Reklama

"Zagrać na Księżycu"

Radość i smutek dla fanów kultowego i najbardziej rozpoznawalnego zespołu rosyjskiej muzyki undergroundowej. Twórcy kontrowersyjnej, przez jednych uwielbianej, przez drugich negowanej grupy Lenningrad zagrali w Polsce. Zagrali po raz ostatni. Formacja z charyzmatycznym liderem Siergiejem Sznurowem na czele oficjalnie zawiesiła działalność.

Rosyjskie fora z zazdrością komentują występy zespołu na deskach krakowskiego klubu Studio i warszawskiej Stodoły: "Sievodnja poliaki ohujejut".

Przed tymi koncertami z liderem Lennigradu rozmawiała Magda Mika z magazynu "MoveOut".

To wasza druga trasa koncertowa w Polsce. Dlaczego właśnie tu odbędą się ostatnie koncerty Leningradu?

To przypadek. Przed podjęciem decyzji o rozwiązaniu Leningradu zobowiązaliśmy się zagrać w Polsce. Oczywiście, fajnie byłoby zagrać na... Księżycu, ale na razie to niemożliwe. Chociaż Polska jest dla nas też czymś w rodzaju Księżyca, wydawałoby się, że nie jest tak daleko, ale cóż takiego się tam dzieje - nie wiadomo. Spodobał nam się odbiór publiczności podczas ostatnich występów, sporo osób rozumiało nawet niektóre słowa.

Reklama

Na luty tego roku zaplanowane jest wydanie pierwszego singla twojej nowej formacji Rubel. Jakiego odbioru publiczności się spodziewasz?

Rubel to całkiem nowy projekt, w którego skład na ten moment wchodzą cztery osoby. A odbiór publiczności? Lubimy się zajmować tym, co lubimy, a społeczeństwo to tylko mały błąd w naszym ogromnym, szczęśliwym życiu. Jest jak komary, które nie mają się gdzie podziać, ale myśleć przez całe życie o tym, że są wokół nas to głupstwo.

Na jednej z rosyjskich stron możemy przeczytać, że rozpad Leningradu i powstanie nowego kolektywu o znaczącej nazwie Rubel jest jakoby związany z kryzysem gospodarczym.

To bzdura. Oczywiście, wszystko, co się podziało w ostatnich miesiącach jest związane z ogólnym kryzysem, ale kryzys gospodarczy to tylko pozór. Wszystko jest o wiele bardziej skomplikowane.

Piwo się zepsuło, wódka też już nie ta. Wszystko się popsuło. Leningrad bez dobrej wódki nie istnieje. Jeśli zaczną produkować dobrą wódkę, może znowu zaczniemy tworzyć...

Wasze koncerty są bardzo dynamiczne, ekspresyjne, każdy z was daje z siebie wszystko. Skąd czerpiecie energię?

O to właśnie chodzi. Kiedy byliśmy młodzi piliśmy dobrą wódkę, teraz energia w nas się kończy, bo wódka znowu się popsuła.

Jedna z polskich grup punkowej sceny muzycznej Dezerter śpiewa, że "nie ma brzydkich słów, są tylko brzydkie myśli". Wasza twórczość wydaje się być nasycona wulgaryzmami, czym też jednych słuchaczy przyciąga, a drugich zniechęca. To sposób wyrażania siebie czy też forma buntu, walki z systemem?

Nie sposób protestować przeciwko systemowi. System jest częścią każdego z nas, to głupota walczyć z nim. Śpiewamy takim językiem, jakim się porozumiewamy. Nic ponadto.

A co jest dla was najważniejsze w muzyce?

Dla mnie muzyka w ogóle nie jest ważna. Bo czym jest muzyka? Tym bardziej ta żywa. Teraz jest, a za sekundę już jej nie ma. Muzyka istnieje w danej sekundzie, szczególnie dla tych, którzy dużo piją i tych, którzy mają słabą pamięć. Jeśli nie pamiętasz poprzedniego taktu to muzyka nie układa ci się, nie powstaje. Tak jak u nas.

Czy kojarzycie kogoś z polskiej sceny muzycznej?

(chwila namysłu)...Tak! Dawno temu była u nas taka blondyna z gitarą. Nie mogę sobie przypomnieć jak się nazywała...

Maryla Rodowicz?

Dokładnie! Grała takie fajne country (śmiech). Cóż, wydaje mi się, że nasze kultury już się nie przenikają, nie ma już festiwali, nie obcujemy ze sobą. Wcześniej my rozumieliśmy, co się dzieje u was, a wy, co u nas. Teraz już tego nie ma. Nasze kultury nie oddziałują na siebie. Patrzymy w różne strony. Rosja bardziej w stronę Ameryki, a Polska w stronę Europy. Znajdujemy się w zupełnie różnych kulturowych kontekstach.

Moje ostatnie pytanie. Swego czasu dużo jeździliście po świecie z koncertami. Ciągłe życie na walizkach na pewno po jakimś czasie męczy. Czy czujecie, że macie na Ziemi swoje miejsce, do którego wracacie z przyjemnością?

Petersburg to nasz miejsce, to nasza ojczyzna. Gdzie mielibyśmy wracać, jeśli nie tam? Nigdzie więcej. Na pewno nie do Zimbabwe - tam nie ma wódki (śmiech), a jeśli nawet jest, to nie chciałbym się z nią spotkać...

Dziękuję serdecznie za rozmowę. Powodzenia!

Moveout
Dowiedz się więcej na temat: księżyce | muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy