Myslovitz: Nowy i "stare dziady"

Przed Michałem Kowalonkiem, który w zespole Myslovitz zastąpił Artura Rojka, już pierwsza pomyślnie zdana próba, jaką było spotkanie z fanami zespołu podczas występów na żywo. Teraz, po koncertowym przetarciu, grupę czeka o wiele trudniejszy test - nagranie nowej płyty.

Myslovitz z Michałem Kowalonkiem (drugi z lewej) fot. Tomasz Olesiński
Myslovitz z Michałem Kowalonkiem (drugi z lewej) fot. Tomasz Olesińskimateriały prasowe

W trakcie niedawnego koncertu Myslovitz w krakowskim klubie Studio fanom na pewno zapadł w pamięć moment, kiedy to Michał Kowalonek poprosił publiczność o "zrobienie hałasu".

"Dajcie mi w ten sposób chwilę odpocząć" - prosił ze sceny, wciąż chyba zestresowany faktem, że występuje w jednym z największych polskich zespołów.

Owacja fanów pozwoliła mu choć na moment uciec na drugi plan. Trudno nie zauważyć, że postęp w koncertowym obyciu nowego wokalisty Myslovitz jest więcej niż widoczny, a stres artysty zdecydowanie mniejszy.

Zapierniczanie ze "starymi dziadami"

Jeszcze kilka miesięcy temu, po juwenaliowym koncercie Myslovitz w Krakowie, rozmawialiśmy z Michałem Kowalonkiem, który wydawał się być nieobecny i trochę... wystraszony.

- Przepraszam, ale nie pamiętam tamtej rozmowy. Chyba rzeczywiście nie za bardzo wiedziałem, co się dzieje - śmieje się frontman Myslovitz, który znalazł prostą receptę na radzenie sobie z presją. - Staram się prosto myśleć i na siłę nie komplikować spraw, nie stwarzać problemów. Dla mnie to wielkie szczęście, że mogę grać z ludźmi, którzy zjeździli prawie cały świat, robiąc to, co kochają. To nie przytrafia się każdemu. A przytrafiło się to mnie. Pomimo tej presji, stresu i otoczki - czasami negatywnej, czasami pozytywnej - to zasypiając po koncercie myślę sobie: "Popatrz, jestem tutaj z tymi dziadami starymi (śmiech). A oni byli wszędzie!". Dlatego skupiam swoje wszystkie moce i za przeproszeniem za-pier-ni-czam!

"Zapierniczanie" Michała Kowalonka doceniają "stare dziady" z Myslovitz, pomagając młodemu wokaliście prawie na każdym kroku.

- Wspierają mnie i to w taki sposób, że życzyłbym czegoś takiego każdemu nowemu muzykowi w zespole. Wszystkim nam chodzi o to samo. Mamy plan robić zajebistą muzykę, fajne piosenki, które będą dawać ludziom radość. Uważam się za szczęściarza - przyznaje wokalista, który cieszy się sporym uznaniem basisty Jacka Kuderskiego.

- Ja dokładnie obserwuję Michała. Nie jestem z nim na tyle blisko, jak inni członkowie zespołu - przede wszystkim Przemek [Myszor], ale zauważyłem, że to jest człowiek o wielu ukrytych talentach. Jest świetnym wokalistą, no i bardzo oryginalnym gitarzystą. Poza tym on nie pokazuje od razu, na co go stać. On to pokazuje na przykład dopiero na koncercie - pochwalił młodszego kolegę.

- Michał w ciągu pół roku złapał mnóstwo piosenek Myslovitz. Chylę czoła! Życzę wszystkim nowym wokalistom, by tak szybko załapali taką ilość i to będąc pod wpływem ogromnego stresu - dodaje Jacek Kuderski.

Myslovitz jak Marillion

Rzeczywiście, stres musiał być ogromny, nawet biorąc pod uwagę fakt, że rozstanie muzyków Myslovitz z Arturem Rojkiem przebiegało w eleganckiej atmosferze.

- Na szczęście nie daliśmy mediom pożywki. Rozstaliśmy się z Arturem po cichu, bez sensacji. Ułożyliśmy wszystko między sobą, podpisaliśmy różne papiery, umówiliśmy się, kto do czego ma prawa i dopiero potem poszła informacja do mediów. Nie było żadnej afery - zaznacza gitarzysta Wojtek Powaga, którego poirytował tylko jeden program telewizyjny.

- Nie śledziłem za bardzo w tym czasie tego, co się o nas mówi w mediach. Raz trafiłem w jednej telewizji "śniadaniowej" na dyskusję o tym, czy mamy prawo występować i grać pod nazwą Myslovitz. Spierały się autorytety. To mnie trochę zdenerwowało, bo jak to, czemu nie mamy do tego prawa?

Spierali się również fani, którzy nie potrafili sobie wyobrazić Myslovitz bez charakterystycznego głosu Artura Rojka.

- Ja byłem trochę zły, że ludzie są źli z tego powodu, iż nastąpiły zmiany. Jednak po przemyśleniu sprawy stwierdziłem, że mają prawo być źli. Ja byłem wielkim fanem zespołu Marillion, wychowałem się na ich piosenkach. Kiedy nastąpiła tam zmiana wokalisty, Fisha zastąpił Steve Hogarth, przestałem słuchać tego zespołu. Byłem zły, był to dla mnie szok, Steve kompletnie mi nie pasował. Teraz już oczywiście mi przeszło i traktuję Marillion jako inny zespół. Teraz jest świetny Marillion i jest nowy, świetny Myslovitz - podkreśla gitarzysta grupy.

Niektórzy fani sugerowali, że grupa powinna zmienić nazwę. Tego typu dywagacje są nie do przyjęcia dla Jacka Kuderskiego.

- Myslovitz to nie był tylko Artur, ale też osoby, które zakładały ten zespół albo były przy nim od samego początku. Być może w mediach padły pewne niepotrzebne słowa, ale wynikało to z braku informacji. Zespół Myslovitz to nie był tylko Artur, a my nie byliśmy tylko muzykami sesyjnymi. To był decyzja Artura, nikt go do tego nie zmuszał - zaznacza basista, w którego głosie słychać determinację i chęć udowodnienia, że życie po Arturze Rojku istnieje. - Nie mamy nic więcej do dodania. Jesteśmy zespołem, który chce grać dalej. Nie było momentu zawahania. Od początku wzięliśmy sprawy w swoje ręce. Bo ten zespół to jest nasze życie i dla nas to jest wszystko.

"Niech nas zmiażdżą"

Jeszcze wiosną tego roku zespół zamierza opublikować nowe wydawnictwo już z Michałem Kowalonkiem jako wokalistą. Będzie to albo płyta długogrająca, albo EP-ka. Muzycy mają świadomość, że mogą stać się łatwym celem dla krytyków, i to tylko dlatego, że w zespole nie ma już Artura.

- Ja już się nie mogę doczekać! Tyle już przyjąłem na ryj, że dam radę - zapewnia poirytowany Michał Kowalonek. W podobnym tonie wypowiedzieli się pozostali muzycy Myslovitz.

- Niech nas zmiażdżą. To jest właśnie ten poziom dyskusji... Wydamy płytę na wiosnę, to napiszą że np. płyta "jest taka sobie", wydamy płytę jesienią, to napiszą że "późno". I tak dalej - denerwuje się Jacek Kuderski. - To banalne, ale nam zależy na tym, by ta płyta przede wszystkim była od początku do końca na wysokim poziomie i nam się podobała. Jeżeli ktoś napisze, że mu się nie podoba, to trudno. My w zespole będziemy wiedzieli, że zrobiliśmy wszystko, by ta płyta była jak najlepsza.

- Staramy się nie ulegać presji i nie gonić. I tak już mamy zawalone terminy, które były tam na kiedyś... Zależy nam, by te piosenki i materiał, który będziemy nagrywać, był jak najlepszej jakości. Żeby teksty były jak najlepszej jakości. A z tekstami... Nie ukrywam, miałem duży problem z powodu wielkich zawirowań w zespole, nie mogłem przejść koło tego obojętnie . Na szczęście to już za nami - dodaje Wojtek Powaga.

"Było dużo stresu"

Trudno jednak nie zauważyć, że Myslovitz odczuwają ciążącą na nich presję. Przykład? W ten sposób Wojtek Powaga wspomina nagrania najnowszego utworu grupy "Trzy sny o tym samym". Trudno powiedzieć, by była to sielankowa sesja...

- Ile myśmy pracowali nad tym numerem... Próbowaliśmy: "Może zrobimy to tak? A może tak?", zarejestrowaliśmy całą muzykę drugi raz od początku w szybszym tempie... Powstało sześć różnych tekstów - w życiu nie napisałem tylu tekstów do jednej piosenki! - a w studiu siedząc nad "Trzema snami o tym samym" wybraliśmy z tego siódmy tekst - relacjonuje gitarzysta. - Było dużo stresu, bo z jednej strony to zamknięcie pewnego etapu, a z drugiej strony otwarcie nowego z nowym wokalistą.

Na koniec oddajmy głos Michałowi Kowalonkowi, który chyba jako jedyny w Myslovitz patrzy wyłącznie w przyszłość.

- Istotne jest to, że media przez siedem miesięcy mówiły, że nie ma czegoś nowego. A teraz jest singel "Trzy sny o tym samym" i możemy zacząć mówić, że coś już jest. Kończymy to, co było i ruszamy do przodu - deklaruje nowy wokalista Myslovitz.

Artur Wróblewski

Posłuchaj nowej piosenki Myslovitz "Trzy sny o tym samym":

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas