Joy Villa na Grammy: Etatowa prowokatorka z wizją czy z parciem na szkło?

Joy Villa wymyśliła swój nietypowy pomysł na zdobycie chociażby chwilowej sławy. Zasada jest prosta – zabłysnąć na Grammy zanim zjawią się prawdziwe gwiazdy. W jaki sposób przykuć w tym czasie uwagę fotoreporterów? Najlepiej czymś kontrowersyjnym.

W co gra Joy Villa?
W co gra Joy Villa?Jamie McCarthyGetty Images

Tegoroczna gala Grammy zdominowana została przez jeden symbol - białą różę. Gwiazdy (zarówno kobiety, jak i mężczyźni) chcąc pokazać swoją solidarność z akcjami #MeToo i Time's Up postanowiły przyjść na imprezę właśnie z tym kwiatem lub włączyć go do swojej kreacji.

W białej kreacji, ale niosącej zupełnie inne przesłanie postanowiła zaprezentować się natomiast wokalistka Joy Villa. Na dole jej sukni znalazło się narysowany płód w tęczowej otoczce, a komplet dopełniała biała torebka z napisem "wybierz życie".

Villa postanowiła zadeklarować swoje poparcie dla ruchów pro-life i sprzeciw dla liberalizacji prawa aborcyjnego. Aby jej przekaz nie zginął w natłoku medialnych doniesień z czerwonego dywanu gali Grammy, Villa pojawiła się oczywiście jako jedna z pierwszych osób na ceremonii.

W rozmowie z telewizją Fox stwierdziła: "W tym roku zdecydowałam się na wysłanie komunikatu do świata, tak jak robię zawsze na czerwonym dywanie. Jestem za życiem". Villa dodała także, że inspiracją dla jej kreacji były również wydarzenia z jej życia. Wokalistka w wieku 21 lat adoptowała dziecko.

Jeżeli celem piosenkarki było wywołanie chociaż chwilowego zainteresowania swoją osoba, to zdecydowanie jej się to udało. O manifeście Villi napisano we wszystkich liczących się serwisach plotkarskich i muzycznych.

Joy Villa w 2018 roku na gali GrammyJamie McCarthyGetty Images

Gdzie można szukać powodów w takiej deklaracji swoich poglądów u Villi? Po pierwsze wokalistka potrzebowała się wyróżnić, a stając w obronie kobiet, w tym roku zlałaby się z tłumem (mimo że, o czym nieco dalej, miała powody, by wspierać napastowane kobiety). Po drugie z liberalnym i lewicowymi środowiskami, które w branży rozrywkowej w USA rozdają karty, 26-letniej piosenkarce jest bardzo nie po drodze.

Villa znana jest ze swoich konserwatywnych przekonań. Nie popiera aborcji, nielegalnej imigracji, jest zwolenniczką posiadania broni i wolności religijnej. 13 grudnia 2017 roku w telewizji, jakżeby inaczej, Fox, oświadczyła, że jest gotowa wystartować w wyborach do Kongresu z Florydy.

Czyżby więc wokalistka rozpoczęła przedwczesną kampanię wyborczą? Biorąc pod uwagę fakt, że jedna z ulubienic Trumpa (do tego dojdziemy za chwilę) w przemyśle muzycznym znaczy bardzo niewiele, a jej nazwisko wielu osobom prawie nic nie mówi, można przyjąć, że Grammy było jedną z niewielu okazji, by zaprezentować się szerszemu odbiorcy.

Wewnętrzna przemiana

Wielu odbiorców pewnie zastanawiało się, kim właściwie jest Villa? W przypadku 26-letniej wokalistki trudno mówić o spektakularnej karierze. Na swoim koncie ma kilka singli, jeden minialbum, wydany w 2014 roku krążek pt. "I Make the Static" oraz kilka nieznaczących epizodów w serialach ("CSI: NY", "MTV Next", "Heroes").

W 2015 roku Villa zaliczyła debiut na czerwonym dywanie Grammy. Na galę przybyła w pomarańczowej kreacji projektanta Andre Soriano, która... odsłaniała wszystko.

Joy Villa na gali Grammy w 2015 roku Jason MerrittGetty Images

"Jest całkiem wygodna. Mam nadzieję, że znajdę się na czele dwóch list (najgorzej i najlepiej ubranych gwiazd Grammy - przyp. red.). Nie ma dla mnie znaczenia, czy ludzie to kochają, czy nienawidzą" - mówiła z rozbrajającą szczerością wokalistka, sugerując, że chodzi głównie o popularność.

Chwilowa sława najwidoczniej spodobała się Villi, która w 2016 roku pojawiła się w równie dziwacznej i kontrowersyjnej kreacji, która zasłaniała bardzo niewiele. "Huffington Post" po gali nazwał ją najgorszą stylówką całego wieczoru.

Joy Villa na grali Grammy w 2016 rokuMatt WinkelmeyerGetty Images

Od Sandersa do Trumpa

2016 rok dla Joy był czasem wielkiej zmiany. Głównie jeżeli chodzi o jej poglądy. Była zwolenniczka Baracka Obamy, a nawet Berniego Sandersa, dokonała ostrej wolty politycznej, popierając podczas listopadowych wyborów prezydenckich Donalda Trumpa.

Po zwycięstwie milionera Villa postanowiła na następnej gali Grammy okazać mu swoje poparcie. W jaki sposób? Oczywiście za pomocą kreacji.

Joy na przedostatniej ceremonii pojawiła się w niebieskiej sukni Andre Soriano, na której z przodu znalazło się hasło wyborcze nowego prezydenta "Make America Great Again", natomiast z tyłu dostrzec było można ogromny napis "TRUMP". "Czasem musisz być wolnym w wyrażaniu siebie"  - skomentowała na Twitterze swoją kreację wokalistka.

Nieco szerzej o swoim manifeście piosenkarka opowiadała w trakcie wywiadów na ściance.

"Chodzi o miłość. Wszyscy żyjemy na jednej planecie. Nigdy nie działałam w obszarze polityki. Jednak to szalone, jak ludzie reagują po wyborze Trumpa. Niektórzy chcą wysadzić Biały Dom... Jestem Amerykanką, przeniosłem się tutaj z Filipin i mocno wierzę w prawdę, jaką ten kraj może mi dać" - mówiła Joy.

W obronie sukni oraz przekonań Villi stanął sam projektant, dodajmy, będący także imigrantem. "Ludzie nie rozumieją, o co chodzi w tym kraju" - mówił.

Joy Villa w 2017 roku na gali GrammyFrazer HarrisonGetty Images

Szybko okazało się, że prowokowanie sukienką z hasłem Donalda Trumpa przyniosło zdecydowanie większy efekt niż szokowanie golizną. Wspomniana EP-ka piosenkarki nagle zdobyła zainteresowanie w sieci, sprzedając się w nakładzie ponad 30 tys. egzemplarzy i trafiając na 12. miejsce listy Billboard. Minialbum znalazł nabywców również w Brazylii, Kanadzie, Wielkiej Brytanii i Australii.

Co ciekawe niemal w tym samym czasie Villa udzieliła wywiadu konserwatywnemu serwisowi Breitbart News, w którym skarżyła się, że jest szykanowana za poglądy:

"Mam dość bycia spychaną za swoje przekonania. Boję się spadku sprzedaży, utraty fanów, koncertów i sponsorów. Wielu moich przyjaciół ma podobnie. A przecież żyjemy w Hollywood, które ma być najbardziej otwartym poglądowo miastem na świecie. Prawda jest jednak taka, że jest tam mnóstwo nienawiści, a ja pragnę zmienić narrację na miłość i jedność" - opowiadała.

Ostre słowa i zdecydowany gest nie wystarczyły jednak, aby chwilowa popularność przekuła się w coś nieco bardziej stabilnego (nie pomógł nawet polityczny utwór "Make America Great Again!" wraz z teledyskiem, gdzie Joy wystąpiła oczywiście w swojej kreacji).

Wokalistka zdecydowanie mocniej zainteresowała się obszarem, od którego miała się tak mocno odcinać, czyli polityką. Villa po tym, jak ogłosiła, że wystartuje w wyborach (o czym pisaliśmy wyżej) natychmiast otrzymała poparcie od Donalda Trumpa. "Powodzenia dla Joy Villa po jej decyzji o wejściu we wspaniały świat polityki. Ma wielu fanów" - napisał prezydent.

Joy też odwdzięczyła pochwałami. Sympatii do obecnej głowy państwa nie zepsuły nawet oskarżenia wokalistki wobec szefa kampanii wyborczej Trumpa, Coreya Lewandowskiego, o molestowanie seksualne.

"Uwielbiam go za to, co robi. Bezrobocie spadło. Jestem totalnie za prezydentem Trumpem, a to dopiero pierwszy rok jego rządów. Nie mogę doczekać się kolejnych siedmiu" - mówiła podekscytowana na tegorocznej gali Grammy i dodała, że myśli o założeniu własnej firmy dzięki niskim podatkom.

Hipokryzja czy faktyczna zmiana?

Nie trzeba było długo czekać na dość uszczypliwe komentarze dotyczące kontrowersyjnego stroju. Niektórzy internauci oraz serwisy plotkarskie szybko przypomniały, w jaki sposób Villa na galę przychodziła kilka lat temu, sugerując jej hipokryzję oraz usilną próbę zaistnienia.

Co ciekawe, niedawno hipokrytką Joy nazwali, wydawałoby się, sojusznicy. Po tym, jak oskarżyła Lewandowskiego o molestowanie, prawicowi internauci ruszyli w odsiecz politykowi związanemu z Trumpem, urządzając sobie istne polowanie na Villę pod hasztagiem #JoyVillaExposed.

Joy Villa na wręczeniu nagród organizacji Family Equality Council (walczącej o prawa osób ze społeczności LGBTQ) w 2016 rokuTommaso BoddiGetty Images

Piosenkarce zarzucono m.in. udział w paradach równości i erotycznych imprezach, wspieranie Demokratów i ruchu Black Lives Matter. Z jej życiorysu wyciągnięto również to, że jest scjentolożką. To wszystko miało dawać obraz osoby mało wiarygodnej, goniącej głównie za popularnością i zdecydowanie nie pasującej do Partii Republikańskiej.

Być może niekorzystne notowania wśród konserwatywnych wyborców sprawiły, że wokalistka zdecydowała się na taki, a nie inny manifest polityczny. Wywołanie szumu wokół swojej kreacji i otwarte wsparcie ruchów pro-life ma nieco wybielić jej wizerunek w oczach określonej grupy wyborców i odciągnąć uwagę od tego, co działo się ostatnio wokół Villi. Sama piosenkarka nie traci również rezonu. "W zachowaniu celebrytów widzimy mnóstwo hipokryzji" - mówiła na gali telewizji Fox.

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

Nominacje do Grammy 2018INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas