Reklama

"Trochę z boku"

- Funkcjonujemy we własnej niszy, usytuowanej gdzieś z boku tego wszystkiego - o specyficznej pozycji pomorskiej grupy Hell-Born na polskiej scenie metalowej mówi w rozmowie z Bartoszem Donarskim Baal Ravenlock, frontman sopockich deathmetalowców.

Sporo w tym racji, bo choć nazwa Hell-Born obecna jest w świadomości fanów od dobrych kilkunastu lat, zespół ten od zawsze działa nieco na marginesie, z dala od scenicznego współzawodnictwa. Jak słychać na ich albumie "Darkness", wydanym z końcem 2008 roku, ta swoista polityka zespołu wychodzi im tylko na dobre.

- Jest to do tej pory najbardziej udany eksperyment z półki oldskul z dobrym brzmieniem - definiuje "Darkness" Baal. Oby więcej takich eksperymentów.

Rozmowę o waszej nowej płycie, "Darkness", znów muszę rozpocząć podobnie jak naszą poprzednią pogaduszkę na stronach INTERIA.PL o "Cursed Infernal Steel" sprzed ponad dwu lat. Myślę tu oczywiście o sporym "poślizgu", z jakim ukazuje się ten materiał, zarejestrowany zdaje się jeszcze w 2007. Pewnie znów kłopoty z wydawcą?

Reklama

Kłopoty... Cóż, sprawa wydawcy "Darkness" sięga jeszcze czasów "Curseed...". Ten album był wydany niezależnie przez trzy wytwórnie: Conquer (tzw. polski oddział), Death Solution (na Polskę jako dodatek do "Mega Sin") oraz Ibex Moon w USA. "Firma" Conquer odpadła w przedbiegach jako wydawca kolejnego albumu z prostej przyczyny - zakończyli swoją działalność. To, co pozostało, czyli angielskie Conquer, było i jest żartem, więc również nic z tego nie wyszło.

Death Solution nie było stać na pokrycie kosztów realizacji materiału, natomiast John do tej pory zalega nam kilka tysięcy dolarów za "Cursed...", nie braliśmy go zatem pod uwagę. Poza tym do wydania nowego materiału nie było chętnych.

Bardzo długo trwały rozmaite rozmowy, poszukiwania, pertraktacje. No i koniec końców Bart podczas wizyty na Pomorzu, przy dobrym trunku, oznajmił, że reaktywuje Witching Hour i wyda "Darkness". Ot cała historia.

Jak dziś wyglądają kwestie wydawnicze, również poza granicami naszego kraju?

Wszystkim zajmuje się Bart. Póki co płyta weszła na rynek i to nas cieszy. Co będzie dalej - zobaczymy. Na szczęście muzyka nie jest naszym źródłem utrzymania i nie musimy się martwić o przyszłość zespołu w tym kontekście.

Opóźnienie związane z wydaniem "Darkness" boli jeszcze bardziej po wysłuchaniu tej płyty. Chyba nie przesadzę jeśli powiem, że jest to bodaj najlepszy album w historii Hell-Born. Przesłuchałem tę płytę już wiele razy i cały czas jestem niezdrowo podniecony. Oldskulowo chwytliwa, masywnie atakująca, pierwotnie brzmiąca, a zarazem niezwykle ożywcza - ten album ma wszystko co potrzeba. Same hymny od początku do końca. Jak zatem z dalszej perspektywy oceniacie ten materiał?

Ja cały czas traktuję ten materiał jako rzecz świeżą i z wielką przyjemnością wkładam krążek do odtwarzacza. Już od wielu bardzo opiniotwórczych dla mnie osób usłyszałem, że jest to nasz najlepszy album, tym niemniej dziękuję za słowa uznania. Włożyliśmy w ten materiał wiele pracy, szczególnie w studio.

Chciałbym się odnieść do określenia "pierwotnie brzmiąca". Czy chodzi o kompozycje, czy też produkcję? Bo od strony produkcyjnej uważam "Darkness" za album dotrzymujący kroku najlepszym współczesnym death / thrashowym realizacjom. Produkując ten album dołożyliśmy wszelkich starań, aby brzmienie było na jak najwyższym poziomie - selektywne, potężne, dopracowane pod względem uporządkowania sceny, umiejscowienia instrumentów itp.

Jest to do tej pory najbardziej udany eksperyment z półki "oldskul z dobrym brzmieniem". Tak należy odbierać nasze płyty. Kompozycyjnie nie radzę spodziewać się po Hell-Born jakichś eskapad w odważne rozwiązania. Jesteśmy już panami w słusznym wieku, a przede wszystkim z nikim nie konkurujemy i nikomu niczego nie musimy udowadniać. Gramy to, co nam samym się najbardziej podoba. Fajnie, że nie tylko nam.

Album utrzymany jest w dobrze rozpoznawalnym stylu Hell-Born opartym na mrocznej, monumentalnej i na swój sposób bardzo łatwo przyswajalnej ekspresji, którą odbiera się bardzo naturalnie. I chyba właśnie o to chodzi, zgadza się? Tu nie trzeba się zastanawiać, tylko poddać się jego celnie atakującej sile?

Hell-Born od początku swego istnienia podjął się realizacji bardzo konkretnego zadania - grania muzyki wypływającej bezpośrednio z tradycji "złotych lat" szeroko pojętej muzyki metalowej. Łączymy w naszych kompozycjach elementy death, thrash, a czasem i heavy metalu.

Kiedy sięgam pamięcią do czasów młodości, to płyty które mnie najsilniej "napiętnowały" odbierałem właśnie w ten sposób - człowiekowi wszystko gładko "wchodziło" do głowy, refreny, riffy, smaczki, sola - wszystko było chwytliwe, wciągało niesamowicie. Muzyka była pełna emocji, "duszy".. Czuło się to i pozwalało się ponieść tej fali. To mi się zawsze podobało i taki właśnie ma być Hell-Born.

Wiele numerów z tej płyty z pewnością znajdzie się w koncertowym repertuarze Hell-Born. Takich przebojów jak choćby otwierający "Refuse To Serve", utwór tytułowy, "Curse Me And I Win" czy zmuszający wręcz do wspólnych inkantacji "The Black Of Me", nie słyszano nawet na festiwalu w Opolu! Nie wydaje się wam, że właśnie w tej diabelskiej przebojowości i niejako prostocie tkwi sekret tej płyty?

Sprawa koncertów jest w przypadku Hell-Born dość trudnym tematem. Ze względu na sprawy zawodowe (mam na głowie własną firmę, do tego Les od prawie roku pracuje u mnie, Jeff pływa, Paul bębni obecnie w Vader) postanowiliśmy przyjąć tryb pracy "typu Darkthrone". Tzn. nie mamy żadnych koncertowych planów. Skupiamy się wyłącznie na komponowaniu muzyki i co jakiś czas będziemy unieszczęśliwiać świat naszymi wypocinami (śmiech).

Odnoszę też wrażenie, że mino iż album w swej konstrukcji jest typowy dla stylu Hell-Born pojawia się na nim kilka nowości. Chodzi mi tu głównie o pewne zwolnienie tempa na korzyść ciężaru, budowania czarnej jak smoła atmosfery, która niekoniecznie musi od razu zabić, a raczej przebiegle zniewalać. Perfidne! Jak to postrzegasz?

Większe niż dotychczas urozmaicenie tempa i sięgnięcie po bardziej monumentalne, cięższe i wolniejsze aranże było celowym zabiegiem. Chcieliśmy w ten sposób jeszcze wyraźniej podkreślić, że nie zamierzamy się z nikim ścigać w ilościach uderzeń na sekundę (choć mamy perkusistę potrafiącego zagrać bardzo szybko) i zbudować właśnie ową atmosferę, korespondującą znakomicie z tytułem i warstwą tekstową albumu.

Wasze pierwsze materiały były często określane mianem black / death metalu, i jak dla mnie też starego, dobrego thrashu czy speed metalu jak to woli, bo wiadomo przecież, że pierwotny death metal miał z nim wiele wspólnego, zresztą w połowie i jeszcze pod koniec lat 80. nikt nie mówił o death metalu, a właśnie speed metalu. Słuchając "Darkness" czuję jednak, że jest to przede wszystkim death metal. Czy można by to nazwać pewną ewolucją waszej gry?

Po części odpowiedziałem już na to pytanie. Jako uzupełnienie dodam tylko, że tak naprawdę naszym jedynym "blackującym" materiałem było mini "Hellblast" (a konkretnie nowe utwory), kiedy to "docierała" i krystalizowała się nowa formuła Hell-Born, w nowym składzie, w innych czasach.

Nasz debiut z 96. roku był albumem ewidentnie deathmetalowym, podobnie należy traktować pozostałe wydawnictwa. Myślę, że to co słychać na "Darkness" jest po prostu naturalną konsekwencją podążania obraną dawno temu ścieżką.

Kto poza waszą trójką figuruje dziś w składzie Hell-Born. Na poprzednim albumie w roli perkusisty wystąpił Necrolucas z Anima Damnata, na "Darkness" zagrał z kolei Paul. Czy ten skład jest nadal aktualny?

Jak najbardziej. Studyjny skład Hell-Born przy okazji kolejnych nagrań będzie korzystał z tych samych, że tak to określę, zasobów ludzkich.

Nazwa Hell-Born obecna jest na scenie blisko 13 lat, mam jednak wrażenie, że zawsze stoicie trochę z boku. Z czego może to wynikać?

Z po części zamierzonej, a po części wymuszonej "polityki" funkcjonowania zespołu. Pomijając okres między debiutem a "Hellblast", kiedy w ogóle nie było wiadomo czy zespół będzie dalej działał, nasze granie dzieliliśmy z obowiązkami zawodowymi i rodzinnymi.

Nie zrobiliśmy kroku pod tytułem "wszystko na jedną kartę" i nie jesteśmy zawodowym zespołem. W dzisiejszych czasach nasze miejsce jest dokładnie tam, gdzie powinno być - "trochę z boku". To daje nam duży komfort.

Mówiąc o Hell-Born nie da się nie zauważyć, że jesteście zespołem mocno związanym ze sceną podziemną i to właśnie tu znajduje się największe grono odbiorców waszej muzyki. Ta silna wieź łącząca Hell-Born z undergroundem jest chyba niezwykle istotna?

Nie czuję się częścią żadnego "undergroundu", czuję się częścią polskiej sceny metalowej. Muzycy zaangażowani w Hell-Born współtworzyli Behemoth, Damnation. Zaczynaliśmy w czasach, kiedy cała scena była jednym wielkim "undergroundem". Dzisiejsza scena "podziemna" (jeśli w ogóle o takowej można mówić) zeszła tak głęboko, że tak naprawdę nie istnieje.

Żyjemy w czasach zawodowych zespołów. My funkcjonujemy we własnej niszy, usytuowanej jak wspomniałeś gdzieś z boku tego wszystkiego. Nagrywamy płyty na zawodowym poziomie, lecz jesteśmy zespołem wyłącznie hobbystycznym. Gramy przede wszystkim dla siebie, a jeśli komuś jeszcze się to podoba - super.

Jak podejrzewam nie czekaliście bezczynnie na premierę "Darkness" i choć album dopiero się ukazał, zapewne macie już coś w zanadrzu. Jak postępują prace nad jego następcą?

Na razie wszystko jest na etapie planów, ale "wola w narodzie" jest, a Bart oznajmił już, że "ma być następna płyta i ch**". Bardzo gościa lubię i nie chcę mu sprawić zawodu (śmiech).

Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: W.E. | Hell | Born | bok | B.O.K
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama