Radiohead: Co dalej z rewolucją?

Po przewróceniu do góry nogami rynku muzycznego cztery lata temu, Radiohead przy okazji premiery najnowszego albumu "The King Of Limbs" przystopowali z wydawniczymi eksperymentami. Wciąż daleko im jednak do regularnej, sklepowej premiery płyty.

Thom Yorke (Radiohead) jest zmęczony formułą albumu fot. Michael Buckner
Thom Yorke (Radiohead) jest zmęczony formułą albumu fot. Michael BucknerGetty Images/Flash Press Media

Przypomnijmy fakty. W październiku 2007 roku swoją miał premierę siódmy studyjny album Radiohead zatytułowany "In Rainbows". Zaznaczmy, że początkowo ukazał się jedynie w formacie cyfrowym. Fani, po wejściu na oficjalną stronę zespołu, mogli ściągnąć pliki z nowymi utworami za cenę, którą sami wyznaczyli (słynne "pay what you want", czyli "płać, ile chcesz"). I o ile decyzja Radiohead nie była może pionierska, bo w ten sposób swoją muzykę dystrybuowali już wcześniej niezależni artyści, to jednak brytyjski kwintet był pierwszym wykonawcą tego formatu, który zdecydował się na taki ruch. Ruch, którym pokazał koncernom płytowym ich miejsce w szeregu, udowadniając decydentom z labeli, że można wydać muzykę bez ich pomocy. Że zespół poradzi sobie bez show-biznesowej machinerii.

Wyszli na swoje

Jednocześnie Radiohead nie zdecydowali się na ujawnienie oficjalnych wyników sprzedaży, czy raczej udostępnienia, "In Rainbows". Nie zdradzono, ilu fanów zapłaciło za płytę, a ilu ściągnęło ją za darmo. A to bardzo interesujące informacje, biorąc pod uwagę fakt, że klient został postawiony przed sytuacją swobodnego wyboru. Tak swobodnego, że nawet nieuiszczenie zapłaty za produkt było akceptowane. Tym samym wysłano mocny sygnał - jeżeli najlepszy zespół na świecie pozwala ci na ściągnięcie swojej płyty za 3 funty, 1 funta czy nawet za darmo, to jaki jest sens płacenia za muzykę całej masy przeciętnych wykonawców? Nie ma jak skuteczna artystyczna prowokacja...

Uwolnienie się od wspomnianej show-biznesowej machinerii ma sens dla samych artystów, którzy zarabiają na muzyce bez konieczności płacenia labelowi za dystrybucję. Zaznaczmy, że wytwórnie płytowe pożerają większą część zarobków wygenerowanych przez sprzedaż albumów. Muzycy otrzymują z tego góra 30 procent. W przypadku Radiohead taką sumę należy podzielić jeszcze przez pięć, bo tylu członków liczy grupa. Nie ma wątpliwości, że pod względem finansowym kwintet z Oxfordu wyszedł na swoje i dał przykład innym wykonawcom. Późną jesienią 2007 roku przemysł muzyczny z jeszcze większą prędkością zaczął pikować w dół.

Wróćmy do rewolucyjnej dystrybucji "In Rainbows". Doniesienie, że pierwszego dnia ściągnięto aż 1,2 mln kopii nie pochodziło od menedżmentu Radiohead. Przedstawiciele grupy stwierdzili jedynie, że sposób wydania albumu miał na celu nakręcić koniunkturę przed regularną premierą płyty CD. Jeżeli rzeczywiście taki był zamiar, to udał się on znakomicie, bo w 2008 roku "In Rainbows" trafiło na szczyty list bestsellerów na dwóch największych rynkach muzycznych: w Stanach Zjednoczonych i w Wielkiej Brytanii. W sumie "In Rainbows" na tzw. fizycznym nośniku rozeszło się w nakładzie przekraczającym 3 mln kopii. Biorąc pod uwagę fakt, że te ponad 3 mln klientów na pewno miało album w cyfrowej postaci, za który być może uiściło jakąś sumę, wynik to więcej niż satysfakcjonujący. Patrząc na to stricte marketingowo - klienci kupili ten sam towar dwukrotnie.

Pytania bez odpowiedzi

Ponad trzy lata później Radiohead stanęli przed kolejnym dylematem. Jak wydać płytę zatytułowaną ostatecznie "The King Of Limbs"? Formy premiery "In Rainbows" i szumu medialnego związanego z tym wydarzeniem przebić raczej się nie dało, choć i tak Radiohead zaskoczyli wszystkich, ni z gruszki, ni z pietruszki, informując o dacie wydanie płyty jedynie na 5 dni przed, a później i tak przesuwając ją o dzień wcześniej ("Bo na stronie wszystko już działało" - tłumaczyli...).

Album ponownie początkowo ukazał się jedynie w formie cyfrowej, ale tym razem fani nie otrzymali możliwości wyboru ceny. "The King Of Limbs" kosztował w zależności od formatu 7 (mp3) lub 11 funtów (wav). W maju do sklepów trafić ma fizyczna wersja albumu, którą zespół zapowiada jako pierwszą płytę "wydaną w formie gazety". Już za kilka miesięcy dowiemy się, co to sformułowanie oznacza w praktyce.

Czytaj recenzję albumu "The King Of Limbs"

Czy jednak konwencjonalna - biorąc pod uwagę standardy wyśrubowane przez "In Rainbows" - premiera płyty "The King Of Limbs" oznacza, że finansowo eksperyment pod tytułem "Pay what you want" jednak nie przyniósł oczekiwanych efektów? Trudno jednak zarzucić zespołowi, który jeszcze kilka miesięcy temu pomagał fanom w wydaniu koncertowego bootlegu, zachłanność. Być może muzycy zaakceptowali fakt, że ich płyta w dobie powszechnego piractwa internetowego i tak trafi za darmo do tych, którzy nie mają ochoty płacić za muzykę. Zresztą Radiohead niejako sami ułatwili piratom zadanie, bo cyfrowe pliki "The King Of Limbs" nie są zabezpieczone mechanizmem DRM (Digital Rights Management).

A może jednak eksperyment udał się znakomicie? Radiohead, korzystając z zakończenia kontraktu z wytwórnią EMI, pokazali innym, że wyglądający na bardzo ryzykowny krok, okazał się jednak być strzałem w dziesiątkę? Wreszcie, może Radiohead po prostu mieli artystowski kaprys i zapragnęli dowiedzieć się, na ile fani wyceniają cyfrową wersję albumu w erze internetu? Czy na 20 czy na 0 funtów? Kiedy już poznali wyniki, odstąpili od eksperymentu, który dał im odpowiedź na to pytanie - jakże istotne w erze muzyki cyfrowej. My natomiast możemy stawiać kolejne, ale pewnie i tak nie uzyskamy na nie wyczerpujących odpowiedzi.

Czas da natomiast odpowiedź na pytanie, jak będzie wyglądała premiera kolejnego albumu Radiohead. Chyba że zespół już w ogóle nie zaproponuje nowej muzyki w tej formie, bo Thom Yorke narzekał ostatnio na albumową formułę wydawania utworów. Tak czy inaczej - warto czekać na kolejne wieści z obozu Radiohead.

Artur Wróblewski