34-letni muzyk zmarł na scenie
W sobotę (17 marca) podczas koncertu indie rockowej grupy Pyramid Of The Coyote na scenie zmarł wokalista Gary Cornell.

Do tragicznego zdarzenia doszło na początku występu (podczas wykonywania drugiej piosenki) w The Civic Hotel w Inglewood w Australii. Gary Cornell miał 34 lata, zostawił dwie córki - 10-letnią Trinity i 8-letnią Madisan.
"Wiedz, że nigdy cię nie zapomnimy. Obiecuję, że zrobię wszystko dla naszych dziewczynek" - podkreśla Julie Turner, długoletnia partnerka wokalisty i matka jego córek.
"Gary przewrócił się na scenie i pomimo najlepszych wysiłków zgromadzonych i wezwanej ekipy, która zabrała go karetką do szpitala, nie udało się go uratować" - napisała Kely Barcia z Pyramid Of The Coyote na profilu australijskiej grupy na Facebooku.
"Gary był wspaniałym wykonawcą, wokalistą, kompozytorem, perkusistą, muzykiem i promotorem koncertów, a także wspaniałym kolegą... Straciłam mojego najlepszego przyjaciela i brata od 17 lat, spoczywaj w pokoju, będzie nam ciebie bardzo brakowało..." - dodała Barcia.
Nie podano oficjalnej przyczyny zgonu Cornella, prawdopodobnie spowodowało go nagłe zatrzymanie krążenia.
Założona w 2009 roku grupa miała w dorobku EP-kę "Monkey Empire", łączącą inspiracje takimi grupami jak Kyuss i Queens Of The Stone Age.
1 kwietnia w rodzinnym Perth ma się odbyć specjalny koncert pamięci Gary'ego Cornella.
Zobacz Pyramid Of The Coyote podczas jednego z ostatnich koncertów: