Reklama

Bon Scott: To już 30 lat

Żył szybko, umarł młodo. Dziś (19 lutego) mija 30 lat od tragicznej śmierci Bona Scotta, legendarnego wokalisty grupy AC/DC. Muzyk miał 33 lata.

"Spotkaliśmy wielu ludzi, piliśmy na umór i świetnie się bawiliśmy" - to jeden z cytatów Bona Scotta, który doskonale obrazuje mocno rozrywkowy tryb życia, jaki w latach 70. prowadził wokalista. Jego skrzekliwy głos znakomicie wpasował się w bluesowo-hardrockowe kompozycje braci Angusa i Malcolma Youngów.

Muzyka ważniejsza niż szkoła

Urodzony w szkockiej miejscowości Kirriemuir Ronald Belford Scott w wieku 6 lat wyemigrował z rodziną do Australii. Pierwsze przygody z muzyką to nauka gry na perkusji w Fremantle Scots Pipe Band. Szybko porzucił szkołę na rzecz drobnych zatargów z prawem (wylądował w poprawczaku). Ratunkiem od zejścia na złą drogę okazała się muzyka.

Reklama

W 1964 roku, w wieku 18 lat, Bon Scott powołał do życia grupę The Spektors, w której pełnił rolę perkusisty i okazjonalnie wokalisty. Po dwóch latach członkowie The Spektors połączyli siły z inną lokalną formacją The Winstons, w wyniku czego powstał zespół The Valentines. Wówczas Scott poznał kompozytora George'a Younga z grupy The Easybeats, ówcześnie jednego z najpopularniejszych zespołów w Australii. Dodajmy, że George Young to starszy brat wspomnianych na początku Angusa i Malcolma, późniejszych założycieli AC/DC.

Po pierwszych sukcesach The Valentines rozpadli się na skutek "różnic artystycznych". Swoją rolę w zakończeniu kariery miał także głośno komentowany narkotykowy skandal. Bon Scott przeniósł się do Adelajdy, gdzie dołączył do rockowej grupy Fraternity. Podczas trasy w Wielkiej Brytanii skrzyżowały się drogi Scotta z zespołem Geordie, na czele której stał Brian Johnson, następca wokalisty w AC/DC.

Bon Scott z Fraternity w utworze "Seasons Of Change":

Z kierowcy za mikrofon

Rozpoczynającą się karierę wokalną mógł przerwać fatalny wypadek motocyklowy, po którym Scott przez kilka miesięcy przebywał w śpiączce. W tym czasie żywot zakończył pozbawiony wokalisty zespół Fraternity. W końcu, w 1974 roku, Scott - wiążący koniec z końcem jako kierowca w Adelajdzie - poznał bracia Youngów i pozostałych muzyków AC/DC. Liderzy grupy dojrzewali właśnie do decyzji o wyrzuceniu dotychczasowego wokalisty Dave'a Evansa. Pracujący już jako kierowca zespołu Scott wyraził zainteresowanie posadą perkusisty AC/DC, na co trzej bracia (czasowym basistą był George Young) zakomunikowali mu, że potrzebują go za mikrofonem. To był strzał w dziesiątkę.

Szybko przyszły pierwsze sukcesy. Rockowe granie święciło wówczas triumfy, a o zespole robiło się coraz głośniej. W lipcu 1979 roku wybuchła prawdziwa bomba - ukazał się przełomowy album "Highway To Hell", wyprodukowany przez uznanego speca Roberta "Mutta" Lange. Za sprawą tego wydawnictwa AC/DC wskoczyło do ścisłej czołówki mocnego rocka, a tytułowy numer został uznany za rockowy hymn. Australijczyków pokochały też Stany Zjednoczone - album dotarł do 17. miejsca tamtejszej listy przebojów.

"Highway To Hell" AC/DC:

Tragiczna śmierć i teorie spiskowe

Bon Scott jednak nie zmienił swojego trybu życia, w którym jedną z głównych ról grał alkohol. 19 lutego 1980 roku po jednej z mocno zakrapianych imprez w londyńskim klubie Music Machine zasnął w samochodzie, odprowadzony przez towarzysza Alistaira Kinneara. Po nocy Kinnear wrócił do auta, w którym znalazł wokalistę niedającego oznak życia. W szpitalu, do którego zawiózł Scotta, lekarz mógł jedynie stwierdzić zgon rockmana. Przyczyną śmierci było zadławienie się wymiocinami na skutek zatrucia alkoholem.

Zgon charyzmatycznego muzyka szybko wywołał liczne teorie spiskowe. Według niektórych, Scott zmarł na skutek uduszenia spalinami, lub przedawkowania heroiny. Nawet Ozzy Osbourne w dokumencie "Don't Blame Me" utrzymywał, że Bon Scott zmarł z wyziębienia.

AC/DC: Bon jest wciąż z nami

Załamani tragedią pozostali muzycy AC/DC rozważali rozwiązanie zespołu. Jednak ostatecznie zdecydowali, że Scott tego by nie chciał, a dodatkowo pomysł kontynuacji kariery wsparła rodzina wokalisty. Po pięciu miesiącach gotowy był album "Back In Black", nagrany w hołdzie dla Bona Scotta. Płyta okazała się gigantycznym sukcesem - sprzedano blisko 50 milionów egzemplarzy, a na liście wszech czasów ustępuje ona jedynie legendarnemu "Thrillerowi" Michaela Jacksona.

W 1997 roku ukazał się także specjalny box AC/DC "Bonfire", wydany dla uczczenia pamięci charyzmatycznego frontmana.

Prochy Scotta zostały złożone na cmentarzu Fremantle. Miejsce ostatniego spoczynku wokalisty stało się miejscem pielgrzymek tysięcy fanów - to najczęściej odwiedzany grób w Australii. W 2008 roku, w odstępie kilku miesięcy, w Perth i w porcie w Fremantle odsłonięto pomniki Scotta.

Dziś w Perth i na cmentarzu w Fremantle gromadzą się fani AC/DC, by uczcić pamięć swojego idola. Prawdopodobnie w tym pierwszym mieście pojawią się także muzycy zespołu i bliscy Scotta.

"Nienawidzę, gdy ludzie próbują zrobić z rocznicy coś w rodzaju niezdrowej sensacji, dlatego chcemy, żeby to wydarzenie było pełne szacunku. Bon jest wciąż częścią zespołu, częścią nas" - podkreślił niedawno Brian Johnson.

Michał Boroń

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: skutek | muzyka | AC/DC
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy