Hillel Slovak: Założyciel Red Hot Chili Peppers obchodziłby 60. urodziny

Kariera Hillela Slovaka nie była zbyt długa i pełna sukcesów. Na pewno skończyła się zbyt szybko. Trzeba jednak pamiętać, że to dzięki temu chłopakowi i jego gitarowym umiejętnościom, możemy dziś zachwycać się muzyką Red Hot Chili Peppers. Założyciel grupy obchodziłby dziś 60. urodziny.

article cover
Paul Bergen/RedfernsGetty Images

Hillel Slovak: Założyciel Red Hot Chili Peppers obchodziłby 60. urodziny

Po śmierci gitarzysty, Jack Irons - perkusista kapeli, kompletnie się załamał. Do tego stopnia, że odszedł z zespołu i trafił do szpitala psychiatrycznego.

Niedługo później do zespołu dołącza młody John Frusciante, wielki fan zespołu i gitarowego stylu Slovaka. To z nim zespół osiągnie największe sukcesy.

Red Hot Chili Peppers nie raz złoży hoł byłemu gitarzyście i przyjacielowi, m.in. w piosenkach "Knock Me Down", czy "My Lovely Man".

W 2012 roku Slovak został włączony do Rock and Roll Hall of Fame razem z pozostałymi członkami Red Hot Chili Peppers. Mimo tak krótkiego stażu w "Papryczkach", udało się Slovakowi wypracować wraz z kolegami brzmienie, dzięki któremu bez problemu, po kilkunastu sekundach rozpoznamy utwór Red Hot Chili Peppers, niezależnie od tego, kto aktualnie jest gitarzystą grupy.
Hillel Slovak to nie tylko współzałożyciel Red Hot Chili Peppers, ale i pierwszy nauczyciel Flea. To właśnie Slovak pokazał przyjacielowi, jak grać na basie. Dziś Flea uznawany jest za jednego z najlepszych basistów świata.

"Usiadłem wygodnie w samochodowym fotelu, delektując się razem z nim tą chwilą. A potem Hillel, mówiąc o basiście Anthym, Toddzie Strassmanie, rzucił: 'Mike, wiesz, że jakoś nie mogę się dogadać z Toddem. On chyba nie traktuje tego wszystkiego zbyt poważnie, nie przykłada się do prób. Nie ma ochoty poświęcić życia muzyce'. Przez chwilę zamilkł, gdy Jim Morrison śpiewał: 'W tym domu się zrodziliśmy / Na ten świat nasz rzucono...'. A potem nagle powiedział: 'A może nauczyłbyś się grać na basie i zastąpił go w zespole?'" - pisał basista w swojej książce, pt. "Acid For Children".
Później gitarzysta pogrążał się w narkotykowym nałogu na tyle intensywnie, że zaczęła na tym cierpieć kariera zespołu. Zdarzało się, że wykończony schodził ze sceny, zostawiając na niej samych kolegów. W pewnym momencie na kilka dni został nawet wyrzucony z kapeli.
W szkole średniej poznał swoich największych przyjaciół - Anthony'ego Kiedisa i Michaela Balzary'ego. Razem słuchali płyt (od jazzu, przez rap, po punk rock, hard rock i funk), razem jeździli do Michigan, razem wchodzili na dachy cudzych domów, razem brali LSD, kokainę, heroinę i metamfetaminę.

"Któregoś dnia po szkole zaprosił mnie na kanapki z sałatką jajeczną. Jedno popołudnie wystarczyło, by uświadomić sobie, że zawsze będziemy przyjaciółmi: na lepsze, gorsze, na cokolwiek we wszechświecie" - opowiada wzruszony Kiedis.
+3
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas