Jaka naprawdę jest Beyonce?
Nowy solowy album 27-letniej amerykańskiej wokalistki Beyonce jest dość niezwykłą opowieścią o jej dwóch diametralnie różnych obliczach - jednym spokojnym, wyciszonym, drugim - niezwykle drapieżnym, scenicznym. Jak opowiada w specjalnym wywiadzie dla INTERIA.PL, rozdźwięk między jedną Beyonce a drugą sprawił, że wokalistka stworzyła swoje alter ego. A cała ta historia zaczęła się od... rzuconego w publiczność kolczyka wartego mnóstwo pieniędzy.
Beyonce Knowles karierę wokalną zaczęła już w wieku 15 lat, występując w trio Destiny's Child. Grupa, której była niekwestionowaną liderką, sprzedała ponad 30 milionów płyt na całym świecie, nagrywając takie przeboje, jak:
"Say My Name"
czy "Survivor".
Solowa kariera Beyonce zaczęła się na dobre w 2003 roku wraz z wydaniem albumu "Dangerously In Love". Singel "Crazy In Love" błyskawicznie podbił światowe listy przebojów. Gościnnie w tej piosence wystąpił raper Jay-Z, obecny mąż wokalistki.
Drugi solowy album Beyonce, zatytułowany "B'day", ukazał się dokładnie w jej 25. urodziny. Na płycie znalazło się 13 utworów, wyprodukowanych przez światową czołówkę producencką: The Neptunes, Rodnay'a Jerkinsa i Richa Harrissona. Oprócz singlowych
"Deja Vu"
i "Ring The Alarm", znalazł się tu także pochodzący ze ścieżki dźwiękowej do filmu "Różowa Pantera" przebój
"Check On It"
.
Podczas trwających ponad rok prac nad najnowszą płytą "I Am... Sasha Fierce" (pochodzące z niej piosenki możecie posłuchać w naszym serwisie Muzzo.pl), Beyonce nagrała aż 70 utworów! O swoich ambicjach i inspiracjach, a także o wspomnianej historii z kolczykiem, wokalistka opowiada w specjalnym wywiadzie, który możecie przeczytać (i zobaczyć) tylko w INTERIA.PL.
Jak wyglądała praca nad płytą "I Am... Sasha Fierce"? Co chciałaś przez nią wyrazić najbardziej?
Beyonce: Zajmuję się muzyką już od dłuższego czasu. Swój pierwszy album z Destiny's Child nagrałam, kiedy miałam 15 lat. Teraz mam 27. Udało mi się osiągnąć wiele; teraz moim celem jest nagrać coś, co stanie się klasyką, legendą i ikoną.
Tak naprawdę nie chodzi o coś przytłaczającego czy ostrego, coś, co będzie robiło wrażenie tylko przez chwilę. Chcę zrobić coś, co będzie trwało wiecznie. Czułam, że nadszedł czas, abym postawiła sobie artystyczne wyzwanie. Powiedziałam sobie: poświęcę na to rok. Nie wiedziałam w zasadzie, czy będzie to rok, czy sześć miesięcy, czy dwa lata - ale powiedziałam sobie: nie zamierzam się spieszyć.
Pracując nad płytą, zrobiłam też dwa filmy, bo nie potrafię siedzieć bezczynnie i nic nie robić. Kiedy tylko napotykam jakieś wyzwanie, znajduję dla niego czas. Ale moim absolutnym priorytetem była ta płyta. Przypomina mi się historia dotycząca Michaela Jacksona i jego najlepszej moim zdaniem płyty, "Off The Wall". Z myślą o tej płycie on i jego współpracownicy nagrali tak wiele piosenek, ile tylko się dało. Wiedzieli przy tym, że potrzebują tylko 10 utworów. Za każdym razem, kiedy nagrali coś, co im się mniej podobało, próbowali nagrać coś lepszego. Robili tak dopóki nie powstało to genialne muzyczne dzieło.
Mniej więcej to samo staram się robić: nagrałam wiele piosenek i za każdym razem powtarzałam sobie: może być lepiej, może być lepiej - tak właśnie powstawał ten album. Nie bałam się próbować różnych rzeczy - i w pewien sposób okazało się, że to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie muzyczne.
Skąd wziął się tytuł twojej płyty?
Beyonce: Jestem jakby dwiema osobami. Jestem sobą - na przykład w wywiadach - i osobą, którą staję się na scenie. To zupełnie inna postać, którą - można powiedzieć - stworzyłam na przestrzeni tych wszystkich lat.
Chciałam dać swoim fanom cząstkę siebie, cząstkę mojego serca i mojej duszy, ale chciałam też, by dostali cząstkę Sashy. Sasha ma więc teraz nazwisko - Sasha Fierce - a ja zdecydowałam się podzielić album na dwie części. Są na nim utwory o miłości - prawdopodobnie najbardziej niewinne, czyste i wrażliwe spośród wszystkich, jakie kiedykolwiek nagrałam - ale są też utwory niesamowicie seksowne, energetyczne i ogniste, które reprezentują Sashę Fierce. Chciałam zaprezentować fanom obie strony mojej osobowości, bo taka właśnie jestem.
Powiedz nam coś więcej o Sashy Fierce.
Beyonce: Sasha Fierce narodziła się po zakończeniu jednego z moich koncertów. Podczas tego występu dałam się ponieść emocjom. W pewnym momencie odczepił mi się kolczyk, ale złapałam go. Był to diamentowy kolczyk, w dodatku pożyczony, wart około - kto wie - może nawet sto tysięcy dolarów? A ja... rzuciłam go publiczności, moim fanom! To było zachowanie bardzo w stylu Sashy Fierce. Ona nie przejmuje się takimi rzeczami, poddaje się chwili.
Kiedy jednak skończyłam koncert, wróciłam za kulisy, i wtedy krzyknęłam: "Gdzie jest mój kolczyk? Trzeba wyjść do publiczności i zacząć go szukać!" Postanowiłam zlecić to zadanie mojej kuzynce. Dziewczyna chodziła po widowni, pytając wszystkich o mój kolczyk. Myśleli pewnie, że zwariowała, ale koniec końców udało jej się go odzyskać. Inaczej musiałabym na niego wydać ze dwieście tysięcy dolarów!
I tak narodziła się Sasha. Kiedy moja kuzynka wróciła za kulisy, rozmawialiśmy o tym, że stałam się jakby nową osobą, którą nazwaliśmy Sasha. Pomysł chwycił. Kiedyś wspomniałam o tym w jednym z wywiadów, a potem fani zaczęli przychodzić na moje koncerty z transparentami z wypisanym imieniem Sashy. I tak to się przyjęło.
Trudny był dla ciebie wybór utworów na płytę spośród aż 70 nagranych piosenek?
Beyonce: Wybór piosenek to najtrudniejsza sprawa. W każdym z moich utworów jest cząstka mnie. Wyobraź to sobie: poświęcasz mnóstwo godzin na aranżację i podejmowanie decyzji dotyczących tego, co faktycznie chcesz powiedzieć poprzez tekst. Te kompozycje są częścią ciebie - a możesz wybrać tylko ich określoną liczbę. Nadal słucham tych piosenek, które ostatecznie nie znalazły się na płycie, i co trochę myślę o jakimś utworze: "Boże, co mam zrobić z tą świetną piosenką?" Ale dzięki temu powstał spory zapas piosenek bonusowych na różne płyty.
Moi fani usłyszą je wszystkie pewnego dnia.
Jakimi kryteriami kierowałaś się wybierając piosenki?
Beyonce: Kryterium prawdopodobnie opierało się na emocjonalnym podobieństwie. Jeśli dana piosenka nie wywoływała żadnych emocji, to po prostu nie chciałam, żeby znalazła się na tej płycie. Album łączy w sobie dwie skrajności. Wiedziałam, że moim celem było ujawnienie, kim naprawdę jestem, na CD zatytułowanym "I Am...". Znałam też kryteria dotyczące osobowości Sashy Fierce - to pewność siebie, to agresja, to seksapil, po prostu siła. Nawet jeśli "I Am..." jest równie silne, to siła ta przejawia się w całkiem inny sposób. Trudno jest zamanifestować tę siłę i seksualność - charakterystyczne dla Sashy Fierce - tak samo, jak trudno jest być obnażonym i bez makijażu, bez tej otoczki w stylu glamour bez głośnych bitów w tle - tylko przy dźwiękach gitary akustycznej, kiedy słychać tylko mnie.
W jakich sytuacjach odbiorcy powinni słuchać każdego z tych albumów?
Beyonce: Jeśli ktoś jest w związku, jeśli jest zakochany, jeśli jest z kimś od dawna albo właśnie zakochał się w kimś nowym, poleciłabym "I Am...". To płyta dobra do słuchania również wtedy, kiedy chcesz po prostu dotrzeć do samego siebie. Często daję ludziom piosenki do przesłuchania. Nawet ci, którzy są prawdziwymi profesjonalistami, i spodziewałabym się po nich technicznego podejścia do muzyki, pytają mnie po przesłuchaniu: "Wow, czy napisałaś tę piosenkę z myślą o mnie"?
Pytają tak dlatego, że dana piosenka okazuje się być bardzo osobista i przepełniona ludzkimi emocjami, które nie zawsze potrafimy wyrazić w słowach. Z kolei CD "Sasha Fierce" polecałabym wtedy, gdy np. wybierasz się właśnie do klubu, jeśli chcesz zapomnieć o byłym chłopaku, jeśli dostrzegasz bezsensowność swojego obecnego związku i potrzebujesz siły, albo jeśli chcesz po prostu kogoś uwieść i potrzebujesz fajnej, seksownej muzyki! Wtedy "Sasha Fierce" jest właściwym albumem.
Piosenka "If I Were A Boy" wydaje się być szczególnie ważna dla ciebie.
Beyonce: "If I Were A Boy" to w tej chwili moja ulubiona piosenka na płycie. To pierwszy singiel i pokochałam go natychmiast. Niedawno zagrałam w filmie "Cadillac Records", gdzie wcieliłam się w tę niewiarygodną bohaterkę, Ettę James. Etta miała w sobie ogromną pasję, była jednocześnie niepokorna, śmiała, i nieustraszona. Dzięki tej roli zaczęłam patrzeć z innej perspektywy na moje życie i moją muzyczną karierę.
Po tym, jak nakręciłam film, spodobało mi się wiele rzeczy, do których wcześniej mogłam nie przywiązywać większej wagi. Etta robiła to, co chciała, nie obchodziło ją, że może zostać zaszufladkowana. Śpiewała R'n'B, śpiewała soul, śpiewała rhythm and blues, rock nad rolla - wszystko. Ja z kolei kocham muzykę folk i muzykę alternatywną, kocham też soul. Sam fakt, że jestem artystką kojarzoną z nurtem pop i R'n'b - jakkolwiek to nazwiemy - nie oznacza, że nie mogę wykraczać poza oczekiwania ludzi.
Kiedy Toby Gad, producent płyty, napisał tę piosenkę, nie był pewien, czy mi się spodoba i nie do końca miał ochotę, by mi ją zagrać. Zaprezentował mi ją tak "na wszelki wypadek", ponieważ uważał, że jest fajna i być może mi się spodoba. Co ciekawe, było wiele piosenek, co do których z kolei był pewny, że mi się spodobają - a ostatecznie okazało się, że spodobało mi się coś zupełnie innego, niż myślał! To właśnie rola Etty James natchnęła mnie tym buntowniczym charakterem. Była to pierwsza nagrana przeze mnie piosenka z alternatywnym folkowym brzmieniem. Można powiedzieć, że wtedy zaczęła dojrzewać muzyka na CD "I Am...". Pokochałam ten utwór, bo jest bardzo szczery, jest ponadczasowy, można go słuchać wciąż i wciąż od nowa, można się nim zarazić i nigdy nie zmęczyć, bo opowiada o bardzo prawdziwych rzeczach.
Nie jest to piosenka o niewierności; raczej o małostkach, wyrządzanych sobie nawzajem przez partnerów w związkach, kiedy dwoje ludzi wzajemnie się wykorzystuje. W piosence "If I Were A Boy" śpiewam o wszystkich rzeczach, które robiłabym, gdybym była chłopakiem. Chodzi o postawę typu "nie będę odbierał telefonów", albo "dostosuję reguły do swoich potrzeb", albo "wykorzystam fakt, że będziesz siedzieć w domu i czekać na mnie i zostanę poza domem tak długo, jak zechcę". Mam takie poczucie, że to klasyczny utwór, który przetrwa i stanie się być może inspiracją do wielu rozmów. Nie opowiada on tylko o mężczyznach, bo czasem w związkach kobiety potrafią robić podobne rzeczy. Mam jednak nadzieję, że otworzy on ludziom oczy tak, by mogli dojrzeć drugą stronę medalu w swoich związkach.
Czy chciałabyś choć na kilka dni stać się facetem?
Beyonce: Wiesz co? Wydaje mi się, że o wiele zabawniej jest być kobietą. Ale - tak, chciałabym pobyć facetem przez kilka dni. Myślę, że byłabym bardzo dobrym partnerem dla kobiety. Tak... myślę, że bycie chłopakiem przez kilka dni byłoby niezłą zabawą, ale tylko przez kilka dni - trochę za bardzo kocham moje szpilki...
Co było dla ciebie inspiracją podczas pracy nad brzmieniem "I Am...", które jest zupełnie inne niż twoja wcześniejsza muzyka?
Beyonce: Słuchałam Adele, słuchałam też muzyki Etty James, ponieważ mniej więcej w tym samym czasie pracowałam nad filmem o niej. Słuchałam też mnóstwo klasycznych nagrań z gatunku R'n'B, jak Stevie czy Donny'ego Hathawaya. Kogo jeszcze?... Przede wszystkim Coldplay. Czasami muzyka na tym krążku brzmi jak nagrania Beatlesów, to swoista mieszanka wszystkiego, co kocham, i co jednocześnie nie jest oczywistą inspiracją. Moim celem była prostota. Pianino, gitara, umiarkowane użycie perkusji to coś, co nigdy nie wychodzi z mody, jeśli chodzi o brzmienie. Na płycie znalazło się też trochę inspiracji elektronicznych. Nie wiem, jak mam opisać moją płytę - ona brzmi po prostu jak... moja płyta. Taki właśnie efekt był moim celem - stworzyć coś nowego na tle mojej muzyki i coś, czego nie można zaszufladkować, mówiąc: "To jest pop", "To jest R'n'B", "To jest urban". To po prostu jest dobra muzyka.
Jak zmieniła się Beyonce w ostatnich latach?
Beyonce: Zawsze byłam wrażliwa i zawsze też byłam nadwrażliwa. Nigdy tak naprawdę tego nie okazywałam. Może czasami - na koncertach często wykonuję piosenkę "Flaws And All". Śpiewam w niej do mojego mężczyzny o tym, że kocha mnie pomimo moich wad; ja robię wszystkie te złe rzeczy, a on wciąż mnie kocha. Reakcja ludzi na tamtą płytę była wspaniała; mówiono mi, że pokazałam na niej prawdziwą Beyonce, a nie Sashę Fierce, nie osobę, którą jestem na scenie podczas koncertu, ale kobietę, którą jestem naprawdę, kiedy spotykam się z ludźmi, kiedy przebywam z moją rodziną, z tymi, których kocham... Czułam, że staję się starsza, bardziej dojrzała i lepiej czuję się z moją wrażliwością. Uważam, że wrażliwość czasami potrafi być silniejsza niż umiejętność ukrywania emocji i bycie super twardzielką... To tak, jak podczas kręcenia filmów, kiedy jestem bliższa samej sobie i swoim odczuciom, także w takich sytuacjach moja wrażliwa strona ujawniała się w większym stopniu.
Jak ważne jest dla ciebie zachowanie twojej muzycznej spuścizny na nowej płycie?
Beyonce: Za każdym razem, kiedy wychodzę z domu, czuję, że jest to cząstka mojej spuścizny. Czuję się tak również za każdym razem, kiedy nagrywam piosenkę. Nie robię niczego, nie wkładając w to całego serca i całej duszy, ponieważ wiem, że wszystko jest częścią mojej historii. Wiem, że ten kolejny rozdział w moim życiu po wielu latach, które upłyną od tej chwili, będzie świadczył o mnie, o tych 27 latach. Mam nadzieję, że ta płyta stanie się inspiracją dla innych, jak również płytą, której będą słuchać przez całe lata i czymś, co jednocześnie skłoni ich do refleksji. Chcę, aby moja muzyka prowokowała do myślenia, chcę, by ludzie o niej mówili i dzięki niej myśleli o tym, co w ich życiu ma głębsze znaczenie niż na przykład wyjście z domu na tańce i dobra zabawa. Jednocześnie uważam, że to również ważna część życia, więc postanowiłam, że dam moim fanom więcej muzyki, niemal dwa albumy w cenie jednego i zaprezentuję im obie skrajności mojej osobowości.
Zobacz teledyski Beyonce na stronach INTERIA.PL.
Sprawdź oficjalny profil Beyonce w serwisie Muzzo.pl.