Tomasz Budzyński: nie wymyśliliśmy etykiety "rock chrześcijański" [WYWIAD]

Zespół Armia z Tomaszem Budzyńskim na czele wydał album "Antologia" z niepublikowanymi wcześniej nagraniami. Przy okazji premiery porozmawialiśmy z wokalistą o etykietce "rocka chrześcijańskiego", Jarocinie oraz najbliższych planach grupy.

Tomasz Budzyński
Tomasz BudzyńskiAndrzej WasilkiewiczReporter

Oliwia Kopcik, Interia: Rozmawiamy przy okazji wydanej "Antologii", więc od razu muszę spytać - nie ma tam "Niezwyciężonego", to dość zaskakujące, bo to najbardziej znany kawałek Armii.

Tomasz Budzyński: - Bo to nie jest płyta “best of". "Niezwyciężony" w co najmniej dwóch wersjach ukazał się na innych płytach ("Czas i byt" i jako bonus do "Legendy" - przyp. red.). Nie mamy żadnej specyficznej wersji tego utworu, żeby ona się mogła ukazać na "Antologii". "Antologia" to jest zbiór nagrań, które albo nigdy nie były publikowane, albo są ciekawymi wersjami znanych już utworów.

Nagrania demo to dla fanów nie lada gratka. Myśli pan, że które nagranie może ich najbardziej zaskoczyć?

- Wszystkie są według mnie bardzo ciekawe. Ale jeśli chodzi o stylistykę, to prawdziwym zaskoczeniem może być wersja utworu w stylu techno, czyli remix, który się nazywa  "Delirium wszechmocy".

Ten kawałek właśnie rzucił mi się w uszy przy pierwszym odsłuchaniu płyty. Bo to zupełnie inne granie niż Armia.

- Znajomy naszego ówczesnego basisty dostał od niego ślady, nie wiem nawet, w jaki sposób się to stało, i zrobił właśnie taki remix. To oryginalnie jest pierwszy utwór na płycie "Ultima Thule", który nazywa się “Biesy".

Utwory na "Antologii" są ułożone chronologicznie. Chyba największym przewrotem w historii zespołu był ten moment, kiedy zaczęli was klasyfikować jako rock chrześcijański, chociaż sami się z tym nie zgadzaliście. To odważne posunięcie, bo wielu fanów mogło się od zespołu odwrócić. Wspominał pan też kiedyś, że taki jednoznaczny przekaz mógł wzbudzać niechęć wydawców.

- My nigdy sobie takiej etykiety "rock chrześcijański" nie wymyślaliśmy. To są pomysły niektórych napalonych dziennikarzy, nie zespołu. Ja zawsze mówiłem, że zespół Armia gra muzykę bajkową. Teksty, które piszę, są w jakimś sensie odzwierciedleniem mojej duszy i tego co przeżywam w danym czasie. Owszem był to przewrót w moim duchowym życiu i dziwne byłoby gdybym o tym nie śpiewał. My nie uprawiamy publicystyki, nie komentujemy sytuacji społeczno-politycznej, tylko dzielimy się tym, co mamy najlepsze. A to, że ktoś z publiczności może się odwracać... Dlaczego miałby się odwracać? Bo jestem szczery? Nie mogę śpiewać tego, co czuję?

Dla mnie to zupełnie zrozumiałe, że śpiewa się to, co się czuje, a nie to, co ludzie chcą słyszeć.

- Staram się to robić od 40 lat. Zespół Armia nie powstał po to, aby spełniać czyjeś oczekiwania. Nigdy nie staraliśmy się dostosowywać do czyichś gustów albo do popularnych  trendów. Nasze płyty były często dużym zaskoczeniem nawet dla zagorzałych fanów. Nasz styl jest unikalny i jedyny w swoim rodzaju.

W ubiegłym roku Dezerter też wydał płytę z odkopanymi nagraniami, zresztą dostali nawet za nią Fryderyka. To nowy trend, jak powrót winyli?

- Zespoły czasem wydają podobne płyty, albo jest to tak zwany "best of", albo - jak w przypadku "Antologii" - nagrania, które nigdy nie ujrzały światła dziennego. Są to nagrania z różnych lat i można powiedzieć, że wyłania się z tego jakaś alternatywna historia zespołu Armia. To jest bardzo ciekawe i muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że to tak fajnie wyjdzie.

Odchodząc od "Antologii" - płyta "Legenda". Uważana za jedną z najbardziej kultowych polskich płyt. Myślał pan w tamtym czasie, nagrywając ją, że właśnie uczestniczy pan w tworzeniu czegoś wielkiego?

- Nigdy w taki sposób nie myślałem o tym, co robimy. Po prostu nagrywaliśmy kolejną swoją płytę. Ja w ogóle lubię słuchać swoich płyt. Jakby ktoś mnie spytał, która płyta Armii jest najlepsza, to zawsze odpowiadam, że ta, którą nagrywamy obecnie. We wszystkie płyty włożyłem maksimum swoich umiejętności i serca. Nigdy nie wydałem czegoś, co mi się nie podoba albo miałbym wobec tego jakieś wątpliwości. To tak jakby moje dzieci. Płyta, która się ukazuje, żyje już potem swoim własnym życiem. Później to więcej do powiedzenia mają słuchacze. I takie swoje własne życie ma od 30 lat płyta  "Legenda" .

Historia Armii też świetnie pokazuje, że punk rock, to nie są, jak niektórzy myślą, "trzy akordy". Wam się zdarzyły występy w operetce, używaliście innych instrumentów, jak choćby waltornia. Skąd takie pomysły jeszcze w czasach, kiedy nie było tak łatwego dostępu do wszystkiego, jak mamy teraz?

- Człowiek nie wziął się znikąd. Jako muzycy też słuchamy różnej muzyki, wiele rzeczy nas inspiruje. Ale też nikogo nie naśladujemy. Nasza twórczość jest oryginalna, nie ma drugiego takiego zespołu podobnego do Armii. Bardzo się cieszę z tego, że udało nam się stworzyć coś oryginalnego i niepowtarzalnego, nasz styl. Nie da się nas włożyć do żadnej szufladki.

To mnie z jednej strony dziwi, że cały czas jesteście klasyfikowani jako punkowa kapela, mimo że odeszliście od tego punka w stronę prog rocka.

- Istniejemy już bardzo długo i oczywiście wywodzimy się od punk rocka, ja przecież zaczynałem swoja przygodę w zespole Siekiera. Ale nasza twórczość ewoluowała przez te 40 lat. Czego tam nie ma! Prog rock jest obecny na płytach "Legenda" czy "Triodante". Nawet nagraliśmy płytę ("Freak" - przy. red.), gdzie ocieramy się o jazz!

Ważnym miejscem dla Armii jest Jarocin. Teraz wokół festiwalu trwa dyskusja, bo na ostatniej edycji grali m.in. Ralph Kaminski czy Kaśka Sochacka, i część ludzi mówi, że to dobrze, że festiwal idzie z duchem czasu, a część się oburza, że Jarocin to był punkowy festiwal.

- Jarocin był festiwalem nie tylko punkowym. Przecież grały tam też zespoły reggae czy heavymetalowe i stricte rockowe kapele. Natomiast nazwiska, które pani wymieniła... Nie interesuję się muzyką pop, a Ralph Kaminski to jest właśnie chyba pop. Nie mam nic przeciwko temu, ale jednak Jarocin jest festiwalem muzyki rockowej. Grałem w Jarocinie ponad 10 razy, więc znam ten festiwal bardzo dobrze.

Z drugiej strony Jarocin początkowo był Festiwalem Muzyki Młodej Generacji, więc skoro muzyką młodzieżową jest teraz to, co robi m.in. Ralph, to w sumie wszystko idzie według założenia...

- Trudno mi powiedzieć, ja takiej muzyki nie słucham, bo moje zainteresowania muzyczne są zupełnie gdzie indziej. Czy to jest muzyka młodzieżowa, to nie wiem, bo mam 60 lat i w sprawach młodzieżowych dość słabo się orientuję. Ale jeśli chodzi o muzykę rockową, to na świecie jest bardzo dużo dobrych, nowych zespołów. To mnie bardzo cieszy.

Ostatnio byłam na spotkaniu z Gene Simmonsem z Kiss i strasznie mnie to irytowało, że on cały czas mówił, że rocka już nie ma i że nie ma dobrych, nowych zespołów.

- Kompletna bzdura. Od jakiegoś czasu prowadzę audycję muzyczną w Radiu Poznań - "Melodramat" - i żeby być na bieżąco prezentuję też muzykę współczesną . Jest tego naprawdę sporo i na niesamowitym poziomie. Sto razy lepsze od Kiss.

Kilka nazw dla tych, którzy nie wierzą?

- Idles, Black Midi, Algiers, Slift, The Wailin Storms, Rome... Proszę sobie posłuchać.

Miałam pytać, czy fani mogą czekać na jakieś nowości, ale już pan zdradził, że będzie płyta. Powie pan coś więcej?

- Weszliśmy do studia na początku roku, jesteśmy w trakcie nagrań. Robimy to powoli, nigdzie nam się nie spieszy, bo nie musimy już nikomu nic udowadniać. Mam nadzieję, że płyta się ukaże pod koniec tego roku albo na początku następnego. Muzyka jest już nagrana, jest bardzo ciekawa. Na koncertach gramy instrumentalne wersje utworów z nowej płyty i widzę, że publiczności bardzo się podoba, więc to mnie cieszy.

A jakieś działania z Tymoteuszem? Tam też ostatnią płytą studyjną mamy z 2015 roku.

- 2Tm2,3 też jest w studiu! Może się okazać, że ta płyta też wyjdzie jeszcze w tym roku. Bardzo bym chciał.

To jeszcze na koniec filozoficznie - gdyby wiedział pan, że słucha pana cały świat, co by pan powiedział?

- Że Bóg kocha grzesznika i miłość jest możliwa.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas