Najlepsze tria wszech czasów

"Power trio", czyli gitara-bas-perkusja, to dla wielu muzyczna konfiguracja idealna. Z okazji warszawskiego koncertu Placebo prezentujemy listę najlepszych rockowych trio wszech czasów.

Placebo: "Wow, jesteśmy na liście Interii..." fot. Sean Gallup
Placebo: "Wow, jesteśmy na liście Interii..." fot. Sean GallupGetty Images/Flash Press Media

Placebo (wspomagający się na koncertach dodatkowym muzykiem grającym na gitarach i klawiszach), wystąpią w czwartek (19.11) w Warszawie.

Poniżej prezentujemy dwudziestkę najsłynniejszych rockowych i alternatywnych trio w historii muzyki. Wyprzedzając Wasze komentarze, nie znajdziemy tu np. ani R.E.M. czy Manic Street Preachers - grup, które choć obecnie występują w trzyosobowym składzie, najsłynniejsze płyty nagrały jako kwartety.

Na liście zabrakło także wykonawców popowych (jak np. Bee Gees) oraz hiphopowych (Run DMC). W przypadku rapu zrobiliśmy wyjątek dla Beastie Boys, którzy - także na koncertach w Polsce - pokazali, że świetnie radzą sobie z instrumentami szarpanymi, tudzież perkusyjnymi.

Oto nasza lista najlepszych trio:

Jimi Hendrix Experience
Choć niezaprzeczalnie gwiazdą zespołu był Jimi, to jednak wkład basisty Noela Reddinga i perkusisty Mitcha Mitchella w kompozycje "Doświadczenia" był niebagatelny. Posiadający jazzowy background Mitchell okazał się być najwierniejszym muzycznym kompanem genialnego gitarzysty, a Redding - jak głosi legenda - dostał fuchę w Experience za "podejście i wygląd", bo wcześniej na basie nie grał. Za sprawą trzech płyt wydanych w ciągu dwóch lat ("Are You Experienced" i "Axis: Bold as Love" z 1967 roku oraz "Electric Ladyland" z 1968) zespół stworzył podwaliny pod hard rocka i muzykę heavymetalową.

Zobacz Jimi Hendrix Experience:

Cream
W przeciwieństwie do Jimi Hendrix Experience, brytyjskie trio nie było tak mocno zdominowane przez jednego muzyka. Tworzący pierwszą w historii muzyki rockową supergrupę, basista i wokalista Jack Bruce, gitarzysta i wokalista Eric Clapton oraz perkusista Ginger Baker byli prawdziwymi wirtuozami. Pionierskie podejście do basu Bruce'a, blues-rockowa maestria Claptona i jazzowy feeling sprawiły, że "Wheels Of Fire" stał się pierwszym podwójnym albumem w historii, który osiągnął status Platyny.

Zobacz Cream:

Rush
Również i kanadyjscy prog-rockowcy to zespół składający się trzech indywidualności. Basista, klawiszowiec i wokalista Geddy Lee podczas koncertów dokonuje cudów, obsługując kilka instrumentów naraz. Gitarzysta Alex Lifeson ma swój charakterystyczny styl. Wreszcie perkusista Neil Peart... pisze teksty piosenek, co jak na bębniarza jest przypadkiem dość osobliwym. Rush zainspirowali setki grup, a w liczbie posiadanych na koncie Złotych i Platynowych płyt, znajdują się "tylko" za The Beatles, The Rolling Stones i Aerosmith.

Zobacz Rush:

Motörhead
Wracamy do zespołów mocno zdominowanych przez liderów. Choć Motörhead zdarzało się sporadycznie występować jako kwartet, to jednak ten zespół w świadomości zapisał się w konfiguracji: Lemmy plus ktoś na gitarze plus ktoś na bębnach. A 63-letni dziś Ian Kilmister to prawdziwa instytucja i ikona rock'n'rolla. Dave Grohl zadeklarował nawet, że to Lemmy a nie Keith Richards jest prawdziwą twarzą rocka. Wciąż aktywny po tych wszystkich latach (właśnie grają trasę po Wyspach Brytyjskich), być może dlatego, że w żyłach pana Kilmistera płynie więcej Jacka Danielsa, niż krwi. A jego Mötörhead to zespół, który zainspirował wszystkie zidentyfikowane gatunki muzyki metalowej. Choć Lemmy i tak przekonuje, że to wszystko to rock'n'roll.

Zobacz Motörhead:

The Jam
Otoczeni prawdziwym kultem na Wyspach Brytyjskich punkowcy, którzy muzyki punkrockowej się wyrzekli. Zamiast irokezów, agrafek i potarganych ramonesek, zespół Paula 'Modfather' Wellera był elegancko uczesany i nosił gustowne garnitury. Image może mylący, jednak przesłanie utworów The Jam było w swym wyrazie wielokrotnie mocniejsze od wrzasków punkowych buntowników. I na pewno inteligentniejsze. Zespół kojarzony z ruchem modsów (a raczej jego renesansem na przełomie lat 70. i 80.), umieścił na brytyjskiej liście przebojów blisko 20 singli, co jak na grupę alternatywną jest niebywałym osiągnięciem. Dziś Paul Weller to jedna z najbardziej szanowanych osobistości muzycznych w Zjednoczonym Królestwie, a The Jam kochają wszyscy: od Noela Gallaghera, przez Pete'a Doherty'ego, po Mike'a Skinnera.

Zobacz The Jam:

The Police, Nirvana, Green Day. Czytaj dalej!


The Police
Zespół Stinga zaczynał jako intrygujący przedstawiciel nowej fali, a dokładnie białego reggae z wpływami jazzu i punk rocka (osobliwa mieszanka), by później podbić listy przebojów, wypełniać stadiony, sprzedać ponad 50 milionów płyt i wreszcie stać się kolejnym rockowym dinozaurem. Reaktywacja zespołu w 2008 roku, choć spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem fanów, pozostawiła spory niesmak, bo przecież Sting za "kolegami" z zespołu (Andy Summersem i Stewartem Copelandem), delikatnie mówiąc, nie przepada. I z wzajemnością. Po co się zeszli? Stare powiedzenie mówi, że jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Mało im tantiem za te wszystkie bestsellerowe płyty?

Zobacz The Police:

Nirvana
Kurt Cobain to postać otoczona kultem, nawet po ponad 15 latach od tragicznej śmierci wywierająca wpływ na kolejne pokolenia fanów rocka. Jego Nirvana ostatecznie "załatwiła" plastikowe gwiazdeczki z kolorowych lat 80., z niełatwym przekazem trafiła do milionów i ułatwiła sukces innym reprezentantom muzyki grunge, a nawet alternatywy w ogóle. Cobain dla muzyki alternatywnej zrobił to, co Jackson dla czarnoskórych wykonawców dekadę wcześniej - siłą talentu wprowadził na medialne salony. Szkoda jedynie, że Nirvana nagrała tylko trzy studyjne płyty.

Zobacz Nirvanę:

Beastie Boys
Jak już wspomnieliśmy, nowojorscy hiphopowcy znaleźli się w tym zestawieniu trochę "po znajomości", ale jeżeli mielibyśmy wybrać najbardziej "pałerowe" trio w hip hopie, to laur bez wątpienia trafiłby do nowojorczyków. Zresztą Mike D, MCA i Ad Rock zaczynali jako grupa hardcore'owa, a ich długowieczność (zadebiutowali słynnym "Licensed to Ill" jeszcze w 1986 roku) charakterystyczna jest dla rockowych dinozaurów. Na szczęście, pod względem skostnienia młodzieńczo żywotnym Bestialskim Chłopcom do muzycznych pterodaktyli daleko. To ulubieńcy publiczności i krytyków muzycznych.

Zobacz Beastie Boys:

Green Day
Cokolwiek mówi się o Green Day, tego zespołu nie można pominąć w zestawieniu najważniejszych rockowych trio. Historia kalifornijskiej formacji jest zaskakująca. Wywodząca się z ruchu punkowego grupa, w 1994 roku nagle sprzedała 15 milionów egzemplarzy albumu "Dookie". "Na mieście pojawiły się ulotki mówiące, że Green Day się sprzedali i psują punkową scenę" - wspominają tamte czasy muzycy. Później trio powoli dawało fanom o sobie zapomnieć, by w 2004 roku nagrać - jakżeż pretensjonalnie to brzmi - punkową operę rockową. "American Idiot" okazał się być strzałem w "10": 10 milionów sprzedanych egzemplarzy i pochlebne, miejscami entuzjastyczne, recenzje wywindowały Green Day ponownie do rockowej ekstraklasy.

Zobacz Green Day:

Karate
Na koniec pierwszej dziesiątki odrobina prywaty. Karate to jeden z ulubionych zespołów niżej podpisanego. Pochodzące z Bostonu (tak, tak Massachusetts...) indie-rockowo-jazzowe trio Geoffa Fariny (przez krótki moment jako kwartet) niestety przeszło do historii w 2005 roku w tragicznych okolicznościach - lider zaczął tracić słuch. Po Karate zostało kilka doskonałych płyt i koncertowych wspomnień. Jak to z Krakowa, gdy frekwencja w klubie była tak ogromna, że duża część publiczności (m.in. Artur Rojek) musiała przysłuchiwać się występowi z sąsiednich sal!

Zobacz Karate:

Druga dziesiątka:

Cocteau Twins: To nie tylko, choć przede wszystkim, "niebiański" głos Elizabeth Fraser. Pionierzy dream popu i post rocka.

The Melvins: Bez nich nie byłoby grunge'u. I Toola.

Primus: Sprecyzowanie stylu zespołu jest prawdziwą sztuką. Sztuką jest też gra na basie Lesa Claypoola. No i nagrali piosenkę do "South Parku"!

ZZ Top: Najsłynniejsze brody w muzycznym show-biznesie.

Yo La Tengo: Ukochany zespół krytyków muzycznych. I jednocześnie zespół kultowy. Wkrótce w Polsce.

Supergrass: Najbardziej niedoceniony zespół na Wyspach Brytyjskich.

Muse: Ponoć obecnie najlepszy zespół koncertowy.

Yeah Yeah Yeahs/Black Rebel Motorcycle Club: Młodzi też potrafią. Nawet po śmierci new rock revolution.

Prong: Metalowy akcent w zestawieniu. Ulubieńcy Trenta Reznora i Jonathana Davisa.

Placebo: Polska ich kocha, a oni kochają Polskę. Poza tym - jak już wspominaliśmy - grają dziś koncert w Warszawie.

Artur Wróblewski

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas