"Kopniak w samo serce"
Pod koniec lat 90. Moon był jednym z najgłośniejszych "projektów na boku" polskiej sceny metalowej. Blackmetalowy twór kierowany przez Cezara (wokal / gitara) cieszył się wówczas podobną popularnością, jak jego macierzysta formacja Christ Agony. Dziś jego lider powraca z trzecią, a zarazem pierwszą od 11 lat płytą Moon o diabelskim tytule "Lucifer's Horns".
Ze studyjnego projektu Moon przeobraził się w zespół z krwi i kości, co w 2009 roku udowodnił na trasie u boku m.in. Azarath. Może właśnie dzięki temu album ten jest aż tak wściekły. - Na pewno jest to najbardziej brutalny album jaki kiedykolwiek nagrałem. Wykorzystałem możliwość ekspresji prawie do zenitu. Wiem, że ten album jest wyznacznikiem nowej drogi dla Moon, i tym chętniej tą drogą będę podążał - zapewnia Cezar, który w długiej rozmowie z Bartoszem Donarskim zdradza również najbliższe plany Christ Agony.
Gdy rozmawialiśmy ostatni raz w 2008 roku po wydaniu "Condemnation" Christ Agony, nie przypominam sobie, byś wspominał coś o ewentualnym wskrzeszeniu Moon. To pomysł, który przyszedł ci do głowy dopiero w 2009, czy może od dawna rozważałeś możliwość powrotu tej nazwy na scenę?
- Myślałem o tym od dłuższego już czasu, ale czekałem tylko na dogodną chwilę, aby temu sprostać. Nie wystarczały mi jedynie szkielety nowych kompozycji, gdyż potrzebowałem całego zespołu do zrealizowania wizji nowej płyty. Co prawda pierwsze kompozycje na ten nowy album powstały już przeszło dwa lata temu, ale całość zaczęła nabierać odpowiedniego kształtu, jak przeprowadziłem się do Lublina. Tam poznałem gitarzystę Soul Snatcher Gonthiego i właśnie z nim zaczęliśmy na nowo aranżować zrobione już przeze mnie utwory i komponować nowe. Trwało to ponad rok zanim weszliśmy do studia. W międzyczasie zaprosiliśmy do współpracy Vizuna na perkusję i Mścisława na bas.
Choć ostatnia płyta Moon ukazała się ponad 10 lat temu, przez ten okres wydałeś z Christ Agony / Union dwa duże albumy i EP-kę, trudno więc mówić, że twoja styczność ze sceną byłą ograniczona, właściwie cały czas trzymałeś rękę na pulsie. Zastanawiam się jednak, czy te 10 lat zmieniły coś w twoim podejściu do muzyki Moon, twojego pomysły na ten zespół?
- Zapewne. Nowy album jest niejako tego dowodem. W nowym Moon nie ma już miejsca na instrumenty klawiszowe i wypełnianie przestrzeni ich pasażami. Duży nacisk położyliśmy na brzmienie gitar, bo właśnie chodziło nam o efekt płyty bardziej "gitarowy" niż symfoniczny. Dużą rolę na nowej płycie odgrywa też w końcu cały zespół. Chodzi mi o zgranie całości z pełnym składem. Materiał na ten album jeszcze przed nagraniami ogrywany był dość często na próbach. Kiedyś nie było o tym mowy.
- Wcześniejsze płyty Moon powstawały praktycznie w studio nagraniowym z zaproszonymi specjalnie na tą okazję muzykami. Oczywiście materiał był już przeze mnie wcześniej przygotowany w zaciszu domowym, ale cała obróbka i pełny aranż utworów odbywał się właśnie w studio. Nagrywając nowy materiał Moon chciałem tym bardziej podkreślić różnicę między dwoma zespołami, których jestem głównym pomysłodawcą i kompozytorem. Nie wiem, czy do końca mi się to udało, ale przynajmniej próbowałem (śmiech).
"Lucifer's Horns" jest chyba najbardziej intensywnym i wściekłym dokonaniem w dorobku Moon. To bardzo szybka płyta, w której gęsto od blastów. Nie ma tu zbyt wiele miejsca na eksperymenty czy symfoniczną ornamentykę. Skąd ta bezwzględność?
- Na pewno jest to najbardziej brutalny album jaki kiedykolwiek nagrałem. Wykorzystałem możliwość ekspresji prawie do zenitu. Wiem, że ten album jest wyznacznikiem nowej drogi dla Moon, i tym chętniej tą drogą będę podążał. Ale póki co, czekamy wszyscy na premierę tego materiału. Założeniem moim było nagranie tego materiału z całym, pełnym składem, tym bardziej cieszy fakt zarejestrowania całego materiału na żywo, bez komputerowych wstawek i samplowania, czy modnego ostatnio rampingu. Perkusja została przez Vizuna nagrana w przeciągu niespełna 19 godzin. Z nagraniem gitar i basu było podobnie; nie traciliśmy czasu w studio na eksperymenty i dopracowywanie wszystkich szczegółów. Chyba właśnie przez to przekaz całego albumu jest właśnie taki.
Black / deathmetalowa agresja to jednak nie wszystko, co proponujesz na nowym albumie Moon. Choć w porównaniu do Christ Agony, Moon zawsze wydawał mi się bardziej tworem nastawionym na uwolnienie swego rodzaju pierwotnych instynktów, i tu nie brakuje pewnego rodzaju klimatu, który unosi się nad całością materiału. Moim zdaniem pomyli się ten, kto sądzi, że jest to wyłącznie "siłowe granie" w ramach wulgarnego black / death metalu, w którym o budowanie większej atmosfery raczej ciężko. Mimo tej intensywności, odnajduję tu oba te pierwiastki: siłę i klimat, co wydaje się nie tyle cenne, co nierzadko trudne do połączenia. Tobie się jednak udało. Jak znajdujesz ten złoty środek?
- Nie mam chyba z tym problemu, bo nawet tak naprawdę nie zastanawiam się nad tym. Uwalniam się od jakichkolwiek skojarzeń i daje się ponieść prawdziwej i niczym nie skażonej inspiracji. Niektóre z tych utworów, które znalazły się na "Lucifer's Horns" skomponowałem w dość szybkim tempie, co pozwoliło mi właśnie zachować ten taki pierwotny bunt i wściekłość. Im dłużej dopieszczałbym każdy fragment z poszczególnego utworu - to tym bardziej byłby on rozmyty i taki rozmemłany. Chciałem tego uniknąć. Takie też są utwory skomponowane przez Gonthiego i Mścisława. Nie chciałem być jedynym twórcą całego materiału, a utwory, które chłopaki skomponowali bardzo pasowały do mojej wizji całego albumu, przez co sam materiał zyskał na różnorodności.
O ile się nie mylę, dotąd ani na płytach Moon, ani na albumach twojej macierzystej formacji, nie pojawiały się utwory w języku polskim. Zawarte na "Lucifer's Horns" numery "Zwiastowanie ognia" i "Czarny horyzont" są więc, w tej materii, zupełną nowością. Ostatni ze wspomnianych utworów to istna perełka w twoim dorobku. Nie sądzisz, że siła oddziaływania tekstów w ojczystym języku jest nieporównanie większa?
- Oj tak, zgadzam się w pełni. Choć nieprawdą jest, iż wcześniej z tego typu ekspresji i wyrażania myśli nie korzystałem. Sprawdziłem już to na nagranym ponad 13 lat temu albumie Christ Agony "Darkside". Ale faktem jest, że zupełnie inaczej jest stać przed mikrofonem i w języku ojczystym przekazywać swoje własne myśli i przemyślenia. Tym bardziej nie miałem problemu pisząc liryki do tych dwóch utworów, gdyż nie są to moje kompozycje. "Zwiastowanie Ognia" jest autorstwa Mścisława, a "Czarny Horyzont" Gonthiego. W tym przypadku miałem większe pole do popisu i doskonałą inspirację do tworzenia liryków. Myślę, że w pełni oddałem klimat muzyki, a jednocześnie zachowałem spójność w samej koncepcji lirycznej albumu.
Z brzmienia nowej płyty również możesz być zadowolony. Przy tej gęstości udało się zachować selektywność, nie jest to zbita masa dźwięków, z której domyślasz się "o co chodziło autorowi", że się tak wyrażę. Produkcyjne album cechuje wyrazistość, ale i pewna ostrość, surowość. I chyba o to chodziło?
- Wszystkie zamierzenia co do nagranego materiału, jak i jego strony realizacyjnej, zostały przez nas spełnione. Oczywiście nie byłoby takiego efektu, gdyby nie Arek "Malta" Malczewski. To właśnie jemu powierzyłem realizację tego albumu. Była to nasza pierwsza wspólna praca, także zapewne każdy z nas miał pewne obawy wobec siebie. Ale pomimo wszystko zajebiście się nam razem pracowało i mam nadzieję w przyszłości to powtórzyć. Ciężko jest uzyskać selektywność w dość gęstym graniu, ale tak jak mówiłem wcześniej - każdy z nas nagrywał już wcześniej i nie jest to pierwsze zderzenie ze studiem nagraniowym.
Czy skompletowanie nowego składu Moon było większym problemem? Biorąc pod uwagę trasę z Azarath w 2009, podejrzewam, że chodziło ci nie tyle o muzyków sesyjnych, co skład z krwi i kości, z którym można też pograć na żywo.
- O tak, prawdę powiedziawszy, gdy rozpocząłem pracę nad albumem, wraz z Gonthim rozglądaliśmy się za resztą składu, która dokończyłaby dzieła. Chodziło nam przede wszystkim o perkusistę z polotem, który dźwignąłby ciężar i agresywność tych utworów. Przed tą mini-trasą z Azarath, Neolith i Hell United nie mieliśmy jeszcze skompletowanej całości, więc zaproponowaliśmy udział w tych koncertach Hexenowi z Hate i Krissowi z Hell United. To był prawdziwie spontaniczny skład, ale daliśmy rade, pomimo braku prób. Tym bardziej te koncerty zmotywowały nas do skompletowania pełnego składu. Jako że mieszkałem wtedy w Lublinie nie było z tym problemu. Scena lubelska obfituje w metal!
W wersji CD album wieńczy nowa wersja "Daemon's Heart". Mimo że w kwietniu ukazały się wznowienia dwu pierwszych albumów, postanowiłeś raz jeszcze podejść do tego kawałka. Dlaczego akurat ten numer?
- Chyba dlatego, że ten song to już prawie hymn! Dość krótki kopniak w samo serce! Wersja z nagraną na żywo perkusją, myślę że jest o wiele ciekawsza i z większym pazurem.
Niedawno, bo 18 sierpnia, minęła piąta rocznica śmierci Docenta, z którym współpracowałeś przy pierwszym albumie Moon. Prawdę mówiąc, aż zdziwiłem się, że to już pięć lat. To był twój dobry kolega, czy po prostu znajomy? Jak go pamiętasz?
- Przede wszystkim był moim przyjacielem, a współpraca z nim była samą przyjemnością, czy to grając próby Christ Agony, kiedy przygotowywaliśmy utwory na album "Elysium", czy też pracując w domu nad utworami na debiutancki krążek Moon. Mieliśmy podobny gust muzyczny, więc tym bardziej rozumieliśmy się, pracując wspólnie. Obaj słuchaliśmy dużo różnej muzyki, nie tylko stricte metalowej. Docent pozostanie w mej pamięci na długo.
Od co najmniej kilku lat, nie tylko na świecie, ale i ostatnio w Polsce, obserwujemy powroty na scenę zespołów z "dawnych lat". Jakiś czas temu wrócił Pandemonium, niedawno Armagedon, teraz Magnus, no i, rzecz jasna, Moon; brakuje jeszcze Imperatora, choć do tego Bóg pewnie już nie dopuści. Kibicujesz tego rodzaju przedsięwzięciom?
- No akurat Boga bym w to nie mieszał (śmiech). A czy kibicuję - no pewnie, że tak. Sam jestem bardzo zadowolony z tego, że Armagedon jest już "czynny", a ich nowa płyta pojawiła się na rynku.
Korzystając z okazji zapytam o plany Christ Agony. Ostatni album ukazał się pod koniec 2008 roku. Szykuje się coś nowego?
- Właśnie oczekujemy październikowej trasy koncertowej w kraju. Zagramy u boku Decapitated, Hate, Vedonist, Nammoth i włoskiego Nerve. Przygotowujemy się do tego wydarzenia dość prężnie, gdyż chcielibyśmy, aby każdy koncert z tej trasy był wyjątkowy. Nie wiem czy nam się to uda, ale staramy się wyruszyć na tej trasie z kilkoma nowymi wzorami koszulek i specjalną 3-płytową reedycją pierwszych płyt zespołu.
- Trasa ta dla mnie i Christ Agony będzie na pewno dość szczególna - tak jak skład zespołu. Reyash w tym czasie koncertuje z Vader, więc jego miejsce zajął Mścisław, a w miejsce Vizuna, który kilka dni temu zrezygnował, pojawi się Hellrizer. Tym bardziej jestem napompowany energią, aby w tym składzie dopier***** porządny set koncertowy.
- Po trasie zabieram się za ostateczne selekcjonowanie utworów na nowy album. Studio nagraniowe mamy już zaklepane na przełom grudnia i stycznia, więc czasu nie jest zbyt wiele. Na szczęście materiał jest już skomponowany i trzeba tylko dokonać niewielkich, wręcz chirurgicznych cięć. Płyta "Nocturn" ukaże się na wiosnę przyszłego roku. Co więcej - przyszły rok obfitować będzie także w wydanie albumu na XX-lecie zespołu. Niestety nie udało się nam przeskoczyć typowo finansowych spraw, dlatego też album jubileuszowy "Decades Of Blasphemy" ukaże się w przyszłym roku.
Dziś Księżyc w pełni, rzecz by można, zatem jakieś koncerty wieczorową porą chyba się nam należą?
- Oczywiście bardzo bym chciał ten album promować na koncertach, bo sam materiał jest iście koncertowy. Ale nie zależy to tylko i wyłącznie ode mnie. Każdy z nas ma swoje, nie tylko muzyczne, obowiązki, i ciężko będzie to wszystko pogodzić. Jak na razie z niecierpliwością oczekujemy premiery nowego albumu. Sam jestem bardzo ciekaw, jaki będzie oddźwięk tej płyty w Polsce i na świecie. Póki co zawalony jestem w wywiadach i nie mam czasu wziąć gitary do ręki (śmiech). No ale nikt nie mówił, że będzie lekko.
Dzięki za rozmowę.