Open'er: Deszczowy sabotaż
Drugi dzień Open'era (sobota, 30 czerwca) stał pod znakiem... deszczu.
W Gdyni padało rano, wczesnym popołudniem nad miastem przeszła burza, a o 21. - dosłownie w momencie rozpoczęcia setu Groove Armady - po raz kolejny zaczęło lać. I chyba tylko z tego względu, że lotnisko Babie Doły porośnięte jest gęstą trawą, na Open'erze nie mieliśmy "drugiego Glastonbury".
Imprezę na głównej scenie tym razem rozkręcał O.S.T.R w towarzystwie instrumentalistów Sofy i oczywiście DJ-a Haema. Łódzki raper zaprezentował także innego gościa - Renię, czyli... swoje - trzeba powiedzieć efektowne - skrzypce.
Ostry to od lat klasa sama w sobie, więc komplementowanie jego występu jest zbyteczne. Dodam tylko, że Adam tym razem pobił chyba "open'erowy" rekord w częstotliwości mówienia "zróbcie hałas", do tej pory dzierżony przez Pharrella Williamsa...
Tymczasem w namiocie świetny koncert dała - grająca prawie u siebie w domu - Apteka. Kodym po gwałtownym rozstaniu z sekcją rytmiczną Marcin Ciempiel - Artur Hajdasz (ten ostatni był zresztą jednym z festiwalowych widzów), szybko zebrał nowy skład i pokazał, że Apteka niezależnie od personalnej konfiguracji to wciąż siła polskiego podziemia.
Koncert w wypełnionym po brzegi namiocie został bardzo entuzjastycznie przyjęty, co Kodym skwitował w swoim stylu słowami: "Tak mi k**wa klaszczecie, że się wzruszam". Lidera Apteki pewnie "wzruszył" także fakt, że widownia śpiewała większość tekstów piosenek, pochodzących głównie z płyt Apteki z lat 90. poprzedniego stulecia (m.in. "Menda" czy "Ujaranemiastacałe").
Z nowej - zresztą bardzo udanej - płyty zatytułowanej po prostu "Apteka" Kodym i towarzyszący mu muzycy zagrali między innymi narkotycznie-liryczną "Bo snu nova" ("To taka piosenka do popłakania, tylko nie... przez perskie oczko" - pan Jędrzej czarował swoimi zdolnościami konferansjerskimi).
Scenę główna w strugach deszczu zajęli o 21. Groove Armada. Formacja zaprezentowała utwory z ciepło przyjętej przez krytyków premierowej płyty "Soundboy Rock", ale oczywiście największy entuzjazm przemoczonej publiczności wzbudził klubowy przebój "Superstylin'".
Mnie osobiście najbardziej do gustu przypadły wolniejsze kompozycje z najlepszego w dorobku Groove Armady albumu "Vertigo", które fajnie ilustrowały wyświetlane na telebimach komputerowe grafiki.
W sobotę miał miejsce pierwszy koncert Beastie Boys, którzy w Gdyni zaprezentują się jeszcze w niedzielę (1 lipca) w scenie pod namiotem, gdzie zagrają instrumentalny set z najnowszej płyty "Mixed Up".
MCA, Mike D i Ad Rock to "koncertowe pewniaki" i tym razem nie było inaczej. Nowojorczycy umiejętnie przeplatali energiczne kompozycje z spokojniejszymi improwizacjami.
Jak to bywa w przypadku "Bestialskich Chłopców", nie zabrakło dawki humoru (wzajemnie przekomarzania się tria, konwersacje z publicznością i przede wszystkim "garniturowy" image).
Bestie Boys dosyć nagle opuścili scenę, rzucając tylko zdawkowe "To byłoby na tyle. Cześć", co początkowo wprawiło liczną publiczność (chyba najlepszy jeśli chodzi o frekwencję koncert tegorocznego Open'era) w osłupienie.
Artystów na bis wyciągnął DJ Mix Master Mike, a trio zarapowało "Intergalactic" i na sam koniec dedykowane "prezydentowi Stanów Zjednoczonych" "Sabotage".
Grający na koniec Muse to obecnie jeden z najlepszych koncertowych zespołów na świecie. Trio z Devon po wydaniu albumu "Black Holes and Revelations" intensywnie występuje na całym świecie, grając między innymi w Stanach Zjednoczonych, gdzie wokalista Matt Bellami wzbudził czujność celników, którzy zaprosili go na "prywatną rozmowę" ("Pytali mnie, czy lubię Amerykanów" - wspominał) czy w Meksyku ("Musieliśmy zapłacić policji łapówkę...").
O pozycji zespołu niech świadczy fakt, że Muse wyprzedali dwa koncerty na odnowionym stadionie Wembley.
Występy Muse to nie tylko muzyka, ale wielkie show z imponującymi efektami świetlnymi i projekcjami filmów. W Gdyni szwankowało trochę nagłośnienie wokalu Matta Bellamy'ego - głos lidera formacji "pływał" i nie był selektywny.
To chyba był jedyny minus tego koncertu, podczas którego fani usłyszeli między innymi "Stockholm Syndrome", "Starlight", "Super Massive Black Hole" i na zakończenie "galopujące" "Knights Of Cydonia".
Dodajmy, że obowiązki rozmowy z fanami podczas koncertów spoczywają głównie na barkach perkusisty Dominica Howarda, który pochwalił się znajomością słów "dziękuję" i "cześć".
W niedzielę w Gdyni zobaczymy między innymi występy Bloc Party, Bjork, LCD Soundsystem i instrumentalny set Bestie Boys.
Artur Wróblewski, Gdynia