie Jana Pawła II i rzuciła je na ziemię. Artystka apelowała przy tym: "Walczcie z prawdziwym wrogiem". W ten sposób O’Connor protestowała przeciwko przypadkom wykorzystywania seksualnego w kościele katolickim. Występ wywołał prawdziwą burzę. Telewizja NBC otrzymała tysiące skarg, Sinéad została skrytykowana nawet przez - uwaga - Madonnę, a Joe Pesci, który był gościem programu w kolejnym tygodniu, pokazał przed kamerą sklejoną fotografię i przepraszał za wokalistkę. 

O’Connor natychmiast trafiła na telewizyjną czarną listę, kilka tygodni później została wybuczana podczas koncertu z piosenkami Boba Dylana, poza tym dla wielu katolików stała się wrogiem numer jeden. Sprawa zdjęcia miała też drugie dno. Fotografia była pamiątką po matce Sinéad. Kiedy kobieta porzuciła córkę, przyszła gwiazda trafiła pod opiekę zakonnic. Sinéad O’Connor wspominała po latach, że to zdjęcie było dla niej podwójnym symbolem kłamstw i nadużyć, a ludzie, który ukrywali cudze krzywdy, byli tak samo źli jak jej matka. Dzisiaj, po ujawnieniu wielu afer pedofilskich w kościele i skandali wokół tuszowania ich, świat zupełnie inaczej patrzy na tamten występ.

Ashlee Simpson, Mariah Carey i ich pamiętne występy z playbacku

Oczywiście w takim zestawieniu nie może zabraknąć ulubionej kategorii wielu widzów, czyli "nieudany playback". W telewizji takie wspomaganie się artysty to dzisiaj nic specjalnie szokującego, ale kiedy coś pójdzie nie tak, natychmiast odzywają się głosy oburzenia. Przekonała się o tym Ashlee Simpson. Amerykańska gwiazdka w 2004 roku była gościem Saturday Night Live. Po bezproblemowym wykonaniu singla "Pieces of Me" artystka przymierzała się do zaśpiewania kolejnego utworu, ale wtedy z głośników popłynął, dobrze już widzom znany, wokal do poprzedniej piosenki. Simpson nie bardzo wiedziała, co robić, więc szybko zeszła ze sceny. Po latach Ashlee wyznała, że chciała śpiewać na żywo, ale miała problemy z głosem i jej ekipa zasugerowała skorzystanie z playbacku. Cóż, to nie był najlepszy wybór.

Do grona użytkowników playbacku należy wielu artystów. Niektórzy ciągle zaprzeczają, inni przyznają się do korzystania od czasu do czasu ze zdobyczy techniki. Beyoncé "nie zaprzeczyła", że używała gotowej ścieżki wokalu podczas inauguracji prezydenckiej Baracka Obamy w 2013 roku. Tę gwiazdę trudno podejrzewać o brak umiejętności, a tym bardziej unikanie prób. Beyoncé tłumaczyła jednak, że nie było czasu na przećwiczenie występu z orkiestrą, a podczas takich wydarzeń nie można sobie pozwolić na wpadkę. Dlatego na takie okazje artyści często mają w pogotowiu nagraną wcześniej ścieżkę. Wpadkę - i to z playbackiem - zaliczyła za to Mariah Carey, która wystąpiła na transmitowanej na żywo imprezie sylwestrowej w 2016 roku. Artystka świetnie się bawiła, wyciągała wszystkie dźwięki nawet bez otwierania ust, a nawet mówiła w czasie, kiedy z głośników płynęły skomplikowane partie wokalne w jej wykonaniu. W pewnym momencie wokalistka rzuciła do publiczności: "Nie mieliśmy czasu na próbę, ale to nie problem". Oczywiście, po próbie nie byłoby tak wesoło. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Sinead O'Connor | Kanye West | Taylor Swift | Madonna | Mariah Carey
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy