Kiedyś to był Jarocin, a teraz nie ma czasów [FELIETON]
Od ostatniego Jarocina marzył mi się tekst zaczęty cytatem: "Najbardziej mnie teraz wkur*ia u młodzieży to, że już więcej do niej nie należę". Po zobaczeniu nazwy koncertu "Był kiedyś Jarocin" w końcu nadszedł ten moment.
To, że kiedyś były czasy, a teraz to nie ma czasów, bawi mnie, odkąd ktoś to w ogóle pierwszy raz powiedział, bo wiecie... "Kiedyś to dzieci grały w klasy, a nie ledwo oczy otworzy i już te komputery i telefony", mówi zazwyczaj ktoś, kto budzi się rano i sprawdza, jak tam powiadomienia na Facebooku, jadąc do pracy ogląda śmieszne kotki na Youtube, a potem bez sensu przegląda Instagrama albo odpala serial na Netflixie, bo co innego robić, żeby odpocząć, nie?
Kiedyś to ogólnie było lepiej, nawet jeśli do szkoły trzeba było najpierw przejść trzy kilometry w śniegu po kolana, potem naprawić zepsuty szkolny autobus, przebić się przez stado wilków, a w drodze powrotnej do domu jeszcze coś upolować, bo w sklepach tylko musztarda i ocet. Ale człowiek przynajmniej zaradny był i kondycję miał. *Mem z tatą Ludwiczka*
Jak były te czasy, to był też Jarocin. Przy ostatniej edycji, gdzie na scenie pojawili się m.in. Ralph Kaminski i Brodka, ludzie od razu mówi, że "Aaa, kiedyś to był punkowy festiwal, a nie takie pitu pitu". Z drugiej strony "weterani jak Kobranocka i Sztywny Pal Azji powinni już zejść ze sceny i dać miejsce młodym". Tylko, że... Jarocin nie był z założenia punkowym festiwalem.
Przypominam, że to był "Ogólnopolski Przegląd Muzyki Młodej Generacji". Zanim ktoś każe mi się iść douczyć: wiem, że potem zmienił nazwę na Festiwal Muzyków Rockowych, ale - uwaga numer dwa - wtedy rock i punk rock były muzyką młodych. Nawet stwierdzenie, że punk był w pewien sposób mainstreamem, myślę, że nie będzie tu na wyrost. Dlatego też na scenie pojawiały się Siekiera, Dezerter czy Armia.
Teraz, żeby zrobić przegląd muzyki młodych, trzeba by było zaprosić nie tylko Ralpha i Brodkę, ale i Zdechłego Osę, Matę czy inne rapsy. Nóż prosto w stare, punkowe serce, przepraszam. Ciekawie też było obserwować to, jak na Jarocinie w przerwach Dużej Sceny, odpalała się ta mniejsza, a wszyscy narzekający, że tam tylko wielkie nazwy z radia, nie szli zobaczyć nowych zespołów z Małej Sceny, tylko woleli postać w kolejce po piwo czy do toitoi, bo jednak trzeba zdążyć na znane i lubiane.
Jarocin Festiwal 2022: Mery Spolsky nie przestaje zaskakiwać!
Mery Spolsky to kolejna artystka, która pojawiła się na scenie w Jarocinie. Publiczność usłyszała m.in. "Trapowe opowiadanie", "Bigotkę" i "Cekinową bombę".
Też i moje serce, gust muzyczny i mózg są starsze o jakieś 20 lat niż pesel wskazuje, i chciałabym pobawić się na Jarocinie znanym mi wyłącznie z nagrań i opowieści, bo w 1988 roku nie było mnie nawet w planach moich nieletnich wtedy jeszcze rodziców. Ale jeśli na scenie pojawiają się The Stubs, Wrona czy The Bullseyes, to chowam moją punkową legitymację do kieszeni i grzecznie zachwycam się dobrą muzyką.
Tym przydługim wstępem dobijam do nazwy "Był kiedyś Jarocin". Na koncercie padło tam ze sceny: "Jarocin wciąż jest..." (Oliwka wykrzykuje: no właśnie!) "... w naszych sercach". Ech. Żeby nie było, że chcę zdelegalizować starsze zespoły - fajnie posłuchać legend, przypominających koncerty sprzed 30 lat. Było duszno, gorąco i głośno, czyli wszystko tak, jak trzeba. Ale... ja tam rozkładam mapę i Jarocin jest, gdzie był.
Czytaj także: