Turbo: Miecz Bieruta"

Turbo to legenda polskiego heavy metalu. Istniejąca od 1980 roku poznańska grupa ma na koncie takie klasyczne albumy jak "Kawaleria Szatana" i "Dorosłe dzieci". Pod koniec grudnia 2004 roku do sklepów trafił kolejny album formacji dowodzonej przez wokalistę Grzegorza Kupczyka i gitarzystę Wojciecha Hoffmanna, zatytułowany "Tożsamość". Z tej okazji Hoffmann i basista Bogusz Rutkiewicz spotkali się z Michałem Boroniem by opowiedzieć o ostatnich kłopotach Turbo, mieczu Bieruta, terroryzmie i wpływie nowych muzyków na sytuację w grupie.

article cover
INTERIA.PL

Co się działo w zespole przez te kilka miesięcy ubiegłego roku, gdy wydawało się, że Turbo może zakończyć działalność? Jak te zawirowania związane z odejściem Grzegorza wpłynęły na prace nad nową płytą?

Bogusz Rutkiewicz: Przede wszystkim opóźniły je o rok. Bo przez rok wisieliśmy w powietrzu. Nie wiadomo było, czy się dogadamy, czy nie dogadamy - i z Grzegorzem, i z wytwórnią. Na szczęście udało się obie rzeczy zrobić, ale płyta wyszła o rok później.

Co my robiliśmy w tym czasie? Grzegorz był bardzo zajęty różnymi projektami, ze swoim zespołem CETI, później nagrywał z Esqarialem, coś tam jeszcze robił... Ciągle coś robi (śmiech). Wojtek w tym czasie nagrał solową płytę "Drzewa", a ja nagrałem ze swoim zespołem Gotham, a także gościnnie z Aionem. Tak, że nie marnowaliśmy czasu. Natomiast Turbo troszeczkę wisiało w powietrzu. Ale to już za nami.

Wojtek Hoffmann: A ja jeszcze gościnnie nagrałem z tobą (śmiech).

"Tożsamość" to powrót do tego starego Turbo, z czasów "Kawalerii Szatana" i "Dorosłych dzieci". Czy ten świadomy powrót do przeszłości, z pominięciem, krytykowanej także przez niektórych z was, płyty "Awatar", nie jest w jakiś sposób wyrachowany?

W.H.: Wiesz, co - my nie jesteśmy wyrachowani.

B.R.: Rozmawialiśmy sporo w zespole i było dużo tarć z Grzegorzem, który absolutnie nie chciał żadnych nowych dźwięków, żebyśmy szukali czegoś nowego. Uważał, że znaleźliśmy swoje dźwięki. Wtedy stwierdziliśmy, że skoro jest tak, że jest nas kilku w zespole, to każdy musi być zadowolony.

To, co graliśmy na "Kawalerii Szatana" i "Dorosłych dzieciach", to było to, co każdy z nas lubił i kochał, więc po co to zmieniać. Zróbmy płytę, która będzie nam dawała dużo radochy, i Grzegorzowi też. I zrobiliśmy ją. Z tego co widzimy po reakcjach ludzi, to też są z tego bardzo zadowoleni, że już nie kombinujemy, że nie szukamy żadnych nowych dźwięków, tylko gramy swoje.


Pytam dlatego, że "Awatar" został źle odebrany..

B.R.: Przez część ludzi. Przez tą część fanów zespołu Turbo, którzy kochają tą starą, klasyczną heavymetalową szkołę grania. Natomiast wielu ludziom "Awatar" podobał się bardziej niż te klasyczne płyty. To kwestia gustu. Tylko Grzegorz, już po wydaniu tej płyty, mówił: Panowie, zdajcie sobie sprawę, że mogą nas ci starzy fani opuścić. W to, że zdobędziemy nowych, też wierzyliśmy, ale to nie o to chodzi, żeby cały czas sobie zmieniać gremium pod sceną. Trzeba grać swoje, to, co lubimy i co nasi fani też kochają.

Według nas "Awatar" jest jedną z najlepszych naszych płyt. Tam jest mnóstwo pięknych dźwięków. Tylko, że to są dźwięki, do których Turbo nie zdążyło przyzwyczaić swoich fanów przez te wszystkie lata.

W.H.: Pięknie to powiedziałeś. Ponieważ czym ta płyta się różni od poprzednich? Może tym, że Grzegorz śpiewa melodie, które de facto też są zawarte na "Kawalerii", na "Dorosłych dzieciach" (oprócz "Wojownika"). Riffy są bardzo proste - myśmy starali się na "Awatarze" właśnie uprościć swoją muzykę, żeby była jeszcze większa komunikacja między nami a ludźmi.

Natomiast cała wrzawa i nieporozumienie dotyczące tej płyty powstały przez parę wywiadów, których Grzegorz nieopatrznie udzielił i podzielił się już swoim niezadowoleniem z tych dźwięków. I pokazał, że my gramy teraz jakąś muzykę jak Korn czy coś takiego. To nie była prawda, ponieważ my wracając na scenę mieliśmy różne opcje. I zastanawialiśmy się nad wieloma rozwiązaniami. Mogliśmy grać po 10 latach nieobecności wszystko - tak jak Budka Suflera zacząć grać piosenki, trochę stonować brzmienie i zarabiać pieniądze.

Ale powiedzieliśmy "nie", a ponieważ nie było nas 10 lat, to chcieliśmy pokazać, że każdy z nas przez ten czas poszedł trochę do przodu. Strasznie nie chcieliśmy odcinać kuponów. W związku z powyższym przychodząc na próby mówiłem chłopakom: Słuchajcie, nagrajmy album, który będzie energetyczny i świeży, tak jak te młode kapele. I mówiłem właśnie Korn, Limp Bizkit, Soulfly, Slipknot, ale chodziło mi nie o muzykę, bo było wiadomo od razu, że to nie jest nasza muzyka, ale o energię, którą ci młodzi ludzie pokazują na scenie.

Wydawało mi się, że przez to, że mamy już te kilkanaście lat wspólnie w zespole, to dobrze będzie tą energię zaszczepić w sobie. Ale później się okazało, że my tą energię cały czas mamy. I tutaj powstało małe przekłamanie między Grzegorzem a nami. No, ale to w świat poszło. I ludzie przed kupieniem płyty już uważali, że "Awatar" jest do dupy.

I to jest odpowiedź na jakiekolwiek zarzuty, jeśli chodzi o tą płytę. Bo muzycznie i artystycznie..

B.R.: A ja myślę, że czas odda sprawiedliwość tej płycie, jak oddał "Kawalerii Szatana". My nagrywając tamtą płytę byliśmy po "Dorosłych dzieciach" i "Smaku ciszy", albumach bardzo melodyjnych, z balladami. W momencie kiedy nagraliśmy "Kawalerię" mnóstwo naszych fanów powiedziało: W co wy się wpakowaliście??? Były straszne recenzje wśród fanów, jeszcze gorsze niż miał "Awatar".

I co się okazuje? Po wielkim okresie milczenia Turbo okazało się, że nagraliśmy kultową płytę! Jedną z najlepszych w historii polskiego metalu w ogóle. A wtedy była dokładnie taka sama sytuacja, jak później było z "Awatarem".

W.H.: Nic się nie podobało - okładka, muzyka...

B.R.: Dlatego myślę, że za jakiś czas zostanie ona doceniona i znajdzie swoje miejsce w szeregu tych naszych płyt.

W.H.: Na pewno najmniej ulubioną z naszych płyt jest płyta "Epidemia". Nie lubimy tej płyty.


Mówiłeś o tych niefortunnych wywiadach Grzegorza. Czy to przez to promocją medialną "Tożsamości" zajmujecie się wy, a nie on?

W.H.: Nie.. Nie było czegoś takiego. Jesteśmy dorosłymi ludźmi, wiemy czego chcemy. Mamy do siebie zaufanie. Kiedyś faktycznie tak nie było, bo był menedżer, który mówił Ja i był koniec dyskusji, nikt nie miał prawa się odezwać. Natomiast teraz to byłoby bez sensu. Robimy wszystko razem - komponujemy piosenki, nagrywamy płyty. Każdy z nas ma prawo wypowiedzenia się, a czytelnicy, czy słuchacze sami ocenianą. Tak, że żadnych zakazów nie było.

Jeżeli chodzi o te nawiązania do przeszłości, to na płycie jest jeden numer instrumentalny, podobnie jak było na wcześniejszych albumach..

B.R.: Z rozmysłem zostało to tak zrobione. Żeby podtrzymać tę nową świecką tradycję (śmiech).

Tytuł tego nagrania - "Eneida" - przywołuje podróż Odysa.

W.H.: Grzegorz wymyślał tytuły do wszystkich utworów. Nie wiem dlaczego akurat tak nazwał, ale jest - po prostu!

B.R.: Na następnej płycie będzie "Odyseja" (śmiech).

Od pewnego czasu gra z wami Dominik Jokiel z Aion. Jaki był powód przyjęcia go do zespołu - chcieliście wpuścić nieco świeżej krwi?

B.R.: Powód był bardzo prozaiczny - grając trasę z Vaderem stwierdziliśmy, że granie na jedno wiosło koncertu, to jest za mała siła rażenia...

W.H.: ...to jest staroświeckie troszkę, archaiczne...

B.R.: Fajnie się grało, owszem, ale nie szła taka ściana jaka powinna w danym momencie. I stwierdziliśmy, że druga gitara nam by bardzo pomogła. Znaleźliśmy Dominika i od tego czasu jest z nami. Już cztery lata, tak jak i bębniarz "Krzyżak", czyli Tomek Krzyżaniak.

W.H.: Na takiego bębniarza, ja, mówię prywatnie, całe życie czekałem. To jest facet, który ma nieprawdopodobny zmysł - nazywam go "polskim Mike'm Portnoy'em". Totalne zawirowania harmoniczne, synkopowe, do tego znawca muzyki heavymetalowej, wielbiciel Iron Maiden, Nicko McBraina. Od czterech lat także wielbiciel Turbo (śmiech). Jest to taka dusza, która wprowadza do zespołu trochę niepokoju, takiego "spięcia tyłka", czasami jest nawet agresywny (śmiech), ale to wpływa tylko na polepszenie obrazu tego co robimy.

B.R.: A Dominik wpływa na nas kojąco, jest jak balsam.

Mówicie o jego wpływie na wasze brzmienie na koncertach, ale na nowej płycie jako twórca muzyki się nie pojawił.

W.H.: On po prostu od razu się określił. Dostał propozycję: "Dominik, robimy płytę, proszę przygotować parę numerów", a on mówi, że komponuje dla Aionu - "A wy sobie róbcie, to będzie najlepiej, a ja tylko zagram". Nie będziemy chłopaka zmuszać. Ważne, że wykonuje to, co do niego należy i robi to dobrze.

B.R.: Zresztą ja tak samo się określiłem - moich rzeczy jest dużo mniej niż na "Awatarze". Ale to zrobiłem z premedytacją - niech ta cała koncepcja płyty wyjdzie od Wojtka, a my mu z "Krzyżykiem" będziemy pomagali w aranżach.


Chodzi mi o to, że jako twórcy muzyki jesteście podpisani w trójkę razem z "Krzyżakiem", a teksty są Grzegorza.

B.R.: Podpisani jesteśmy w trójkę, ale gros muzyki zrobił Wojtek, bo chodziło o to, żeby zrobiła to jedna głowa, żeby płyta była spójna.

W.H.: Ustaliliśmy takie zasady w latach 80. Płyta "Dorosłe dzieci" w zasadzie jest moją płytą, "Smak ciszy" właściwie w większości też. Ale w pewnym momencie wiedziałem, że wrzód pęknie - nie można cały czas być hegemonem i wszystko tylko dla siebie.. Wtedy były tylko ZAiKS-y, nie było żadnych tantiem wykonawczych.. W związku z tym przy "Kawalerii" postanowiliśmy, że dzielimy torcik w jakiś tam sensowny sposób, żeby nikt nie poczuł się pokrzywdzony.

B.R.: Zresztą to był jeden z powodów dlaczego Grzegorz zaczął pisać teksty. Żeby pieniądze nie trafiały do tekściarza spoza zespołu.

W.H.: Ten podział trwa do dzisiaj, pomimo, że ja faktycznie robię większość materiału, to przecież gramy razem i każdy się czuje odpowiedzialny. Bogusz przyjeżdża na próby 40 kilometrów, "Krzyżak" 100 km, ponoszą swoje koszty, każdy coś tam wkłada w ten zespół. Dlatego każdy chce też coś z tego mieć. Jest tak jak jest, nie ma tych tantiem wykonawczych wysokich, że za płytę dostaje się 100 tysięcy. Gdyby było inaczej to by nie było problemu - ja bym się wpisał jako kompozytor wszystkiego, Grzegorz jako autor tekstów, chłopacy by nie mieli pretensji, bo by wiedzieli, że na nich tam czeka powiedzmy te 100 tysięcy.

B.R.: Poza tym też realizujemy się w swoich zespołach. W moim Gothamie mam 100 procent swojej muzyki. Ponieważ wiedziałem, że taka muzyka w Turbo nie przejdzie, to założyłem sobie zespół.

Według mnie w głosie Grzegorza na "Tożsamości" słychać pewne echa Iron Maiden, takie "dickinsonowania"..

W.H.: Grzegorz jest starym "coverdale'owcem" i "dickinsonowcem". To jest stara szkoła. I my się teraz cieszymy, że Grzegorz śpiewa tak jak Grzegorz. Kiedyś były pewne opcje, że miałem świra na punkcie wrzasku i zmuszałem wręcz Grzegorza, żeby śpiewał nie swoim głosem. "Wojownik" - to jest moja wina, że Grzegorz tak zaśpiewał na tej płycie. Ona nie powinna nigdy być tak wykrzyczana, z taką pianą.

Gdyby Grzegorz zaśpiewał to tak jak "Kawalarię", myślę, że byłaby to po prostu "Kawaleria 2". A tak to dodał na "Wojowniku" więcej agresji, takiego "Kaczora Donalda" i wielu osobom się to nie podobało. Po co zmieniać coś, co jest dobre? Grzegorz ma znakomity głos, uważamy go za jednego z najlepszych wokalistów w tym kraju. Wie co z tym zrobić, jak poprowadzić swój głos, więc on musi śpiewać tak jak Grzegorz. Ja będę grał tak jak Hoffmann, Bogusz - tak jak Bogusz, i o to chodzi. Nie będziemy się gdzieś pod jakieś inne płaszczyki chować.


Pojawiły się opinie, że gdyby nie fakt, że jesteście związani z konkurencyjną firmą, to bylibyście idealnym zespołem do zagrania na Mystic Festivalu przed Iron Maiden.

W.H.: Dla nas to jest śmieszne - naparzają się firmy, a cierpią na tym muzycy.

W waszej twórczości rzadko pojawiały się nawiązania do mitologii skandynawskiej, czy germańskiej, a na "Tożsamości" pojawiła się "Legenda Thora".

B.R.: Tekst został napisany przez Grzegorza 20 lat temu na płytę "Ostatni wojownik", który leżał w szufladzie.

W.H.: To jest tekst do utworu "Miecz Bieruta", tzn. "Miecz Beruda" (śmiech).

B.R.: Grzegorz odkurzył ten tekst i dołączył. On jest zupełnie inny od reszty, która traktuje o zupełnie innych sprawach.

W.H.: Ale po prostu nie było czasu na zrobienie nowego tekstu. Najważniejszy jest szlagwort w refrenie "Legenda Thora". Jesteśmy pewni, że jak zagramy to na koncercie, to pół sali, albo nawet cała, będzie wyła "Legenda Thora". Nikt nie będzie się zastanawiał, że to jest o tych rycerzykach.

B.R.: My nie jesteśmy żadnymi Wikingami.

Co symbolizuje okładka "Tożsamości"? Jak dla mnie to wygląda na płonącą kulę ziemską..

B.R.: Dobrze się panu wydaje..

W.H.: ..proszę kontynuować..

Za ten ogień odpowiedzialna jest osoba w kominiarce, wyglądająca na terrorystę.

W.H.: Wygrał pan sto punktów karnych i wycieczkę do Moskwy (śmiech).

Czy w takim razie uważacie, że terroryzm jest obecnie najważniejszym problemem dla naszego globu?

B.R.: Moim zdaniem terroryzm zmieni świat. Jest to gorszy wróg niż najgorsze wirusy ptasich gryp, które nas czekają i z tym się nie wygra. Nie będzie szczepionki na terroryzm. To nas może rozpieprzyć - całą ludzkość.

W.H.: Z tą okładką jest taka sytuacja, że mieliśmy zupełnie inną. Grzegorz wymyślił okładkę bardzo prostą. Nie chcieliśmy heavy metalu na okładce. Stwierdziliśmy, że jesteśmy dorosłymi facetami i nie będziemy się ubierać w jakieś tam rajtuzy. Okładka heavymetalowa do nas już nie pasuje. W związku z tym Grzegorz mówił "Wróćmy do starego logo" z tą pieczątką. Ja od samego początku byłem na "nie", koledzy - na "tak".

Okładka miała być w postaci takiej popękanej marmurowej płyty z przykręconą blachą zwykłymi śrubami. Wydawcy się to nie spodobało. Muszę przyznać, że byliśmy wściekli, ponieważ okładka zaprzyjaźnionego nam zespołu z tej samej firmy była jeszcze prostsza. I przeszła bez dyskusji. A do nas wydawca się przyczepił. A ponieważ nie było czasu, to trzeba było natychmiast wymyślić nową okładkę. Na szybko wymyśliłem ją w studiu, kiedy zostało jeszcze tylko kilka dni na zgranie płyty. Jednak posłuchałem jeszcze tekstów i stwierdziłem, że Grzegorz śpiewa właśnie o tym.

B.R.: Ja i tak uważam, że jest to jedna z ładniejszych naszych okładek (śmiech).


Czyli gdzieś ten terroryzm w was siedział?

W.H.: Tak - on mnie terroryzowali, żeby było stare logo, a ja ich, żeby było nowe.

Wyszło na to, że jesteś większym terrorystą niż pozostali razem wzięci.

W.H.: Bo ja zawsze byłem uważany za "ch***" zespołu i nie tylko zespołu.

B.R.: Taki nasz Bin Lublin (śmiech).

W dodatku Bin Lublin z Poznania. Tytuł "Tożsamość" odnosi się z kolei chyba do zespołu? Chcieliście odzyskać tą starą tożsamość Turbo?

W.H.: Dokładnie tak.

Pewnie znów odeślecie mnie do Grzegorza, jako autora tekstów, ale "Maqmra" przywołuje taki klimat bliskowschodni.

W.H.: Grzegorz tłumaczył nam jak powstawał ten tytuł. Wymyślał teksty przy komputerze i brakowało mu jakiejś literki i taki tytuł został. Powiedział, że to nic nie znaczy. Zbiór liter i nic więcej.

Cała płyta jest heavymetalowa, a łagodniejsze fragmenty to wstęp do utworu "Człowiek i Bóg" i akustyczne zakończenie ostatniego numeru "Otwarte drzwi do miasta". Podobno takie akustyczne, łagodniejsze rzeczy znalazły się na bonusowej płycie do "Tożsamości".

W.H.: My, stare pudła gramy tam na pudłach (śmiech).

B.R.: Bez żadnych wariacji. Utwory są generalnie delikatnie przearanżowane, żeby to miało jakiś sens. To pewna ciekawostka, inne oblicze Turbo. Taki "best of" z 20 paru lat.

W.H.: Są naprawdę ciekawe aranżacje, niektóre wręcz zaskakujące. Np. "Szalonego Ikara" gramy jako taki softowy numer. "Był blady jak niebo" (śpiewa).

B.R.: A utwór sam jest w konwencji reggae.

W.H.: Notabene mamy teledysk do "Szalonego Ikara", który zrobił syn siostry mojej żony. Był na tym koncercie, miał 13 lat, i tak mu się ten występ spodobał, że siedział całą noc przed Wigilią i zrobił sobie w jakimś tam rysunkowym programie tak świetny teledysk, że jak go oglądamy to płaczemy ze śmiechu! Po prostu niesamowite!

B.R.: Taki w stylu Nikifora. Wspaniały!

Chodzi mi o to, że nie chcieliście dawać celowo łagodniejszych rzeczy na "Tożsamości"? Z reguły bywało przecież tak, że na płycie była jakaś ballada.

B.R.: Ten "Człowiek i Bóg" traktowaliśmy jako balladę..

W.H.: Ale wiesz, co - ja właściwie nie wiem dlaczego..

B.R.: Może byliśmy zestresowani, że taka muzyka nam wyszła..

W.H.: Jeżeli i tak nas nikt nigdzie nie puszcza, to co się będziemy zastanawiać, czy robić jakieś ballady, czy nie. Zróbmy to, co chcemy zrobić i niech to brzmi, tak jak ma brzmieć. Jeśli utwór ma trwać 10 minut, to niech ma i koniec. I tak nas nie puszczą, choćby miał 3 minuty 45 sekund.

B.R.: Szkoda miejsca na płycie na pitolenie.

W.H.: Może na następnej płycie jakąś balladę damy. Jeżeli rozgłośnie i rynek rockowy w Polsce się jakoś rozwiną i stacje naprawdę zaczną puszczać muzykę rockową, bez względu na to czy to ma pięć minut, czy dwie, to niewykluczone, że zrobimy coś takiego.

B.R.: Na "Awatarze" była ballada, piękna, ale nikt tego nie puszczał.

Dziękuję za rozmowę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas